Niewolnicy III Rzeszy. Polscy robotnicy przymusowi (Cykl Bilans Krzywd cz. 10)
W czasie II wojny światowej na rzecz III Rzeszy pracowało około 14 milionów przymusowych robotników. Polacy byli pod tym względem drugą, po mieszkańcach Związku Radzieckiego, najliczniejszą grupą narodowościową. Lżeni i poniewierani niewolnicy jednego z najbardziej cywilizowanych i rozwiniętych krajów ówczesnego świata wnieśli niebagatelny wkład w podtrzymywanie jego potencjału wojennego oraz zaspokajanie podstawowych potrzeb ludności. Gdyby Niemcy nie wykorzystali tych zasobów, nazistowska III Rzesza upadłaby znacznie wcześniej.
(przeczytaj także poprzednią część cyklu, lub zacznij od początku)
Jeńcy polscy jako tania siła robocza
Projekt zatrudnienia jako siły roboczej w gospodarce III Rzeszy przedstawicieli podbitych narodów zrodził się w umysłach nazistowskich prominentów jeszcze przed agresją na Polskę. Sam Führer kilkakrotnie wspominał o potrzebie włączenia do pracy w Rzeszy ludności pochodzącej z obcych terytoriów. Zamierzenia te szybko zaczęto realizować w praktyce. Po Anschlussie Austrii zobowiązano do pracy w Rzeszy prawie 100 000 jej obywateli. W następstwie rozbioru Czechosłowacji (i jeszcze przed wybuchem wojny) zatrudniono w Niemczech 70 000 mieszkańców Protektoratu Czech i Moraw. Następni w kolejce mieli być Polacy, tym bardziej że zapotrzebowanie na siłę roboczą rosło wraz z przeciągającym się konfliktem i wzrostem produkcji zbrojeniowej.
![]() |
1. Niemiecki plakat propagandowy, zachęcający Polaków do zgłaszania się na roboty do Niemiec, 1940 rok. |
Doborem pracowników i ich rozmieszczeniem na terenie Rzeszy zajmował się lokalny urząd pracy – Arbeitsamt. Pierwsi przedstawiciele tej instytucji pojawili się w Polsce już na początku wojny, w ślad za zwycięskimi oddziałami Wehrmachtu. Od 3 września 1939 r. placówki Arbeitsamtu powstawały na Śląsku i w województwie poznańskim. Sieć urzędów wkrótce objęła cały okupowany przez Niemców obszar Polski. Obowiązkowi pracy podlegały osoby w wieku 14–60 lat (w Generalnym Gubernatorstwie) lub w wieku 14–65 lat (na ziemiach wcielonych). Tam jednak zdarzało się, że powoływano do przymusowych robót również osoby starsze, a i dolna granica wieku nie zawsze była respektowana i bez oporu zapędzano do pracy dzieci.
Pierwszymi Polakami, którzy zostali przymusowo zatrudnieni w przedsiębiorstwach III Rzeszy, byli jeńcy wojenni. Międzynarodowe konwencje dopuszczały możliwość angażowania jeńców (poza oficerami) w tych działach gospodarki, które nie miały związku z produkcją zbrojeniową i operacjami wojennymi. W efekcie obozy jenieckie – stalagi – stały się rezerwuarami niemal darmowej siły roboczej. W samych tylko Prusach Wschodnich w rolnictwie, zakładach przemysłowych, transporcie i przy pracach porządkowych według stanu z 5 października 1939 r. zatrudnionych było 46 000 polskich jeńców. Znajdowali się w niemal każdej z tamtejszych wsi, pracowali też w większych przedsiębiorstwach. Pierwszych polskich cywilów wywieziono na roboty przymusowe również we wrześniu 1939 r. Łapanki organizowały oddziały Wehrmachtu i niemieckie służby bezpieczeństwa. Zatrzymały one na Śląsku i Pomorzu co najmniej kilka tysięcy Polaków.
Przymus pracy na ziemiach wcielonych
W trzeciej dekadzie października 1939 r. ustalone zostały zasady "rekrutacji" pracowników cywilnych na ziemiach wcielonych do Rzeszy i w Generalnym Gubernatorstwie. Normą postępowania na zaanektowanych przez Niemcy terenach miał być przymus. Urzędy pracy wysyłały po prostu do mieszkańców imienne wezwania do stawienia się w określonym miejscu i czasie w celu wyjazdu w głąb Rzeszy. Było to o tyle proste, że już we wrześniu i październiku dokonano ewidencji ludności polskiej na tamtych ziemiach. Wykluczone było, aby Polak, jako obywatel drugiej kategorii, mógł odmówić. Czekałyby go w takiej sytuacji surowe sankcje: kara pieniężna, wstrzymanie przydziału żywności, konfiskata majątku oraz wysyłka do obozu koncentracyjnego. W przypadku gdy taka osoba ukrywała się, areszt groził jej bliskim.
![]() |
2. Polscy robotnicy przymusowi podczas robót ziemnych w III Rzeszy. |
Na ziemiach wcielonych stosunkowo rzadko jako formę pozyskiwania pracowników przymusowych stosowano łapanki. Za to niepracujących Polaków nagminnie denuncjowali ich niemieccy sąsiedzi. W skrajnych sytuacjach "rekrutacja" wyglądała zupełnie inaczej. Późnym wieczorem lub nocą niemieccy żandarmi wchodzili do mieszkań i dawali osobom wytypowanym do pracy zaledwie kilkanaście minut na spakowanie się, potem zaś doprowadzali je do punktów zbiorczych.
Generalne Gubernatorstwo stawia na ochotników
W Generalnym Gubernatorstwie niemieckie władze okupacyjne planowały początkowo pozyskiwać pracowników do robót na terenie Rzeszy poprzez dobrowolne zgłoszenia. Miały temu sprzyjać zarówno trudne warunki materialne, w których żyli mieszkańcy Generalnego Gubernatorstwa, spowodowane zniszczeniami wojennymi, jak również napływ ogromnej masy przesiedleńców z ziem inkorporowanych do Rzeszy. Nachalna niemiecka propaganda wabiła potencjalnych ochotników informacjami o wysokich zarobkach, możliwościami podniesienia kwalifikacji i stosunkowo krótkim, najczęściej półrocznym, okresie pracy. Pojawili się tu również werbownicy przysłani przez niemieckie przedsiębiorstwa i majątki ziemskie, poszukujący fachowców z określonych dziedzin.
![]() |
3. Kolejny plakat propagandowy, zachęcający na wyjazd na roboty do Niemiec. |
Efekty tych działań dalekie były jednak od odgórnych oczekiwań. Polacy coraz bardziej świadomi byli eksterminacyjnej polityki okupanta. Ponadto na terenie Generalnego Gubernatorstwa dużo lepsza była sytuacja na wsi, ponieważ polscy chłopi czerpali korzyści z pokątnego handlu wymiennego z mieszkańcami miast. W związku z tym nie kwapili się do wyjazdu w nieznane.
Władze okupacyjne podjęły więc bardziej radykalne kroki w celu pozyskania większej liczby Polaków do pracy. Odwołano się, podobnie jak na ziemiach zaanektowanych, do przymusu. W styczniu 1940 r. Generalny Gubernator Hans Frank nałożył na poszczególne dystrykty obowiązek zapewnienia kontyngentów robotników, którzy mieli być skierowani na wyjazd do Rzeszy. W dalszym ciągu zachęcano również do dobrowolnego wyjazdu, mamiąc informacjami o możliwości uzyskania dodatkowych przydziałów żywności dla rodzin oraz talonów na artykuły deficytowe. Niemcy, licząc na wysoki autorytet społeczny polskich duchownych, zwrócili się do nich z nakazem, aby podczas mszy świętych z ambon zachęcali rodaków do wyjazdów. Większość księży jednak odmówiła.
Za uchylanie się od pracy - obóz
Niemieckie urzędy wysyłały imienne wezwania do pracy na podstawie list sporządzanych przez wójtów i sołtysów, którzy otrzymywali za to specjalne nagrody. Niekiedy lokalni włodarze musieli wezwania dostarczyć osobiście, w asyście niemieckiej żandarmerii bądź policji.
Polakom uchylającym się od stawienia na roboty przymusowe palono zabudowania i grabiono dobytek. Im samym groziło więzienie; mogli nawet zostać skierowani do obozów koncentracyjnych. Praktykowano również zsyłanie w zamian członków najbliższej rodziny. Na wioski, które nie dostarczyły żądanego kontyngentu robotników, nakładano kontrybucje. W miarę kolejnych niepowodzeń na froncie Niemcy w sposób coraz bardziej bezwzględny realizowali założenia swojej polityki pozyskiwania robotników przymusowych. Nasiliły się brutalne łapanki i nocne obławy.
Niemieccy "pracodawcy"
Znaczna część polskich robotników przymusowych pracowała w niemieckim rolnictwie. Początkowo było to około 90% ogółu wywiezionych. Później wskaźnik ten stopniowo spadał i ustabilizował się na poziomie około 70%. Polacy mieszkali i pracowali w różnych warunkach u niemieckich bauerów. Wszystko zależało od zasobności niemieckich gospodarzy, organizacji pracy, jak również cech charakteru samych pracodawców. Trafiali się ludzie stosunkowo uczciwi, zapewniający zatrudnionym zupełnie przyzwoity wikt i opierunek. Jednak przeważali tacy, którzy byli zainteresowani wyłącznie maksymalnym ich wyzyskiem, i to możliwie najmniejszym kosztem. Sam stosunek pracy był niejasno określony. Niemieckiego "pracodawcy" z polskim "pracownikiem" nie wiązała żadna umowa. Jedynym oficjalnym dokumentem było skierowanie do pracy wystawione przez lokalny Arbeitsamt. Z tego też względu niemiecki "przełożony" mógł dosyć swobodnie dysponować czasem, a co za tym idzie: siłą i zdrowiem przymuszonego do pracy na jego rzecz Polaka. Nic przy tym nie zobowiązywało go do zapewnienia mu jakiegokolwiek minimum socjalnego.
![]() |
4. Mężczyzna czyta rozporządzenie gubernatora Hansa Franka w sprawie wysłania Polaków na roboty przymusowe. |
Również w kwestii wynagrodzenia panowała swoboda. Co prawda Polacy mieli otrzymywać o 30% niższe wynagrodzenie od Niemców na analogicznych stanowiskach (czyli i tak tych najgorzej opłacanych), pracodawcy jednak mogli dowolnie pomniejszać wypłaty, argumentując to niską wydajnością pracy. Ponadto wynagrodzenie objęte było wszelkimi obciążeniami na rzecz państwa niemieckiego. Polak pozbawiony był też prawa do jakichkolwiek dodatkowych świadczeń pieniężnych, wynikających z pracy poza miejscem zamieszkania i rozłąki z rodziną.
Zakazy i nakazy
Dla Polaków ustanowiono szereg ograniczeń, głównie o charakterze rasistowskim. Robotnicy przymusowi podlegali stałemu dozorowi policyjnemu ze strony funkcjonariuszy miejscowej placówki. Wszelkie odstępstwa od opisywanych wyżej ograniczeń skutkowały grzywną, aresztem bądź karą cielesną. Poważniejsze uchybienia w rodzaju odmowy wykonywania pracy, ucieczki z miejsca pracy, sabotażu lub zabronionych kontaktów z ludnością niemiecką karane były obozem koncentracyjnym lub śmiercią. Często sami pracodawcy nie stronili od przemocy fizycznej. Janina Suchowa ze wsi Pawłówka w powiecie suwalskim została ukarana za to, że zapomniała ugotować mleko dla gospodarza: "tak mnie uderzył w twarz, że na miejscu zemdlałam, zbił mnie, bardzo wyklinając, że wszystkich psów Polaków pozabija!"
![]() |
5. Polscy rolnicy z krakowskiego transportowani na roboty przymusowe do Rzeszy, 1941 rok. |
Równie bezlitośnie egzekwowano zakaz kontaktów seksualnych Polaków z Niemkami. Wystarczył choć cień podejrzenia, aby polski robotnik skończył na stryczku. Z kolei niemieckie kobiety, które pod nieobecność mężów walczących na froncie utrzymywały stosunki intymne z zagranicznymi robotnikami, były publicznie upokarzane i piętnowane. Przykładowo, niejaka Dora von Cabitz, pracownica rolna z miejscowości Oschatz, została oskarżona o uprawianie seksu z kilkoma polskimi robotnikami. Raport lokalnej placówki SD zawiera opis, w jaki sposób kobieta została ukarana:
Już od samego rana rozpowiadano, że pewna Niemka zostanie poddana publicznej karze. Od 9.00 przed ratuszem w Oschatz zaczął się gromadzić tłum. Wszyscy chcieli zobaczyć, kim jest ta niegodziwa kobieta. Dokładnie o 11.00 pojawiła się von Cabitz z ogoloną głową, witana spontanicznymi wyzwiskami. Umieszczono ją w klatce, na której powieszono tablicę z następującym napisem: "Zhańbiłam się obcowaniem z Polakami, przez co stałam się wyrzutkiem społecznym".
Z drugiej strony Polki narażone były na przemoc seksualną ze strony niemieckich gospodarzy, choć skala tego zjawiska jest nieznana. Jedną z ofiar była pochodząca z Rytra koło Nowego Sącza Anna Lekawska. Bauer, u którego pracowała, nałogowy alkoholik, dopuszczał się na niej gwałtów. Kiedy w wyniku tego kobieta zaszła w ciążę, Niemiec pewnego dnia po prostu zepchnął ją z wysokiej drabiny. Anna Lekawska poniosła śmierć na miejscu. Brutal w ten obmierzły sposób pozbył się kłopotu.
Haniebna statystyka
Podczas okupacji z ziem wcielonych na roboty wywieziono łącznie około 730 000 Polaków. Najwięcej, bo aż 450 000, pochodziło z Kraju Warty. Do końca 1944 r. z Generalnego Gubernatorstwa wywieziono na roboty przymusowe 1 297 000 Polaków. Również ludność naszych Kresów Wschodnich po ich zajęciu przez wojska niemieckie podlegała deportacjom jako przymusowa siła robocza. Z wyjątkiem mieszkańców republik nadbałtyckich, okręgu białostockiego i dystryktu galicyjskiego stosowano wobec nich pojęcie Ostarbeiter – robotnik ze Wschodu, bez względu na narodowość. Z tego też względu niezwykle trudne jest precyzyjne ustalenie liczby Polaków wywiezionych do Rzeszy z tamtych terenów. Według szacunków mogło ich być nawet 500 000. Łączna liczba polskich robotników przymusowych, doliczając wspomnianych na samym początku jeńców wojennych, którzy ochotniczo przeszli „do cywila”, wyniosła więc ponad 2 827 000 osób.
(przejdź do kolejnej części cyklu)
***
Źródła fotografii:
- Domena publiczna.
- Narodowe Archiwum Cyfrowe.
- Domena publiczne.
- Narodowe Archiwum Cyfrowe.
- Domena publiczna.
***
Artykuł powstał na podstawie fragmentów mojej książki "Bilans Krzywd", Kraków 2018.
Komentarze
Prześlij komentarz