Niemieckie represje za pomoc Żydom (Cykl Bilans Krzywd cz. 8)
Przed wojną w Polsce żyło nieco ponad trzy miliony Żydów. Ludobójcza polityka władz III Rzeszy, prowadzona na okupowanym terenie sprawiła, że wojnę przeżyło zaledwie około 12 procent populacji starozakonnych. Wielu z nich swoje ocalenie zawdzięczało Polakom, którzy często płacili za to poświęcenie cenę najwyższą...
(przeczytaj także poprzednią część cyklu lub zacznij od początku)
Z pomocą żydowskim sąsiadom
Okupacja niemiecka do pewnego stopnia wygasiła przedwojenne animozje między Polakami i Żydami. Spory i uprzedzenia zostały odłożone na bok. Nasi rodacy, przed wojną postrzegani nieraz jako zdeklarowani antysemici, przystąpili do ratowania starozakonnych przed bezwzględną eksterminacją ze strony Niemców. Przy czym trzeba zaznaczyć, że niektórzy Polacy nie zmienili swojego nastawienia politycznego w stosunku do mniejszości żydowskiej. Ratowali Żydów z pobudek chrześcijańskich i antyniemieckich, ponadto udzielali pomocy konkretnym ludziom. Wspierali osoby, które znali jeszcze sprzed wojny. Wcześniejsza izolacja Żydów od reszty społeczeństwa i egzystowanie we własnych, zamkniętych społecznościach do pewnego stopnia okazała się więc ich zgubą.
![]() |
1. Rewizja dokonywana przez funkcjonariuszy niemieckiej policji w żydowskim mieszkaniu w Warszawie. |
Pomoc indywidualna dla żydowskich współobywateli realizowana była na różne sposoby. Najczęstsze było wsparcie doraźne: podanie szklanki wody uciekinierowi z getta czy transportu, zaopatrzenie go w produkty żywnościowe lub ubranie, wskazanie kierunku ucieczki, chwilowe udzielenie schronienia bądź kupienie biletu. Trzeba podkreślić, że pomocy udzielali przedstawiciele wszystkich grup społecznych – mieszczanie, ziemianie, inteligencja, chłopi, robotnicy, duchowni, prostytutki… bez względu na przekonania polityczne. Wśród "sprawiedliwych" trafiali się nawet działacze przedwojennego Obozu Narodowo-Radykalnego.
Najcenniejszą formą pomocy było przyjęcie do domu na utrzymanie żydowskiej rodziny bądź nawet wynajęcie jej jakiegoś lokum po tak zwanej aryjskiej stronie, a więc poza murami getta. W tym drugim przypadku oczywiście motywacją często były czynniki ekonomiczne, jednak nie należy zbytnio potępiać takiego stanowiska. W warunkach wojennych, przy zamrożeniu przez Niemców płac na poziomie przedwojennym i galopujących cenach dóbr konsumpcyjnych, utrzymanie się polskiej rodziny było nie lada wyzwaniem. A tu trzeba było jeszcze zapewnić wyżywienie dla dodatkowych osób, z reguły o zbliżonych potrzebach. Ponadto z każdym rokiem okupacji postępowała pauperyzacja polskiego społeczeństwa i trudno było wymagać, aby każdy był gotów brać odpowiedzialność za byt drugiego, czasem nieznanego sobie człowieka, kosztem swoich najbliższych. Żydzi często więc partycypowali w kosztach utrzymania i także dla nich było to rzeczą naturalną.
Niech nas Pan zabije tu na miejscu…
Uciekinierom, zwłaszcza w większych, sprzyjających anonimowości miastach, nadawano niekiedy nową tożsamość, załatwiano fałszywe kenkarty, czyli niemieckie dowody tożsamości obowiązujące w Generalnym Gubernatorstwie, metryki chrztu itp. Żydom, którzy nie mieli typowo semickiej urody, udawało się nawet czasem znaleźć pracę. Dzięki temu mieli zapewnione źródło co prawda mizernego, ale stałego dochodu i zaświadczenie o pracy, które było równie cennym i pożądanym dokumentem jak kenkarta. Na terenach wiejskich, gdzie realia były całkowicie odmienne, Żydzi najczęściej ukrywali się w budynkach mieszkalnych i gospodarczych, w przemyślnie zbudowanych przez swoich gospodarzy skrytkach, z rzadka je opuszczając, aby nie rzucać się w oczy nie tylko osobom postronnym, ale i sąsiadom swoich dobroczyńców.
![]() |
2. Fragment zabudowań niemieckiego obozu zagłady w Sobiborze, lato 1943 roku. |
Sprawie ratowania Żydów przysłużyło się także, wbrew obiegowej opinii, wielu "granatowych" policjantów. Eda Lichtman uciekła z obozu zagłady w Sobiborze z grupą więźniów podczas słynnego buntu 14 października 1943 roku. Cztery kobiety i dwóch mężczyzn przez trzy dni i noce błąkało się po okolicznych lasach, próbując ujść niemieckiej pogoni. Żywili się tylko tym, co znaleźli w lesie. W końcu głód zmusił Żydów do wejścia do polskiej wsi, jednak pierwszy kontakt z mieszkańcami nie był zbyt zachęcający – jeden z chłopów próbował przepędzić ich batem. Wówczas nieoczekiwanie pojawił się ktoś jeszcze:
Po kilku minutach zjawił się młody mężczyzna w ciemnym ubraniu i ciemnym kożuchu. Serce mi zamarło. Przecież to polski policjant. Było mi wszystko jedno. Mężczyzna patrzył bystro na nas chwilę, wreszcie spytał przez zaciśnięte zęby: "Jude?". Skinęłam głową twierdząco. "Sobibór?" – zapytał znowu. Odpowiedziałam "tak". "A teraz, proszę, niech nas pan zabije tu na miejscu, bo my tam nie chcemy wrócić". […] Mężczyzna przez zaciśnięte zęby powiedział: "A pani myśli, że ja już Boga w sercu nie mam? Idźcie z powrotem do lasu, ja tam zaraz przyjdę" – powiedział rozkazująco. Usłuchaliśmy go, nie mając innego wyjścia.
Policjant wręczył uciekinierom bochenek chleba. Ci odwdzięczyli mu się dwoma zegarkami i poszli dalej. Eda przeżyła wojnę. W 1961 r. była świadkiem podczas procesu niemieckiego ludobójcy SS-Obersturmbannführera Adolfa Eichmanna.
Kara śmierci lub obóz koncentracyjny
W Polsce za ukrywanie Żydów lub wszelką inną formę ich wsparcia groziła kara śmierci. W najlepszym razie można było trafić do więzienia lub obozu koncentracyjnego. Podobnie jak w przypadku represji za akcje ruchu oporu obowiązywał system odpowiedzialności zbiorowej, polegający na stworzeniu zależności pomiędzy różnymi podmiotami. Władze okupacyjne zobowiązywały osoby piastujące różnorakie funkcje publiczne, na przykład sołtysów, do obserwowania tego, co dzieje się na podległym im terenie, i informowania o pojawieniu się Żydów, a także o podejrzeniach, że udzielana jest im pomoc. Pozostali obywatele również posiadający takową wiedzę zobligowani byli do niezwłocznego doniesienia o tym odpowiednim organom okupacyjnym. Nierespektowanie tych wytycznych mogło się wiązać z wiadomymi konsekwencjami.
Na wsi oddział żandarmerii zazwyczaj otaczał gospodarstwo i mordował całą rodzinę pomagającą Żydom. Następnie puszczano z dymem zabudowania, niszcząc w ten sposób cały dorobek życia tych ludzi. Zwłok pomordowanych nie pozwalano grzebać na cmentarzu, chowano je w przypadkowych miejscach, gdzieś w rowie czy za płotem. Odmawiano im również ostatniej posługi księdza. Postępowanie to obliczone było na zastraszenie kolejnych potencjalnych opiekunów osób narodowości żydowskiej. W małych społecznościach tego typu działania musiały robić piorunujące wrażenie, zwłaszcza kiedy ich ofiarami padali sąsiedzi lub znajomi.
![]() |
3. Polacy zamordowani przez Niemców za pomoc Żydom w Przemyślu, 1943 roku. |
Rodzice Barbary Kryńskiej ukrywali dwie żydowskie rodziny. Działo się to na przełomie 1942 i 1943 r. we wsi Mniszew, niedaleko Warki. Kryńscy uczynili tak z wdzięczności za uratowanie życia 5-letniej wówczas Barbarze przez lekarza, który był Żydem. Nie spodziewali się, jak zgubne dla nich będą skutki okazanej dobroci. Barbara Kryńska wspominała:
Na dworze było bardzo zimno. Obudziło nas walenie w okna i drzwi oraz niemieckie głosy. Poderwaliśmy się wszyscy na równe nogi. Tacie nie pozwolili się dobrze ubrać. Założył tylko marynarkę. Wyprowadzili go z domu i postawili pod ścianą. Widząc to przez okno, zaczęliśmy krzyczeć – wtedy strzelili w naszą stronę. Posypały się drzazgi z futryn i poleciały szyby. Zabrali tatę do wsi, gdzie spędzili wszystkich Polaków, których wskazał Żyd Mecho, jako udzielających mu schronienia. Okazało się, że Niemcy złapali dwie rodziny żydowskie, które wcześniej ukrywali moi rodzice. Właściciela posesji zabili na miejscu, gdyż Mecho wydał, że miał on zakopaną broń pod oknem.
Ojciec pani Barbary został wywieziony do więzienia w Radomiu. Matka, także aresztowana, została potajemnie uwolniona przez jednego z Niemców jeszcze podczas łapanki. Córka już nigdy nie zobaczyła swojego ojca. W lipcu 1943 r. przyszła informacja o jego śmierci w więzieniu. Rodzina nawet nie mogła odzyskać jego ciała. Został pochowany w zbiorowej mogile.
Ilu było Sprawiedliwych… ?
Trudno jest oszacować liczbę Polaków udzielających pomocy Żydom. Do chwili obecnej przeszło 7200 polskich obywateli zostało uhonorowanych odznaczeniem "Sprawiedliwy Wśród Narodów Świata", nadawanym przez izraelski instytut Yad Vashem za ratowanie Żydów podczas II wojny światowej. Jesteśmy najliczniej reprezentowaną grupą pod względem narodowości wśród odznaczonych. I trzeba podkreślić, że ta liczba to zapewne niewielki odsetek spośród naszych rodaków niosących pomoc osobom narodowości żydowskiej w tych tragicznych chwilach. Chcąc pokusić się o oszacowanie skali tego zjawiska, należy wziąć pod uwagę, że, według różnych szacunków, pod niemiecką okupacją w Polsce wojnę przeżyło od 30 000 do 120 000 Żydów. Przy założeniu, że w ocaleniu jednego z nich miało udział od kilku do nawet kilkunastu Polaków, teoretycznie liczba ratujących będzie się wahała od około 30 000 do ponad miliona obywateli II Rzeczypospolitej.
4. Medal Sprawiedliwy Wśród Narodów Świata nadany pośmiertnie w 2011 roku Marcie Bocheńskiej za ukrywanie żydowskiej dziewczynki . |
Niestety nie ustalimy już dokładnie, ilu Polaków poniosło śmierć za ten akt ludzkiego miłosierdzia. Według fragmentarycznych danych z końca lat 80-tych XX wieku, wymieniono z nazwiska 872 osoby zamordowane przez okupantów, w tym ponad 20 kilkuosobowych rodzin, z tą najsłynniejszą na czele – Rodziną Ulmów z Markowej na Podkarpaciu. Obecnie liczbę tę szacuje się na 1000-1500 osób.
(przejdź do kolejnej części cyklu)
***
Źródła fotografii:
- Narodowe Archiwum Cyfrowe.
- Domena publiczna.
- Domena publiczna.
- Wikimedia Commons CC BY-SA 3.0 pl.
***
Artykuł powstał na podstawie fragmentów mojej książki "Bilans Krzywd", Kraków 2018.
Komentarze
Prześlij komentarz