Pierwsza "polska" dywizja Stalina. Miała powstać już w 1940 roku

Oficjalnie pierwsza dywizja ludowego Wojska Polskiego powstała w maju 1943 roku. W rzeczywistości jednak sowieckie władze na Kremlu planowały utworzyć "polską" dywizję już trzy lata wcześniej. Rekrutację do formacji miało przeprowadzić NKWD spośród najbardziej "giętkich" polskich obywateli. Wśród nich miał być nawet ostatni komendant główny Armii Krajowej. 

Pierwsze przymiarki

Według ustaleń z początku lat 90-tych XX wieku, dokonanych przez profesor Walentynę Parsadanową, starszego archiwistę w rosyjskim Ministerstwie Obrony, specjalizującą się w stosunkach polsko-sowieckich, władze w Moskwie nosiły się z zamiarem utworzenia jednostki polskiej w ramach Armii Czerwonej już niemal na rok przed uderzeniem przez Niemcy na Związek Sowiecki. Dowodzenie taką jednostką miało zostać zaproponowane generałowi Władysławowi Andersowi. Po części potwierdził to sam Anders, który wzmiankował w swych wspomnieniach, że w październiku 1939 roku zaoferowano mu udział w polskim marionetkowym rządzie oraz rangę komandarma w wojsku sowieckim. W szpitalu we Lwowie, gdzie wówczas przebywał, odwiedzali go wysocy rangą dostojnicy bolszewiccy w tym komisarz bezpieczeństwa państwowego III rangi Iwan Sierow. Jak wspominała córka generała:

     Robiono mu daleko idące propozycje wstąpienia do Czerwonej Armii, na które oczywiście reagował odmownie, tłumacząc, że jest stuprocentowym inwalidą. W dyskusjach poruszali stale tematy polityczne i wojskowe aż do znudzenia.

Próby skłonienia Andersa do wstąpienia do Armii Czerwonej były ponawiane do lutego 1940 roku, kiedy to został przeniesiony do centralnego więzienia NKWD na Łubiance w Moskwie.

1. Żołnierze 1. Dywizji Piechoty im. Tadeusza Kościuszki, Sielce nad Oką, rok 1943. 

Kolaboranci potrzebni od zaraz

Miażdżąca klęska Francji w czerwcu 1940 roku uzmysłowiła kremlowskim decydentom, że ich nadzieje na długą i wyczerpująca wojnę na Zachodzie stały się nierealne. W Moskwie zaczęło dojrzewać przekonanie o nieuchronności starcia z Niemcami. Patrząc z tej perspektywy, latem 1940 roku zaczęto też inaczej niż dotychczas postrzegać kwestię polską, co spowodowało złagodzenie dotychczasowej represyjnej polityki względem Polaków na anektowanych terenach Rzeczypospolitej i szukania z nimi porozumienia na gruncie politycznym i wojskowym. Józef Stalin zaczął poszukiwać wpływowych polskich osobistości skłonnych do kolaboracji.

Parsadanowa dowodzi, że we wrześniu i październiku 1940 roku kilkunastu polskich oficerów zgodziło się wstąpić do polskiego oddziału pod sowieckim patronatem, ale zamiar ten musiał być odłożony na później z braku odpowiedniego generała na stanowisko dowódcy. Wśród tych renegatów mieli znajdować się: pułkownicy Leopold Okulicki i Eustachy Górczyński, podpułkownicy Zygmunt Berling, Leon Tyszyński i Kazimierz Dudziński, kapitan Kazimierz Rosen-Zawadzki oraz porucznicy: Włodzimierz Szumigalski, Michał Tomala, Janusz Siewierski, Roman Imach i Tadeusz Wicherkiewicz. Rewelacje te potwierdza notatka, którą szef sowieckiego aparatu bezpieczeństwa Ławrientij Beria przesłał 2 listopada 1940 roku Stalinowi. Beria zalecał sformowanie polskiej dywizji dowodzonej przez tych polskich pułkowników, którzy mieli "właściwe" poglądy polityczne i byli "szczerzy". Nazwisko pułkownika Okulickiego w tym zestawieniu budzić musi poważne wątpliwości, bowiem we wrześniu 1940 roku przebywał on jeszcze na terenie okupacji niemieckiej, na obszar okupowany przez Sowietów przybył w październiku, a w łapy NKWD wpadł dopiero pod koniec stycznia 1941 roku. 

2. Wśród polskich oficerów wyrażających chęć współpracy z Sowietami wymieniany jest  pułkownik Leopold Okulicki, późniejszy ostatni komendant główny Armii Krajowej.   

Beria wskazywał, że zwłaszcza należało wykorzystać generałów Mariana Januszajtisa-Żegotę i Mieczysława Borutę-Spiechowicza, przetrzymywanych w sowieckich więzieniach. Według szefa bolszewickiej bezpieki, ich nazwiska mogłyby przyciągnąć określone kręgi byłych polskich żołnierzy. Rekrutacją do oddziału zajęliby się funkcjonariusze NKWD, którzy po "zweryfikowaniu" każdego chętnego kierowaliby go do dowództwa dywizji na odpowiednie szkolenie. Organizacja i przygotowanie dywizji do walki miały leżeć w gestii Sztabu Generalnego Armii Czerwonej. W skład dywizji miał też wejść specjalny oddział NKWD, który utrzymywałby Polaków pod baczną kontrolą.

Tymczasem Januszajtis oświadczył Berii, że może objąć dowództwo polskiej armii w Związku Sowieckim, ale pod warunkiem, że najpierw Kreml określi swoją koncepcję polityczną względem przyszłych losów Polski. Kategorycznie sprzeciwił się  również ówczesnej, represyjnej polityce sowieckiej wobec Polaków na terenach okupowanych. Znacznie bardziej stanowczy był generał Mieczysław Boruta-Spiechowicz, który oznajmił, że może zorganizować armię polską do walki z Niemcami wyłącznie na polecenie rządu generała Władysława Sikorskiego, który uważał za jedynego, w pełni legalnego reprezentanta interesu narodu polskiego.

"Polska" dywizja Armii Czerwonej

Biuro Polityczne KC KPZR potrzebowało aż siedmiu miesięcy, by pozytywnie rozpatrzyć propozycje Berii. Na posiedzeniu biura 4 czerwca 1941 roku postanowiono "zatwierdzić utworzenie w ramach Armii Czerwonej jednej dywizji strzeleckiej ze składem osobowym narodowości polskiej i znającym język polski". Formowanie jednostki miało się zakończyć 1 lipca 1941 roku na bazie 238. Dywizji Strzeleckiej. Nie wykluczone jest, że związane to było z planami Stalina agresji na III Rzeszę, bowiem do analogicznej sytuacji doszło 11 listopada 1939, kiedy to trzy tygodnie przed uderzeniem na Finlandię podjęto decyzję o sformowaniu 106. Dywizji Strzeleckiej, w skład której mieli wchodzić wyłącznie żołnierze władający językiem fińskim lub karelskim.

Podstawowa różnica pomiędzy "polskimi" jednostkami, o jakich przemyśliwali Sowieci przed 22 czerwca 1941 roku, a tymi, które zostały później sformowane pod dowództwem generała Władysława Andersa już po niemieckim uderzeniu na ZSRR, polegała na tym, że pierwsze miały wchodzić w skład Armii Czerwonej, drugie zaś tworzyły niezależną Armię Polską podległą niezawisłemu rządowi polskiemu w Londynie.

Willa rozkoszy

Wspominając o zamiarze wykorzystania polskich jeńców, profesor Parsadanowa nic nie mówiła o losie 8,5 tysiąca polskich oficerów, którzy byli uwięzieni w trzech specjalnych obozach w Kozielsku, Starobielsku i Ostaszkowie, a o których słuch zaginął wiosną 1940 roku. Zaledwie specjalnie wyselekcjonowanej garstce oficerów udało się wyjść z tych obozów. Po intensywnych przesłuchaniach przewieziono ich do Moskwy jako potencjalnych kandydatów na gości "willi rozkoszy". Był to ośrodek indoktrynacji politycznej stworzony przez władze w celu przekonywania polskich oficerów do sowieckiej sprawy. "Willa" znajdowała się w odległej około 40 kilometrów od Moskwy Małachówce i była czymś pośrednim między ośrodkiem wypoczynkowym i szkołą. Oczywiście "uczniowie" otrzymywali lepsze wyżywienie i warunki bytowe niż ich koledzy w obozach czy więzieniach i byli traktowani raczej jak pensjonariusze niż więźniowie. Warunki życiowe w "willi" określano nawet jako "luksusowe", zwłaszcza w porównaniu do ówczesnych sowieckich standardów. Pobyt grupy polskich oficerów w Małachówce utrzymywany był w głębokiej tajemnicy zarówno przed niemieckimi sojusznikami Stalina, jak i przed legalnym rządem Rzeczypospolitej Polskiej.

Zajęcia w "willi" rozpoczęto po dowiezieniu siedmiu polskich oficerów z obozu w Griazowcu i dwudziestu jeden z Kozielska. Obie grupy przywieziono do Moskwy w październiku 1940 roku i osadzono w więzieniu Butyrki. Byli tam poddawani intensywnemu śledztwu, ale traktowano ich poprawnie. Jeden więzień z pierwszej siódemki odmówił współpracy, pozostałych sześciu zaś przeniesiono na Łubiankę, skąd po dodatkowych przesłuchaniach trafili do "willi". Około siedemdziesięciu pięciu oficerów przyjęło to zaproszenie. Nie jest jasne, kto wybrał ich spośród innych jeńców, ale ostateczne decyzje podejmował prawdopodobnie Beria. Wybrano ich oczywiście dlatego, że byli skłonni do współpracy z władzami sowieckimi, ale ranga, popularność i zdolności również były brane pod uwagę podczas selekcji.

3. Rotmistrz Narcyz Łopianowski, późniejszy cichociemny i powstaniec warszawski, przebywał w Małachówce z misją identyfikacji polskich kolaborantów.  

Zaproszeni oficerowie stanowili "najbardziej giętki element wśród polskich jeńców", jak ich określono. Jednym z nich był podpułkownik Zygmunt Berling, przedwojenny oficer legionowy, kawaler Krzyża Srebrnego Orderu Virtuti Militari, były dowódca 4. Pułku Piechoty Legionów w Kielcach. Tuż przed wybuchem wojny, w czerwcu 1939 roku, Berling w wyniku dość niejasnych okoliczności opuścił szeregi armii. Według jednej z wersji, przyczyną były karygodne zaniedbania służbowe, których dopuścił się na stanowisku dowódcy pułku. Kolejna wersja mówi, że sam wystąpił z wojska po wyroku oficerskiego sądu honorowego, co miało związek z jego niegodnym zachowaniem podczas sprawy rozwodowej – próbował wyłudzić majątek byłej małżonki.  

Wśród "gości" Małachówki znalazł się także rotmistrz Narcyz Łopianowski, który trafił tam, wykonując rozkaz generała Wacława Przeździeckiego. Miał rozpoznać sytuację oraz ustalić nazwiska polskich oficerów, którzy zgodzą się na współpracę z NKWD.

Kolaboranci kontra patrioci

W gronie przebywających w Małachówce Polaków często dochodziło na różnym tle do sporów i nieporozumień. Tak było np. gdy major Józef Lis wysunął zastrzeżenia wobec projektu tworzenia polskiej jednostki wojskowej z pominięciem legalnych władz polskich. Najczęściej jednak dochodziło do konfliktów na tle politycznym. Jeden z nich zdarzył się, gdy na polecenie Berlinga zawieszono na ścianie polityczną mapę Europy, na której nie było Polski. Bardzo ostro przeciwko temu protestowali rotmistrz Narcyz Łopianowski i major Lis. Kolejne nieporozumienia wywołała propozycja podporucznika Stanisława Szczypiorskiego oraz Imacha, Wicherkiewicza i Rosena-Zawadzkiego zawieszenia na ścianach portretów sowieckich przywódców: Lenina, Stalina i Kaganowicza. Przeciwko temu głosowali ponownie major Lis i rotmistrz Łopianowski, natomiast podchorąży Franciszek Kukuliński wstrzymał się od głosu. Wkrótce portrety zostały nadesłane, oprawione w ramki i rozwieszone pod osobistym nadzorem Berlinga. W połowie marca 1941 roku lokatorzy willi w Małachówce otrzymali pierwszy numer "Nowych Widnokręgów", wówczas jeszcze oficjalnego organu komunistycznego związku pisarzy ZSRR. Dudziński zgłosił wówczas wniosek, by wystąpić z deklaracją współpracy z redakcją. Propozycja ta wywołała burzliwą dyskusję; trzech oficerów: Górczyński, Łopianowski i Lis głosowało przeciw, a Łopianowski poprosił nawet o odesłanie go do więzienia.

4. Pułkownik Zygmunt Berling w mundurze ludowego Wojska Polskiego.

Po kilku dniach Berling zdecydował, aby za pośrednictwem NKWD stosowną deklarację wysłać do redakcji pisma. Opracowany przez podpułkownika Dudzińskiego tekst wywołał zróżnicowane reakcje polskich oficerów. Rozpoczynał się następująco: 

     My, niżej podpisani oficerowie Armii Polskiej, stwierdzamy, że Naród Polski dotychczas był oszukiwany i wyzyskiwany przez klasę posiadającą. Dopiero Związek Sowiecki wskazał właściwą drogę do uszczęśliwienia wszystkich ludzi. Z dobrodziejstw konstytucji stalinowskiej korzysta już znaczna część Narodu Polskiego, aby jak najprędzej pozostała część weszła w skład szczęśliwych narodów Związku Radzieckiego. Wyrażamy hołd redakcji pisma "Nowe Horyzonty" [powinno być: Widnokręgi], które ma za zadanie odkrycie nowych dróg dla Narodu Polskiego i uświadomienie Go, że szczęśliwa przyszłość czeka nas tylko w Związku Radzieckim.

Ostatecznie treść deklaracji została nieco zmodyfikowana i zwrot: "My, niżej podpisani oficerowie Armii Polskiej", zamieniono na: "My, niżej podpisani oficerowie byłej Polskiej Armii". Wprowadzona poprawka spowodowała konieczność ponownego złożenia podpisów, którego odmówili major Lis i rotmistrz Łopianowski. Pozostali lokatorzy willi w Małachówce złożyli swoje podpisy i dopiero wtedy dokument ten dostarczono kapitanowi bezpieczeństwa państwowego Jegorowowi, do przekazania Wandzie Wasilewskiej, polskiej komunistycznej kolaborantce, która wówczas została mianowana redaktorem naczelnym "Nowych Widnokręgów". Cała ta sprawa była haniebna, gdyż armia polska pod wodzą generała Władysława Sikorskiego istniała w dalszym ciągu na obczyźnie. Teraz więc stało się jasnym, w czyim interesie będą działać oficerowie, którzy złożyli swój podpis pod tym oświadczeniem.    

Indoktrynacja ideologiczna w Małachówce

W trakcie pobytu w willi polscy oficerowie przede wszystkim zapoznali się z organizacją dywizji Armii Czerwonej, a następnie przystąpili do pracy nad odtworzeniem schematu organizacyjnego przedwojennej polskiej dywizji. Studiowali regulaminy wszystkich rodzajów wojsk Armii Czerwonej, instrukcje i podręczniki wojskowe, tłumaczyli najważniejsze z nich na język polski, rozwiązywali także podręcznikowe zadania taktyczne. Czytali fachową literaturę wojskową z ostatnich lat, a także radzieckie materiały propagandowe oraz literaturę piękną. Przygotowali też propozycje obsady personalnej przyszłej dywizji. Sporządzili w tym celu wykaz nazwisk 500 oficerów i przeszło 1000 podoficerów, których pamiętali z obozów w Kozielsku i Starobielsku.

"Pensjonariusze" Małachówki zostali poddani intensywnej indoktrynacji komunistycznej. Berling ustalił program zajęć, które miały wypełnić referaty z historii i życia Związku Radzieckiego oraz studia nad dziejami partii komunistycznej. Każdy oficer miał opracować referat na wybrany przez siebie temat i wygłosić go w wyznaczonym terminie. Niezbędne pomoce naukowe i materiały dostarczali sowieccy oficerowie łącznikowi. Referaty miały kształtować pożądane postawy ideologiczne kadry dowódczej projektowanej "polskiej" dywizji. Dotyczyły one takich tematów jak: "Komuna paryska i wielka rewolucja" i "Czerwona Polska – siedemnastą republiką Związku Sowieckiego". Oficerowie uczęszczali także na wykłady prowadzone przez oficerów NKWD i organizowali między sobą grupy dyskusyjne.

Kurs w "willi" ukończyło jedynie trzynastu oficerów. Gdy Niemcy uderzyli na ZSRR, wydano im paszporty sowieckie i zakwaterowano w mieszkaniach w Moskwie. Podpułkownik Zygmunt Berling w imieniu całej grupy zgłosił chęć wstąpienia do Armii Czerwonej, jednakże kazano im wstąpić do armii Andersa. Po zgłoszeniu się do Polskiej Misji Wojskowej zostali skierowani do służby w różnych jednostkach.

Dezercja Berlinga

W sierpniu 1941 roku dwaj starsi oficerowie z tej grupy, pułkownicy Zygmunt Berling i Kazimierz Dudziński, odwiedzili niedawno zwolnionego z więzienia Andersa, który jednak potraktował ich podejrzliwie, zbyt gorliwie bowiem mówili o konieczności współpracy z Rosjanami. Słyszał już uprzednio o "willi" i wiedział, że Berling i niektórzy jego współtowarzysze wystąpili o przyjęcie do służby w szeregach Armii Czerwonej jeszcze przed wkroczeniem Niemców.

Podpułkownika Berlinga zżerała ambicja, gdy Anders nie zgodził się na jego awans do stopnia pułkownika. Kiedy stało się dlań jasne, że w tej armii nie ma szans na generalskie szlify, zwrócił się w przeciwną stronę i postanowił zrobić karierę w Armii Czerwonej, dezerterując z armii Andersa, w momencie gdy ewakuowano ją do Iranu, za co skazano go zaocznie na karę śmierci. Tak to zapamiętał pułkownik Klemens Rudnicki: 

     Wreszcie nastąpiło załadowanie. Jedni wchodzili sami, innych wnoszono, w końcu statek przepełnił się tak, jak owe barże na Peczorze lub Amu-darii. 

     Wchodziłem na statek ostatni. Odprowadzał mnie płk Berling, komendant Polskiej Bazy Ewakuacyjnej, wraz z grupą oficerów NKWD.

     – A kiedy pan dołączy do nas? – zapytałem Berlinga.

     – Koleją przez Aszchabad. Teraz jadę jeszcze do Jangi-Julu oddać dokumenty ewakuacyjne w Komisji Likwidacyjnej Armii Polskiej w ZSRS – odrzekł i pożegnaliśmy się. 

5. Ćwiczenia Armii Polskiej w ZSRR, rok 1942. 

     Statek odbił od przystani i począł wolno wychodzić z portu. Teraz dopiero zauważyliśmy sterty naszego majątku, pozostawione na brzegu. Setki i tysiące bali z angielskim umundurowaniem, kocami, bielizną, żywnością konserwową – całe magazyny intendenckie Armii, na które złożyły się archangielskie dostawy z Anglii dla 100-tysięcznej Armii Polskiej w ZSRS. Cały ten sprzęt nadchodził wraz z transportami oddziałów i zakładów do Krasnowodzka, gdzie spotykał go zakaz wywozu – zabierała go Armia Czerwona dla swoich celów.

     Niech się udławią nim! – mówili żołnierze, patrząc na znikającą z ich oczu koszmarną ziemię sowiecką, która każdemu z nich wyrwała trzy lata ludzkiego życia. Gdyby zaś mnie ktoś wówczas zapytał, jakie wrażenie o tej ziemi wryło mi się najsilniej w świadomość – odpowiedziałbym: nieludzkie kłamstwo, perfidne kłamstwo, które z kraju tego wygnało prawdę, zamieniło się w system, odebrało człowiekowi godność i sponiewierało go, i zbrukało. Kłamali i kłamało wszyscy i wszystko od chwili, gdy wstąpiłem w krąg tego systemu (...), aż do chwili, gdy skłamał Berling przy pożegnaniu, wiedząc, iż obejmie teraz resztki naszego posiadania, piętrzące się balach na przystani, i pocznie na kłamstwie budować sowiecko-polską armię pod wezwaniem Kościuszki.

Berlinga często nazywano "komunistą", natomiast pułkownik Rudnicki określił go mianem oportunisty i intryganta. Zapewne był też typem karierowicza. Z pewnością cechowała go daleko posunięta naiwność polityczna, idąca w parze z dbałością o własny interes. W 1943 roku, po zerwaniu przez Sowietów stosunków dyplomatycznych z polskim rządem w Londynie, co było pokłosiem odkrycia przez Niemców grobów pomordowanych polskich oficerów w Katyniu, stanął na czele podległej Moskwie 1. Dywizji Piechoty im. Tadeusza Kościuszki.

***

Źródła fotografii:

  1. Instytut Polski i Muzeum im. gen. Sikorskiego. 
  2. Wikimedia Commons CC BY-SA 4.0. 
  3. Domena publiczna.
  4. Domena publiczna.  
  5. Narodowe Archiwum Cyfrowe. 

Bibliografia:

  • Władysław Anders: Bez ostatniego rozdziału. Wspomnienia z lat 1939–1946, Warszawa 2007.
  • Daniel Bargiełowski: Konterfekt renegata. Generał brygady Zygmunt Berling, Warszawa 2013.
  • Norman Davies: Szlak nadziei. Armia Andersa. Marsz przez trzy kontynenty, Kraków-Izabelin 2015. 
  • Stanisław Jaczyński: "Willa szczęścia" w Małachówce. Próby pozyskania przez NKWD oficerów polskich do współpracy politycznej i wojskowej (1940-1941), "Przegląd Historyczno-Wojskowy" 2011, nr 12 (63) /3 (236).
  • Tadeusz A. Kisielewski: Janczarzy Berlinga. 1. Armia Wojska Polskiego 1943-1945, Poznań 2014.
  • Wojciech Markert: Generał broni Władysław Anders 1892-1970, Warszawa 2012.
  • Harvey Sarner: Zdobywcy Monte Cassino. Generał Anders i jego żołnierze, Poznań 2006.  
  • Mark Sołonin: Pranie mózgu. Fałszywa historia Wielkiej Wojny, Poznań 2013. 
  • Berlingowcy. Żołnierze tragiczni: red. Dominik Czapigo, Warszawa 2015.

 

Komentarze