Zdobycie Bolonii. Ostatnia bitwa 2. Korpusu Polskiego (Część 2)
W marcu 1945 roku, po okresie zimowego zastoju na froncie włoskim, sztaby alianckie opracowały założenia operacji zmierzającej do zadania nieprzyjacielowi ostatecznego, nokautującego uderzenia i opanowania całych północnych Włoch. Miało to także na celu uniemożliwić Niemcom wycofanie sił z tego obszaru w kierunku tzw. Twierdzy Alpejskiej, gdzie, jak się obawiano, Adolf Hitler będzie chciał przedłużyć opór. W składzie przeznaczonych do ofensywy sił alianckich znajdował się także 2. Korpus Polski.
(przeczytaj także poprzednią część)
Pechowy początek
8 kwietnia w Forli wylądował samolot z p.o. Naczelnym Wodzem generałem dywizji Władysławem Andersem, który przybył z Anglii przed ofensywą i 9 kwietnia udał się wraz z generałem brygady Zygmuntem Bohuszem-Szyszko na wysunięte stanowisko dowodzenia 2. Korpusu Polskiego. Od bombardowania pozycji nieprzyjacielskich nad Senio o godzinie 13.30 rozpoczęły się działania ofensywne 8. Armii, do której wsparcia wyznaczono 1860 samolotów bojowych różnych typów. Przed frontem 2. Korpusu Polskiego i brytyjskiego V Korpusu lotnictwo miało zrzucić w 42 falach po 18 samolotów 175 tys. bomb o wagomiarze 20 funtów każda. Generałowie obserwowali początek natarcia z piętra wysokiego budynku.
![]() |
1. Czołg M4 Sherman Pułku 4. Pancernego "Skorpion" podczas akcji nad rzeką Senio. |
Niestety, jedna z fal alianckich bombowców pomyliła wyznaczony rejon i zrzuciła bomby na pozycje 2. Brygady Strzelców Karpackich, której bataliony szykowały się do natarcia. Największe straty poniósł 5. Batalion Strzelców Karpackich. W wyniku tego incydentu zabitych zostało 20 polskich żołnierzy, 122 zostało rannych, straty były także w sprzęcie. Według informacji, które dotarły później do dowództwa 2. Korpusu Polskiego, amerykański pilot odpowiedzialny za naprowadzenie na cel tej pechowej fali bombowców, kiedy dowiedział się o wszystkim, wyciągnął pistolet, przystawił sobie do głowy i pociągnął za spust.
![]() |
2. Mapa bitwy o Bolonię. |
Bez względu na ten niefortunny początek operacja "Buckland" toczyła się według ustalonego harmonogramu. Huraganowy ogień otworzyło 1200 dział, po czym o godzinie 19.20 ruszyło natarcie sił lądowych. Jeden z polskich żołnierzy Aleksander Topolski relacjonował:
Po ataku bombowców biła w nieprzyjaciela nasza artyleria i dopiero potem do natarcia ruszyła, wspierana przez czołgi, polska piechota. Prowadzący atak batalion parł naprzód mimo strat poniesionych w wyniku "przyjacielskiego ognia". Straty błyskawicznie uzupełniono posiłkami z sąsiednich jednostek. Uczyniono to tak sprawnie, że nie doszło do najmniejszych opóźnień. Natarcie ruszyło punktualnie, bez żadnych komplikacji.
Ktoś mógłby pomyśleć, że po takim przygotowaniu Niemcy głęboko się cofnęli. Ale ci, którzy walczyli z żołnierzami Wehrmachtu, wiedzieli, że tak nie będzie. Mimo gradu bomb i pocisków ci Niemcy, którzy przeżyli, czekali na nas w bunkrach i okopach. Żołnierze piechoty szli za "krabami", czołgami wyposażonymi w młócące ziemię łańcuchy zamocowane z przodu na obracających się bębnach, które powodowały eksplozje podłożonych min. Inne czołgi – "krokodyle" – miały miotacze ognia, które pluły płonącym paliwem […]. Miotacze miały trzymać Niemców na tyle daleko od atakujących, aby nie byli w stanie użyć przenośnej broni przeciwpancernej.
Pierwsze sukcesy Polaków
Do północy na prawym skrzydle, gdzie nacierała 2. Brygada Strzelców Karpackich, po zaciętej walce zdobyte zostały wały na Senio po obu jej stronach i zorganizowano tam przyczółek. Następnego dnia rano rozszerzono jeszcze stan posiadania po drugiej stronie rzeki. Niemcy, widząc, że karpatczycy przedarli się przez ich obronę, dwukrotnie kontratakowali, jednak bez powodzenia, bowiem za każdym razem natarcia te załamywały się w silnym, dobrze wymierzonym ogniu polskiej artylerii.
![]() |
3. Jeńcy niemieccy wzięci do niewoli przez żołnierzy 2. Korpusu Polskiego w trakcie bitwy o Bolonię, eskortowani przez samochód pancerny Daimler Scout Car Dingo. |
W tej fazie operacji 2. Korpus Polski, po przełamaniu pozycji niemieckich na rzece Santerno, przeszedł już do działań pościgowych. Po południu jedna z kompanii 13. Wileńskiego Batalionu Strzelców, walczącego w składzie Zgrupowania "Rak", po ciężkiej walce zdobyła przyczółek na rzece Sillaro, co umożliwiło saperom budowę mostu i przeprawę wspierających ją czołgów z Pułku 6. Pancernego "Dzieci Lwowskich". Czołgi i piechota zmotoryzowana przekroczyły rzekę i ruszyły na Castel Guelfo, jednak wobec licznych pól minowych oraz naturalnych przeszkód terenowych wystąpiły trudności w dalszym natarciu. Także Niemcy wyprowadzali w tym rejonie kontrataki oddziałami 1. Dywizji Strzelców Spadochronowych, która została wprowadzona do boju na odcinku natarcia 5. Kresowej Dywizji Piechoty. 16 kwietnia oddziały Zgrupowania "Rak" i 6. Lwowskiej Brygady Piechoty osiągnęły kanał Medicina, sąsiednia brygada Gurkhów prowadziła zacięte walki o przyczółki na tym kanale, a Zgrupowanie "Rud" doszło do linii rzeki Sillaro, zajmując okrakiem pozycje na drodze nr 9.
Następnego dnia Zgrupowanie "Rak" sforsowało kanał Medicina, jednostki Zgrupowania "Rud" sforsowały Sillaro i opanowały Castel San Pietro, kontynuując działania wzdłuż drogi nr 9 oraz linii kolejowej łączącej Faenzę z Bolonią. W dalszym pościgu Zgrupowanie "Rak" przyjęło ugrupowanie marszowe, w którym Pułk 4. Pancerny "Skorpion" posuwał się na czele, za nim szły wysunięty rzut dowództwa 2. Brygady Pancernej, następnie elementy Pułku 6. Pancernego "Dzieci Lwowskich", 13. Wileński Batalion Strzelców oraz Karpacki Pułk Ułanów.
Na linii rzeki Gaiana
Po południu oba polskie zgrupowania pościgowe doszły do linii rzeki Gaiana. Jeszcze przed zapadnięciem zmroku jeden ze szwadronów "Skorpionów" wsparty przez pluton komandosów wykonał wypad rozpoznawczy, dzięki któremu zorientowano się, że przeciwnik – oddziały 1. Dywizji Strzelców Spadochronowych – utrzymywał na prawym brzegu rzeki jedynie niewielki przyczółek przed zupełnie niezniszczonym mostem w miejscowości Zambonini. Oddział wypadowy został przywitany silnym ogniem broni maszynowej oraz ręcznej broni przeciwpancernej i musiał się wycofać, na szczęście bez strat. Oprócz tego pancernego podjazdu na rozpoznanie przedpola linii Gaiany wysłane zostały także patrole piesze komandosów. Fakt, że Niemcy chcieli utrzymać przyczółek na przedpolu po "polskiej" stronie rzeki, można tłumaczyć chęcią wykorzystania go do wyprowadzania stamtąd przeciwuderzeń.
![]() |
4. Polskie Shermany w trakcie torowania drogi podczas walk nad rzeką Santerno. |
Ciekawostkę stanowił natomiast fakt wykrycia w odległości około pół kilometra od miejsca postoju dowództwa Zgrupowania "Rak" trzech zamaskowanych spadochroniarzy z radiostacją, którzy ukryli się na tyłach polskich oddziałów, informując o ich ruchach oraz na bieżąco naprowadzali ogień artylerii, w tym moździerzy rakietowych Nebelwerfer. Po północy jedna kompania Wileńskiego Batalionu Strzelców dokonała wypadu, którego celem było opanowanie przyczółku i uchwycenie mostu na rzece, jednak niezwykle silny opór spadochroniarzy sprawił, że akcja ta nie tylko się nie udała, ale spowodowała odcięcie plutonu polskich piechurów po drugiej stronie rzeki. Dopiero gdy dwa shermany "Skorpionów" podeszły nad rzekę, pod przykryciem ich armat wilniacy mogli się wycofać.
17 kwietnia, zgodnie z instrukcją dowództwa 8. Armii, 2. Korpus Polski miał zająć przyczółki na rzece Idice w celu osłonięcia lewego skrzydła armii oraz być przygotowanym do opanowania Bolonii. Ażeby tego dokonać, należało jednak najpierw przekroczyć Gaianę. Ponieważ dowództwo 2. Korpusu Polskiego spodziewało się silnego oporu Niemców na linii Gaiany, czego dowodem było odrzucenie Gurkhów, którym udało się sforsować rzekę, wtorek 18 kwietnia poświęcono na przygotowania do natarcia. Przegrupowywano oddziały, podciągano wsparcie inżynieryjne, artyleria zajmowała nowe stanowiska ogniowe, gromadzono zaopatrzenie oraz przygotowywano trasy ewakuacji. Jedynie Karpacki Pułk Ułanów ciągle prowadził wojnę podjazdową z Niemcami, utrzymując z nimi stałą styczność. Według planu natarcie miano przeprowadzić w pasie o szerokości 2 kilometrów na kierunku Zambonini– Sabbionara siłami Zgrupowania "Rak", przy czym samo przełamanie obrony nieprzyjaciela miało się odbyć na odcinku szerokości 400–500 metrów. Następnie należało wykorzystać powodzenie natarcia i oczyszczać z nieprzyjaciela teren do linii kolejnej rzeki – Quaderny.
Przełamanie
Do przeprowadzenia natarcia wyznaczony został 13. Wileński Batalion Strzelców, wzmocniony przez szwadron shermanów z Pułku 4. Pancernego "Skorpion" oraz wsparty przez grupę 10 czołgów typu Sherman IB, uzbrojonych w miejsce zwykłej armaty 75 mm w haubicę 105 mm, które miały działać jak artyleria, niszcząc wykryte przez piechotę cele oraz kładąc przed jej natarciem walec ogniowy. Etatowo w obu pułkach było po 6 czołgów tego typu, do celów natarcia udało się ich zebrać łącznie 10. Dowódcą tej specjalnej grupy o kodzie radiowym "Markiza" mianowany został porucznik Bohdan Tymieniecki z Pułku 6. Pancernego "Dzieci Lwowskich", najlepszy w brygadzie specjalista od prowadzenia ognia z różnego typu stanowisk, w tym z ukrycia. Na prawym skrzydle dowodzonego przez generała brygady Rakowskiego zgrupowania demonstracyjne działania ogniowe miał przeprowadzić szwadron Pułku Ułanów Karpackich, wzmocniony na tę okoliczność pułkową artylerią oraz jednym dywizjonem niszczycieli czołgów M10 z 7. Pułku Artylerii Przeciwpancernej.
![]() |
5. Oddział polskich komandosów po sforsowaniu rzeki Santerno zmierza w kierunku kolejnej przeszkody wodnej - rzeki Gaiana. |
W nocy patrol ośmiu komandosów z 1. kompanii motorowej z podporucznikiem Rudolfem Pukliczem na czele przeprawił się na drugi brzeg rzeki. Niewykryci przez Niemców zlokalizowali stanowiska nieprzyjacielskiej broni maszynowej i bez przeszkód wrócili. Również 2. kompania motorowa prowadziła tej nocy akcje rozpoznawcze. Rzeka Gaiana nie była zbyt trudna do przekroczenia dla żołnierzy piechoty. Na odcinku 5. Kresowej Dywizji Piechoty miała od 2,5 do 3 metrów szerokości i zaledwie około 20 centymetrów głębokości. Jednak stanowiła poważną przeszkodę do przebycia dla czołgów, ponieważ lustro wody było prawie dwa metry poniżej poziomu brzegu, czyli bardziej obrazowo mówiąc, był to solidnej głębokości i szerokości rów przeciwczołgowy. Dodatkowo wschodni, czyli "polski", brzeg był obwałowany, natomiast po stronie zachodniej, czyli "niemieckiej", porośnięty był wysokimi krzewami. Większość pozycji obronnych nieprzyjaciela znajdowała się po zachodniej stronie Gaiany.
19 kwietnia poranne natarcie polskich oddziałów zostało poprzedzone przygotowaniem artyleryjskim, mającym "zmiękczyć" niemiecką obronę. Następnie o godzinie 7.15 rozpoczęło działania alianckie lotnictwo bombowe i szturmowe, atakując w trzech falach nieprzyjacielskie pozycje. Punktualnie po trzech kwadransach do natarcia ruszyły oddziały polskie. Podczas gdy 1. szwadron Pułku Ułanów Karpackich wykonywał działania pozorowane, zgodnie z planem robiąc dużo "hałasu" i ściągając na siebie nieprzyjacielski ogień, piechurzy 13. Wileńskiego Batalionu Strzelców uderzyli na niemiecką linię obrony powyżej przyczółka mostowego. Do akcji weszli także komandosi z 3. plutonu 1. kompanii motorowej porucznika Franciszka Tarkiewicza, wsparci ogniowo przez shermany z haubicami porucznika Tymienieckiego.
![]() |
6. Polskie oddziały przekraczają rzekę Idice po moście Baileya. |
Dzięki wspólnemu wysiłkowi 2. kompanii 13. Batalionu Strzelców Wileńskich, komandosów porucznika Tarkiewicza i Shermanów Tymienieckiego most został uchwycony w stanie nienaruszonym, choć był zaminowany. Ładunki rozbroił polski podporucznik saperów, chowając się pod nim przed ogniem niemieckich moździerzy, które zaczęły ostrzeliwać konstrukcję. Po kwadransie przez przeprawę ze zgrzytem gąsienic przejechał pluton shermanów z Pułku 4. Pancernego "Skorpion" pod dowództwem podporucznika Władysława Antosiewicza, któremu udało się zająć pozycje po drugiej stronie rzeki. Natychmiast za nim natarł kolejny pluton podporucznika Władysława Dzięciołowskiego, który za mostem skręcił w prawo i tam stanął na opuszczonych stanowiskach niemieckich spadochroniarzy.
Dalsze walki na przyczółku
Nieprzyjaciel, początkowo oszołomiony błyskawicznym atakiem polskiej piechoty i czołgów, otrząsnął się jednak i na shermany "Skorpionów" zwaliła się lawina ognia artyleryjskiego oraz kontratak spadochroniarzy. Czołg podporucznika Dzięciołowskiego został celnie trafiony w tył kadłuba z pancerfausta i zaczął się palić. Na szczęście załodze udało się z wozu ewakuować i wycofać za most. W tym krytycznym momencie oba polskie plutony pancerne na uchwyconym moście zostały wsparte przez komandosów. Przez most przejechał kolejny szwadron "Skorpionów", a do walki z kontratakującymi spadochroniarzami włączył się kolejny pluton komandosów – 2. pluton dowodzony przez podporucznika Adama Gołąba. Starcie trwało jeszcze około godziny i Niemcy zaczęli się poddawać, jednak ofiarą niemieckiego ognia przeciwpancernego padły jeszcze cztery polskie shermany.
![]() |
7. Polski goniec motocyklowy na przedpolu Bolonii. |
Należało teraz oczyścić teren z niedobitków niemieckich spadochroniarzy, którzy w małych grupkach po 2–3 ludzi przyczaili się na tyłach w stogach, strychach, piwnicach czy uprzednio przygotowanych ukryciach terenowych, zamaskowanych bujną roślinnością, skąd mogli prowadzić dokuczliwy ogień nękający, przysparzając niepotrzebnych strat, zwłaszcza przy użyciu ręcznej broni przeciwpancernej. Do tych zadań na przyczółek został wprowadzony 2. szwadron Pułku 6. Pancernego "Dzieci Lwowskich", który stanowił odwód Zgrupowania "Rak". Również w tym przypadku "lwowiacy" współpracowali z komandosami, a konkretnie 2. plutonem 2. kompanii motorowej.
Opór wroga był jeszcze na tyle silny, że około godziny 15.00 przyczółek mostowy miał szerokość jednego kilometra i głębokość kilkuset metrów. Na przedpole polskich pozycji wyszedł oddział rozpoznawczy 2. Batalionu Komandosów Zmotoryzowanych pod dowództwem podporucznika Zbigniewa Gąsiewicza, który wykorzystując każde zagłębienie i każdą większą kępę drzew, posuwał się ostrożnie w kierunku małego lasku, gdzie spodziewano się nieprzyjacielskiej pozycji. Stanowiska niemieckie były tam już opuszczone, ale strzelec Józef Rybarczyk, wykazując się godnym podziwu refleksem, zlikwidował strzelca wyborowego, który pozostał, wykonując prawdopodobnie zadania opóźniające, i właśnie składał się do strzału, biorąc na cel dowódcę oddziału. Major Władysław Smrokowski, który znajdował się przy odwodowej 3. kompanii motorowej, na informację, że na przyczółku, na tyłach polskich oddziałów nadal znajdują się nieprzyjacielscy żołnierze, wydał jej dowódcy porucznikowi Andrzejowi Groele rozkaz wsparcia jednym swoim plutonem kolegów oczyszczających tam teren. Oczyszczanie terenu trwało do zmroku. Na noc komandosi zajęli pozycje obronne w rejonie mostu.
![]() |
8. Wzięci do niewoli podczas walk o Bolonię żołnierze niemieckiej 1. Dywizji Strzelców Spadochronowych w punkcie opatrunkowym polskiej 2. Brygady Pancernej. |
Następnego dnia oddziały 2. Korpusu Polskiego kontynuowały natarcie w kierunku rzeki Idice. Nad ranem w pasie działania Zgrupowania "Rak" odnaleziono ciała porucznika Jerzego Czarneckiego i szeregowca z 1. Pułku Ułanów Krechowieckich, którzy dostali się do niewoli dwa dni wcześniej. Żołnierze zostali zamordowani w niezwykle bestialski sposób. Zabito ich przez poderżnięcie gardeł, a przed śmiercią prawdopodobnie torturowano – oczy były wydłubane, uszy i nos odcięte. Na tym etapie wojny był to zwykły, niczym nieusprawiedliwiony sadyzm. Pół godziny przed południem dowództwo Zgrupowania "Rak" nadało w sieci radiowej do wszystkich oddziałów komunikat:
Znaleziono zwłoki ppor. Czarneckiego i jednego szeregowego. Mają poobcinane uszy i wydłubane oczy. Nie dawać pardonu – wszystkich strzelać.
Viva nostri Liberatori!
Działania pościgowe 2. Korpusu Polskiego przebiegały bez większych problemów. Komandosi byli rozdysponowani tak jak w dniach poprzednich między oba pułki pancerne ponownie z 3. Kompanią motorową w odwodzie. Nie dochodziło do większych starć, a opór Niemców był coraz słabszy. Po północy 21 kwietnia Idice została sforsowana przez czołówki z 9. Batalionu Strzelców Karpackich z 3. Brygady Strzelców Karpackich. Największym zagrożeniem dla polskich żołnierzy na tym kilkunastokilometrowym odcinku dzielącym rzekę od granic miasta był ogień amerykańskiej artylerii, przeznaczony dla wycofujących się niemieckich oddziałów.
![]() |
9. Żołnierze polscy wkraczający do Bolonii byli owacyjnie witani przez włoskich mieszkańców miasta. |
Po drodze strzelcy karpaccy znosili nieduże, luźne grupy niemieckich żołnierzy, a koło 6.00 osiągnęli skraj miasta. Był z nimi kapelan ksiądz Rafał Grządziel, który wspominał:
Naraz strzały. Cała seria, druga… Rozklekotały się maszynówki i tommygany. Na naszych tyłach. Meldunek głośny: Kompania Niemców otacza nas z tyłu. A kule świszczą i gwiżdżą. Wszystko momentalnie przykucnęło w rowach i zajmuje stanowiska.
Nie dać się otoczyć! Zająć stanowiska z rkmami w oknach. […] Słychać wołanie. Sanitariusz! Biegnę w kierunku, skąd pochodzi wołanie. Tak, są ranni, lecz tylko Niemcy. Poddali się i oto podchodzą z podniesionymi rękami. […] Jest godzina 05.30. Po prawej stronie, przy ziemi, pokrzywiona tablica i na niebieskim tle napis: BOLOGNA. […] Na rozwalonym wiadukcie kolejowym przygląda nam się kilka postaci. […] poznali. Już biegną. Pytają: "Americani, Inglesi?"
– Nie! Polacchi my są!
– Benvenuti! Viva nostri Liberatori! Viva Polonia!
Otwierają się wszystkie drzwi i okna. W szlafrokach, w bieliźnie, jak kto stał, ciśnie się bliżej, zobaczyć tych, na których tak długo czekali. A my idziemy naprzód, ot, zwykła piechota, w coraz to większym tłumie, który się już gorączkuje. Coraz ktoś podlatuje, klepie po ramieniu, po karku, wręcza kwiaty, których już mamy całe naręcza, całuje, śmieje się, płacze. Wszystkie prawie twarze rozanielone lub zwariowane z radości. A chłopcy idą, znikają prawie w tłumie, który krzyczy i klaszcze.
![]() |
10. Rozbity w trakcie walk niemiecki PzKpfw VI "Tiger". |
Defilada zwycięstwa w Bolonii
Około 8.00 wjechały też do miasta amerykańskie czołgi. Miasto tłumnie, z entuzjazmem i radością przywitało polskich wyzwolicieli. Dzieci rzucały im kwiaty, kobiety rozdawały całusy, mężczyźni mocno ściskali dłonie. Na murach zawisły polskie sztandary. Niejednemu z polskich żołnierzy z pewnością zadrżało serce z żalu, że to nie polski gród wita ich w takim uniesieniu. Niestety, nad ojczyzną wisiały czerwone flagi, a nawet w zdobytej Bolonii komuniści nie dawali o sobie zapomnieć. Około południa przez miasto przeszedł jakiś pochód z czerwonymi chorągwiami. Miejscowi komuniści udekorowali tym flagami balkon na jednym z domów. Polscy żołnierze nie mogli znieść tego widoku, skoczyli, połamali drzewce, porwali flagi…
![]() |
11. Polska kolumna pancerna w wyzwolonym mieście. |
21 kwietnia o godzinie 17.25 dowództwo 2. Korpusu Polskiego zarządziło wstrzymanie działań dla podporządkowanych sobie jednostek, a tuż przed północą wydany został rozkaz do przegrupowania oddziałów w rejon ześrodkowania, gdzie miały odtworzyć zdolność bojową. Na mocy tego ostatniego rozkazu Zgrupowanie "Rak" zostało rozwiązane. 22 kwietnia na rynku w Bolonii generał Mark Clark odebrał defiladę kompanii honorowych amerykańskiej, brytyjskiej oraz polskiej. Dowództwo 8. Armii reprezentował generał dywizji Władysław Anders.
W bitwie o Bolonię straty 2. Korpusu Polskiego, który walczył wówczas z najlepszymi jednostkami niemieckimi we Włoszech, wyniosły 257 poległych i 1275 rannych. Niemcy stracili 1563 żołnierzy poległych oraz 1549 jeńców. Zdobyto sporo sprzętu. Same oddziały generała brygady Bronisława Rakowskiego zdobyły 5 czołgów – w tym jeden PzKpfw VI "Tiger" i dwa PzKpfw V "Panther" – ponadto jedno działo samobieżne, 14 armat różnego kalibru i przeznaczenia, 5 pojazdów mechanicznych oraz ponad setkę groźnych dla czołgów pancerfaustów i pancerschrecków.
***
Źródła
fotografii:
- Narodowe Archiwum Cyfrowe.
- Wikimedia Commons CC BY-SA 4.0.
- Narodowe Archiwum Cyfrowe.
- Narodowe Archiwum Cyfrowe.
- Narodowe Archiwum Cyfrowe.
- Narodowe Archiwum Cyfrowe.
- Narodowe Archiwum Cyfrowe.
- Narodowe Archiwum Cyfrowe.
- Narodowe Archiwum Cyfrowe.
- Narodowe Archiwum Cyfrowe.
- Narodowe Archiwum Cyfrowe.
- Narodowe Archiwum Cyfrowe.
Komentarze
Prześlij komentarz