W pościgu za "Bismarckiem" (cz. 1). Ostatni bój HMS "Hood"

Niemiecki pancernik "Bismarck" miał sparaliżować aliancką żeglugę na Atlantyku. Los sprawił, że już w pierwszym rejsie bojowym posłał na dno największy okręt wojenny brytyjskiej Royal Navy. Wkrótce jednak groźny okręt sam musiał ratować się ucieczką przed przeważającymi siłami wroga. Te dramatyczne wydarzenia z napięciem śledził wówczas cały świat. 

"Bismarck" był dumą Kriegsmarine. Pancernik zwodowany został w Hamburgu 14 lutego 1939 roku. Matką chrzestną była wnuczka Żelaznego Kanclerza, Dorothea von Löwenfeld, a ceremonię zaszczycili kanclerz Adolf Hitler i wszyscy najbardziej prominentni przedstawiciele nazistowskiego kierownictwa: Hermann Göring, Joseph Goebbels, Rudolf Hess, Joachim von Ribbentrop, Heinrich Himmler i Martin Bormann. Führer wygłosił okolicznościowe przemówienie.

1. Niemiecki pancernik "Bismarck" w 1940 roku. 

Najnowszy okręt liniowy niemieckiej marynarki wojennej był prawdziwą stalową twierdzą i liczył 251 m długości, wyporność pełną ponad 50 000 ton, a główną artylerię stanowiło 8 dział kalibru 380 mm, umieszczonych w czterech wieżach i naprowadzanych na cel przez nowoczesny system kierowania ogniem. Prędkość jego dochodziła do 29 węzłów, a dobrze opancerzony kadłub zapewniał mu stosunkowo dużą żywotność. Załoga liczyła 2192 osób.

Operacja "Rheinübung"

Wiosną 1941 roku dowództwo niemieckiej floty zaplanowało wysłanie "Bismracka" wraz z ciężkim krążownikiem "Prinz Eugen" na Ocean Atlantycki w celu niszczenia nieprzyjacielskiej żeglugi w ramach operacji "Rheinübung". Dowódcą korsarskiego zespołu został wiceadmirał Gunther Lütjens. 18 maja 1941 roku, po starannych przygotowaniach, "Bismarck" w towarzystwie niszczycieli i trałowców oraz pod osłoną lotnictwa myśliwskiego opuścił bazę Gotenhafen, czyli polską Gdynię. W bazie wcześniej doszło do wypadku, gdy kilku polskich robotników zatruło się śmiertelnie oparami ropy podczas czyszczenia zbiorników i Bismarckowi brakowało 200 ton paliwa. Dowódca pancernika, komandor Ernst Lindemann, nie mógł tego później odżałować.

2. Dowódca korsarskiego zespołu wiceadmirał Gunther Lutjens. 

Na pokładzie "Bismarcka" wyruszyło w rejs około 2400 ludzi. Oprócz etatowej załogi zaokrętowano na nim cały średni rocznik podchorążych dla umożliwienia im zdobycia dobrej praktyki morskiej, a także korespondentów wojennych i załogę pryzową dla obsadzenia planowanych, zdobytych jednostek przeciwnika.

Niemieckim jednostkom nie udało się wyruszyć w rejs niepostrzeżenie. Na Bałtyku pancerna eskadra została namierzona przez szwedzki okręt wojenny. Szwedzi szybko poinformowali o sprawie brytyjskiego attaché morskiego w Sztokholmie, a ten Admiralicję w Londynie. Jednak jak dotychczas nie zidentyfikowano typów niemieckich wielkich okrętów.

W poszukiwaniu "Bismarcka"

W stan alarmu natychmiast postawiono jednostkę zwiadu fotograficznego RAF w Wick, w północno-wschodniej Szkocji. 21 maja 1941 roku poderwano w powietrze dwa rozpoznawcze Supermarine Spitfire. Jeden z nich pilotowany był przez podporucznika Michaela Sucklinga. Młody brytyjski pilot miał patrolować rejon norweskiego portu Bergen.

"Bismarck" w tym czasie wpłynął do Grimstafiordu, na południe od Bergen, gdzie czekały na niego jednostki zaopatrzeniowe i tankowiec. Suckling leciał wzdłuż wybrzeża, gdy nagle omal nie podskoczył w fotelu. W jednym z fiordów zobaczył wielki okręt w towarzystwie niszczycieli i statku handlowego. Brytyjski pilot uruchomił aparaty swojego Spitfire’a a następnie skierował się na port Bergen. W drodze powrotnej w fiordzie namierzył następną grupę okrętów. Tym razem była to duża jednostka otoczona przez trzy statki handlowe. Suckling wylądował w Wick o godz. 14.30, po trzech i pół godzinach lotu.

3. Jedno ze zdjęć zrobionych przez podporucznika Sucklinga, przedstawiające "Bismarcka" w norweskim fiordzie. 

Zdjęcia które zrobił okazały się bezcenne. Okrętem sfotografowanym jako pierwszy był "Prinz Eugen", drugim - ni mniej, ni więcej tylko duma niemieckiej floty – "Bismarck". Wyglądało na to, że obydwa okręty szykują się do dłuższego rejsu.

Alarm w Royal Navy

Brytyjska Admiralicja postawiła w stan gotowości bojowej swoje siły morskie i wzmocniła blokadę. Lotnictwo rozpoznawcze systematycznie patrolowało rejon Morza Północnego i cieśniny prowadzące z Morza Bałtyckiego. W Cieśninie Duńskiej pełniły służbę dozorową wyposażone w radiolokatory ciężkie krążowniki HMS "Norfolk" i HMS "Suffolk", a na południowy wschód od nich, na linii łączącej Wyspy Owcze z Islandią, przebywały trzy  krążowniki lekkie: HMS "Manchester", HMS "Birmingham" i HMS "Arethusa".

W głównej bazie Home Fleet w Scapa Flow na Orkadach w podwyższonej gotowości do wyjścia w morze znajdowały się siły wsparcia dozoru pod dowództwem wiceadmirała Lancelota E. Hollanda, złożone z okrętu liniowego HMS "Prince of Wales", krążownika liniowego HMS "Hood" i flotylli niszczycieli. W bazie tej znajdowały się również: okręt liniowy HMS "King George V" pod flagą admirała Johna Toveya - dowódcy Home Fleet - krążownik liniowy HMS "Repulse", lotniskowiec HMS "Victorious", 4 krążowniki i flotylla niszczycieli. W Gibraltarze od 24 maja przebywał zespół admirała Jamesa Someryille’a złożony z krążownika liniowego HMS "Renown", lotniskowca HMS "Ark Royal" i lekkiego krążownika HMS "Sheffield.

4. Trzonem sił Royal Navy poszukujących "Bismarcka" był krążownik liniowy HMS "Hood".

W południowo-zachodnich bazach Anglii przebywały w podwyższonej gotowości bojowej okręty podwodne. Lotnictwo dalekiego zasięgu bazowało na lotniskach brytyjskich, zaś lotnictwo obrony nadbrzeżnej rozmieszczone było zarówno w Anglii oraz na Islandii i Nowej Fundlandii. Ponadto Brytyjczycy mogli również wykorzystać okręty przebywające w morzu i ochraniające konwoje. Do akcji przeciw "Bismarckowi" wycofano ze służby konwojowej okręty liniowe HMS "Rodney" i HMS "Ramillies" oraz flotyllę niszczycieli, w skład których wchodził także okręt pod polską banderą – ORP "Piorun" dowodzony przez komandora por. Eugeniusza Pławskiego.

Korsarze biorą kurs na Atlantyk

Niestety lotnicy brytyjscy nie byli w stanie utrzymać ciągłej obserwacji. 21 maja o godz. 23.00 okręty Lütjensa opuściły fiordy norweskie, kierując się w stronę Cieśniny Duńskiej. Gdy następnego dnia brytyjskie samoloty rozpoznawcze spostrzegły, że okrętów niemieckich nie ma przy wybrzeżach norweskich, Admiralicja rozwinęła swe siły. ,"Hood" i "Prince of Wales" wraz z 6 niszczycielami zaczęły krążyć w południowej części Cieśniny Duńskiej, z zadaniem niedopuszczenia do przerwania się okrętów niemieckich na Atlantyk. W morze wyszły także siły admirała Toveya, do których dołączył krążownik liniowy "Repulse" z 3 niszczycielami. Formacja ta miała krążyć w rejonie na południe od Islandii. Jednocześnie Admiralicja zwiększyła intensywność patroli lotniczych.

5. Brytyjski pancernik HMS "Prince of Wales". 

Tymczasem Niemcy podążali w kierunku Cieśniny Duńskiej. Lekka mgła uniemożliwiała im prowadzenie rozpoznania lotniczego. Chcąc jak najszybciej przedostać się na Atlantyk, admirał Lütjens zrezygnował z uzupełnienia paliwa ze statków zaopatrzeniowych. O godz. 19.22 dnia 23 maja okręty niemieckie zostały wykryte z odległości 11 000 m przez patrolujące ciężkie krążowniki "Norfolk" i "Suffolk". "Bismarck" otworzył do nich ogień, lecz te szybko wyszły poza zasięg niemieckich pocisków i podążając przez całą noc za rufami okrętów niemieckich, bacznie je obserwowały przy pomocy stacji radiolokacyjnych, podając jednocześnie meldunki o pozycji nieprzyjaciela pozostałym siłom Royal Navy.

Starcie gigantów

Po otrzymaniu meldunku z "Norfolka" na spotkanie "Bismarcka" skierowały się dwa z najlepszych wówczas okrętów w brytyjskiej  flocie: największy jej okręt, zwodowany w 1916 roku krążownik liniowy "Hood" i najnowszy pancernik "Prince of Wales". Uzbrojenie główne "mocarnego Hooda" – jak go potocznie nazywano na Wyspach - składało się z  8 dział kalibru 381 mm, okręt miał 262 m długości, wypierał 42 000 t wyporności i rozwijał prędkość maksymalną 31 węzłów. Do czasu zwodowania "Bismarcka", był to największy okręt wojenny na świecie. "Prince of Wales" był nowoczesnym, dobrze opancerzonym okrętem, uzbrojonym w 10 dział kalibru 356 mm, osiągającym prędkość maksymalną 28 węzłów.

6. Wiceadmirał Lancelot Holland. 

Do spotkania obu wrogich eskadr doszło nad ranem 24 maja. Admirał Holland postanowił rozstrzygnąć walkę w boju artyleryjskim. Walka rozpoczęła się o godz. 05.52 z dystansu 22 150 m. Odległość ta była bardzo niedogodna dla "Hooda", gdyż pociski spadały wówczas pod dużym kątem i mogły z łatwością przebić jego stosunkowo cienki pancerz pokładu. Najdogodniejszym dystansem do walki artyleryjskiej były dla niego odległości do 11 000 m, kiedy tory pocisków artyleryjskich wystrzeliwanych przez "Bismarcka" byłyby płaskie. Ponadto Brytyjczycy mogli wykorzystać do prowadzenia ognia tylko dziobowe wieże artyleryjskie, bowiem płynęli kursem zbliżeniowym do niemieckiego zespołu od rufy, pod ostrym kątem. Natomiast okręty niemieckie, po lekkim zwrocie, mogły zaatakować okręty brytyjskie ogniem całej ciężkiej artylerii. Dla wiceadmirała Gunthera Lütjensa była to sytuacja idealna, niemal klasyczny manewr postawienia poprzeczki nad T.

Koniec "mocarnego Hooda"

Niemcy skoncentrowali ogień na HMS "Hood". Brytyjczycy natomiast popełnili fatalny błąd i z rozkazu Hollanda rozdzielili swój ogień pomiędzy "Bismarcka" i "Prinz Eugena", nie identyfikując prawidłowo niemieckich okrętów, przyjmując idący na czele ciężki krążownik za okręt liniowy. Kiedy zorientowano się w pomyłce i nakazano przeniesienie ognia na drugi cel, było już za późno. Już trzecia salwa z "Bismarcka" nakryła "Hooda", za chwile także czwarta i piąta. Była punktualnie 6.00 gdy, jak opisywali później brytyjscy marynarze, jeden z ważących 800 kg nieprzyjacielskich pocisków:

     (...) nadleciał jak rakieta, uderzył w stary okręt między środkiem kadłuba a rufą, przewiercił stal i drewno, przebił pokład, który powinien był zostać wzmocniony, ale nigdy nie został, wtargnął do wnętrza okrętu znacznie poniżej linii zanurzenia i wybuchł, detonując amunicję 4-calową [102-milimetrową], która z kolei zdetonowała skład amunicji 15-calowej [381-milimetrowej]. Na oczach przerażonych Brytyjczyków i niedowierzających Niemców ze środka Hooda wytrysnął wielki słup ognia.

7. "Bismarck" prowadzi ogień podczas starcia z brytyjskimi okrętami. Fotografia wykonana z pokładu ciężkiego krążownika "Prinze Eugen".  

Z kolei kapitan Burkard Freiherr von Müllenheim-Rechberg, czwarty oficer artylerii "Bismarcka", tak zapamiętał koniec dumy floty wojennej imperium brytyjskiego:

     (…) w rzeczy samej przeżyłem imponujący i niezapomniany widok. Samego „Hooda” najpierw nie widziałem, na jego miejscu wielki i czarny słup dymu, sięgający do nieba. Dopiero stopniowo odkryłem u jego stóp przednią część okrętu sterczącą pod kątem do góry. Był to pewny znak, że krążownik rozpadł się na dwie części. Potem zobaczyłem coś niewiarygodnego: w tym położeniu, praktycznie już po końcu "Hooda" jako jednostki bojowej, z jego przednich wież błysnęło jeszcze raz pomarańczowo! "Dziobowa część okrętu" wystrzeliła swoją ostatnią salwę. Czułem respekt wobec ludzi po drugiej stronie, którzy walczyli do ostatka.

Istotnie, potężny wybuch, który nastąpił na "Hoodzie", spowodował przełamanie okrętu: części dziobowa i rufowa zatonęły oddzielnie w ciągu czterech minut. Spośród załogi, liczącej 1418 ludzi, ocalało tylko trzech. Wśród poległych byli wiceadmirał Lancelot E. Holland, dowódca komandor Ralph Kerr, a także czterech młodych polskich podchorążych, odbywających na okręcie brytyjskim staż: Stanisław Czerny, Kazimierz Szymalski, Leon Trzebiatowski-Żmuda i Kazimierz Żurek.

"Prince of Wales" w opałach

Niemcy przenieśli teraz ogień na drugi cel.  W ciągu kilku minut celna salwa z "Bismarcka" uszkodziła na HMS 'Prince of Wales" jedną z wież dziobowych i rozbiła częściowo pomost nawigacyjny. Pancernik, trafiony czterema pociskami kalibru 380 mm i trzema 203 mm, do tego z pechowo z unieruchomionymi dwoma wieżami artylerii głównej, postawił zasłonę dymną i o godz. 06.09 wycofał się z walki. Ale dowódca brytyjskiego okrętu komandor John Leach miał to szczęście, że również trafił niemiecki pancernik trzema pociskami 356 mm. Jeden z nich  przebił zbiorniki ropy, która zaczęła wyciekać. Ponieważ "Bismarck" wypłynął z niepełnymi zbiornikami i nie uzupełnił ich, kiedy była po temu okazja, dowódca okrętu musiał próbować dotrzeć do swoich zbiornikowców. Miał też nadzieję, że podprowadzi przeciwnika do któregoś z "wilczych stad" U-bootów. Istniała również możliwość wzięcia kursu na jeden z portów w okupowanej Francji.

8. "Bismarck" po starciu z HMS "Prince of Wales" nabrał około 2 tys. ton wody do kadłuba. Widoczne przegłębienie okrętu na dziób.    

Tymczasem "Prinz Eugen" z rozkazu wiceadmirała Lütjensa odłączył się i popłynął na zachód kontynuować korsarski rajd. Osłaniał go "Bismarck" ostrzeliwujący "Norfolka" i "Suffolka". Oba ciężkie krążowniki brytyjskie nadal bowiem czujnie śledziły niemiecki pancernik, mimo że przezornie nie włączyły się do boju między olbrzymami.

Utrata "Hooda" wywołała w Londynie prawdziwy wstrząs. Prestiż państwa jako potęgi morskiej został mocno nadwerężony. Brytyjczycy zapałali żądzą odwetu…

Przejdź do Części 2.

***

Źródła fotografii:

  1. Wikimedia Commons CC BY-SA 3.0 de. 
  2. Wikimedia Commons CC BY-SA 3.0 de.  
  3. Domena publiczna. 
  4. Domena publiczna. 
  5. Domena publiczna. 
  6. Domena publiczna. 
  7. Wikimedia Commons CC BY-SA 4.0.
  8. Wikimedia Commons CC BY-SA 3.0. 

Bibliografia:

  • Jonathan Dimbleby: Bitwa o Atlantyk. Jak Alianci wygrali II wojnę światową, Kraków 2017.
  • Taylor Downing: Podniebni szpiedzy, Poznań 2013. 
  • Edmund Kosiarz: Bitwy morskie, Warszawa 1995. 
  • Jerzy Lipiński: Druga wojna światowa na morzu, Gdańsk 1976.
  • Burkard Freiherr von Müllenheim-Rechberg: Pancernik "Bismarck", Gdańsk 2000.
  • Eryk Sopoćko: W pościgu za "Bismarckiem", Gdańsk 2011.
  • Craig Symonds: II wojna światowa na morzu. Historia globalna, Kraków 2020. 

Tekst powstał m.in. na pdst. książki Craiga Symondsa "II Wojna Światowa na morzu", która ukazała się w 2020 roku nakładem Wydawnictwa Znak.   

Komentarze