„Wigry” nadają sygnał SOS! Katastrofa polskiego frachtowca u wybrzeży Islandii

Katastrofa polskiego frachtowca s/s „Wigry” w styczniu 1942 roku to dramatyczna historia walki z żywiołem, odwagi i poświęcenia. Bohaterska postawa dowódcy, kapitana Władysława Grabowskiego, który do końca pozostał na pokładzie idącego na dno statku, oraz przejmująca walka marynarzy o przetrwanie w lodowatych wodach Atlantyku, zakończyła się śmiercią większości załogi. Pogrzeb ofiar stał się symbolicznym hołdem dla poległych marynarzy.

Polski statek z Gdańska

Parowiec s/s "Wigry" został zbudowany w 1912 roku jako „River Dart” w brytyjskim Middlesbrough. W 1939 roku został zakupiony jako jeden z trzech statków Bałtyckiej Spółki Okrętowej, założonej rok wcześniej prywatnej polskiej spółki armatorskiej. Parowiec był nieduży – miał niecałe 81 metrów długości, pojemność 2018 BRT, napędzała go trójprężna maszyna parowa o mocy 1140 KM, która nadawała mu maksymalną prędkość 8,5 węzła. Załoga liczyła około 20 marynarzy. Statek posiadał cztery ładownie oraz dwa maszty z dwoma 3-tonowymi bomami na każdym. Miał być eksploatowany w żegludze trampowej. 

1. Parowiec "Wigry" w całej okazałości. 

Jednostka, mimo że nosiła polską banderę, zarejestrowana była w Wolnym Mieście Gdańsku, co w tamtych, burzliwych czasach musiało mieć niemały wydźwięk polityczny. Na tym tle doszło nawet do pewnego zatargu z pracownikami stoczni gdańskiej, którzy, gdy statek wszedł tam na mały przegląd, chcieli wymalować na jego rufie napis "Danzig" jako nazwę portu macierzystego. Polska załoga postawiła jednak na swoim i pojawił się tam dumny napis "Gdańsk".  

W wojennej służbie

Wybuch wojny zastał "Wigry" w Antwerpii. Dowodził nim wówczas kapitan ż.w. Dymitr Schreiber. 10 października na statku doszło do tragicznego w skutkach epizodu, gdy kapitan zastrzelił jednego z marynarzy. Choć w toku sądowego postępowania Schreiber został uniewinniony, na stanowisku dowódcy nastąpiła zmiana - funkcję tę objął kapitan ż.w. Zygmunt Góra. Od końca 1939 roku parowiec woził ładunki między portami brytyjskimi, francuskimi i zachodnioafrykańskimi. Już po upadku Francji, na początku 1941 roku, statek przeszedł generalny remont. Nastąpiła także zmiana na stanowisku dowódcy – objął je 36-letni kapitan ż. w. Władysław Grabowski. Kapitan Grabowski zasłynął tym, że tuż przed wkroczeniem Niemców do Gdyni w 1939 roku, przedarł się wraz z czterema towarzyszami na niewielkim jachcie "Strzelec II" przez niemiecką blokadę morską do Szwecji, skąd później udali się na Zachód. Po remoncie "Wigry" pływał w konwojach atlantyckich między Stanami Zjednoczonymi, Islandią i Wielką Brytanią, wożąc mączkę rybną, sól i materiały wojenne.

2. "Wigry" jeszcze jako "River Dart" tuż po przybyciu do Gdyni. 

W swój ostatni rejs przez Atlantyk stary parowiec wyruszył 6 stycznia 1942 roku z Reykjaviku z ładunkiem około 2000 ton mączki rybnej w workach.  Załoga statku składała się z 27 marynarzy – 13 Polaków i 14 obcokrajowców, wśród których znaleźli się Islandczycy, Brytyjczycy, dwóch Łotyszy, Egipcjanin i Kanadyjczyk. W towarzystwie trzech innych jednostek parowiec miał dołączyć do konwoju, który zmierzał do USA. Początkowo pogoda był niezła. Niespodziewanie jednak w nocy 9 na 10 stycznia pojawił się silny sztorm, który zaczął demolować statek i uszkodził wiele jego mechanizmów: puszczały nity poszycia, uszkodzenia doznała maszyna parowa, naprawiona nadludzkim wysiłkiem marynarzy, pojawiły się problemy ze sterem. Temperatura była minusowa, zaczęło postępować oblodzenie statku, który stracił również szalupy i tratwy ratunkowe na lewej burcie. Kapitan Grabowski doszedł wówczas do wniosku, że bezpieczniej będzie zrezygnować z dalszego rejsu. Planował powrót na Islandię, aby przeczekać tam złą pogodę i doprowadzić swoją jednostkę do porządku.

Ostatnie chwile parowca

Znakomity polski pisarz-marynista Jerzy Pertek przytoczył fragment listu syna kapitana Grabowskiego, który badał sprawę zatonięcia statku i śmierci swojego ojca:

     Po kilku godzinach ciężkiej walki z oceanem fale trochę zelżały, co wskazywało na to, że wchodzą do zatoki, przy której leży Reykjavik. Niestety, niedokładny kurs podany przez Anglików i ciężkie warunki żeglugi (sztorm, silna mgła i stałe zaburzenia magnetyczne w tym rejonie) spowodowały, że statek wszedł głębiej do fiordu, nad którym leży (miejscowość) Akranes. Z powodu awarii maszyny sterowej statek nie słuchał steru. Cała załoga usiłowała coś dojrzeć w silnej mgle, słychać było tylko grzmot rozbijających się fal atlantyckich o skalisty i wysoki brzeg. Pierwszy zobaczył skały kucharz okrętowy, jednakże było już zbyt późno, żeby dać całą wstecz, a z powodu awarii steru nie można było wykonać zwrotu. Statek całą siłą olbrzymich fal został uderzony o skały i natychmiast zaczął przechylać się na prawą burtę.   

3. Parowiec s/s "Hel" był jedną z alianckich jednostek, które odebrały dramatyczny sygnał SOS nadany przez "Wigry". Na fotografii statek w 1958 roku. 

Kadłub pękł, do wnętrza wdarła się woda. Trzeba było wygasić kocioł w maszynowni, aby uniknąć jego eksplozji. Kapitan rozkazał nadać radiooperatorowi sygnał SOS, odebrany przez kilka jednostek będących w pobliżu, w tym inny polski parowiec s/s "Hel", który jednak nie był w stanie przyjść rodakom z pomocą, gdyż sam miał problemy z żeglugą w tych niezwykle ciężkich warunkach. Ze statku wystrzelono też czerwone flary sygnałowe. Następnie dowódca podjął próbę ratowania swoich ludzi. Z pokładu udało się spuścić jedyną, ocalałą, prawoburtową szalupę ratunkową, do której wsiadła większość załogi. Kapitan Grabowski jednak odmówił wejścia do niej. W towarzystwie kucharza, który nie chciał opuścić swojego dowódcy, został na pokładzie i okrętowym reflektorem oświetlał miejsce zdarzenia. Łódź przewracała się jednak na silnych falach, bezładnie dryfując, a kolejni marynarze tonęli w lodowatym oceanie.

Walcząc o życie

W końcu przewrócona do góry dnem szalupa odpłynęła od statku ku północnemu brzegowi zatoki, a potem zaczęła dryfować wzdłuż brzegu, wówczas ostatni czterej żyjący członkowie załogi postanowili wpław dotrzeć do brzegu. Niestety jeden z marynarzy zmarł po drodze. Do brzegu dotarli II oficer Ludwik Smolski, radiooficer Wacław Przybysiak i starszy marynarz Islandczyk Bargi Kristjansson. Smolski tak wspominał te dramatyczne chwile:

     Trzymałem się resztką sił. Po drugiej stronie wywróconej szalupy, uniesiony falą w górę, zdołałem spostrzec cztery głowy przy lince ratunkowej. Rozpoznałem wyraźnie chiefa z maszyny, Bruna Szmidta, radiego Wacława Przybysiaka, Islandczyka z pokładu po rudej czuprynie [Kristjanssona – DK], ale czwartego nie zdołałem zidentyfikować, gdyż twarz miał ku wodzie i wkrótce znikł pod powierzchnią. […] W pewnej chwili usłyszałem przejmujący głos Szmidta: "Ruszajcie się, inaczej zamarzniecie! Płyńmy do lądu! Tam jest ostania szansa!" Zaraz potem oderwał się od burty i popłynął w kierunku lądu.

     Poszliśmy, jak na komendę w jego ślady. Trzy głowy pływaków to ukazywały się, to znikały na wzburzonej fali przede mną. Dokładałem sił, aby ich dognać. Udało się! Zbliżyłem się do rudej głowy Islandczyka, który płynął równo i spokojnie, jak w czasie treningu […] Dojrzał mnie, potrząsając głową, jakby zachęcał, żebym wytrwał i szedł za nim. Ale w tym momencie poczułem wielkie osłabienie i ogarniającą mnie senność i dziwna rzecz, ustąpiło uczucie przejmującego zimna. Pamiętam niejasno, że resztą woli robiłem ruchy rękami, że dotknąłem nogami gruntu, ale od tej chwili już nic…        

Solskiego wyciągnął na brzeg Bargi Kristjansson. Na brzegu leżał także nieprzytomny Przybysiak, natomiast Szmidt gdzieś się zagubił w morzu. Twardy Islandczyk dotarł po długim marszu na owczą fermę, sprowadził pomoc, ale gdy dotarła, radiooficer już nie żył i udało się uratować tylko Ludwika Smolskiego. Ostatecznie katastrofę przeżyło tylko tych dwóch ludzi. Kiedy sztorm ustał, ocean zaczął oddawać zamarznięte ciała marynarzy – w tym Szmidta - wyrzucając je na brzeg.

4. Mogiła załogi s/s 'Wigry" na cmentarzu Fossvogur w Reykjaviku. 

Pogrzeb 18 marynarzy z s/s "Wigry" odbył się 19 stycznia w Reykjaviku. W uroczystości wzięły udział załoga parowca "Hel", który zawinął do portu dwa dni po tragedii, delegacja transatlantyka "Batory", który tego dnia stanął na redzie oraz tłumy mieszkańców miasta. Wrak statku, wywrócony do góry stępką i rozbity poszedł na dno w fiordzie koło Akranes, dokąd zdryfował ze skał.

***

Źródła fotografii:

  1. Domena publiczna. 
  2. Narodowe Archiwum Cyfrowe. 
  3. Domena publiczna.
  4. Creative Commons CC BY-NC-ND 3.0 PL.

Bibliografia:

  • Henryk Mąka: Kapitan schodzi ostatni, Warszawa 1979. 
  • Jerzy Miciński, Bohdan Huras, Marek Twardowski: Księga statków polskich 1918-1945, tom 3, Gdańsk 1999.
  • Jerzy Pertek: Druga mała flota, Poznań 1983.
  • Jerzy Pertek: Jak zginęły "Wigry"?, "Morze" 1972, nr 1.

Komentarze