Z pomocą ginącym Polakom. Rajd bojowy oddziału Armii Krajowej "Młodnik" przeciwko banderowcom na Polesiu
Kiedy zapłonęły polskie wsie na Polesiu, atakowane przez hordy banderowców, na odsiecz mordowanym rodakom ruszyła szkolna jednostka Armii Krajowej. Polscy żołnierze mieli już nigdy nie zapomnieć widoków, które wówczas ujrzeli. W ich sercach zabrakło miejsca na litość dla zbrodniarzy spod znaku tryzuba.
Wiosną 1943 roku w strukturach Okręgu
AK "Polesie" zorganizowana została leśna Szkoła Młodszych Dowódców Piechoty,
oznaczona kryptonimem "Młodnik". Twórcą i jednocześnie dowódcą jednostki był
cichociemny, 33-letni podporucznik Jan Grycz ps. "Dziadek". Grycz był doświadczonym w
bojach weteranem Wojny Obronnej 1939 roku w składzie Wielkopolskiej Brygady
Kawalerii oraz walk pod Narwikiem w kwietniu 1940 roku w ramach Samodzielnej
Brygady Strzelców Podhalańskich, za które został uhonorowany pierwszym (z
łącznie czterech) Krzyżem Walecznych. Jako dowódcę i żołnierza cechowała go duża odwaga osobista oraz śmiałość
w podejmowaniu decyzji. Do okupowanej Polski Grycz został zrzucony w nocy 3 na
4 września 1942 roku w rejonie Łowicza w ramach operacji lotniczej "Measles". Następnie
skierowano go na Polesie.
![]() |
1. Mieszkańcy wsi Lipniki na Wołyniu, zamordowani przez banderowców 26 lub 27 marca 1943 roku. |
Celem powołania "Młodnika" było szkolenie
kadr dla struktur terenowych okręgu i leśnych oddziałów Armii Krajowej.
Jednostka liczyła ponad stu żołnierzy, natomiast organizacyjnie składała się z
trzech plutonów podzielonych w ramach kursów: podchorążych, podoficerskiego i
osłonowo-gospodarczego. Dodatkowo kilkanaście młodych kobiet przeszła szkolenie
sanitarne oraz zadań pomocniczych Wojskowej Służby Kobiet. Kursanci prezentowali
się wzorowo: byli jednolicie umundurowani w polskie bluzy mundurowe i nosili
czarne berety z orzełkiem. Broń w dużej mierze pochodziła od polskich leśników,
którzy ukrywali ją od 1939 roku po rozbrajających się tam oddziałach Wojska
Polskiego: sporo było radomskich karabinów Mauzer, a nawet sześć erkaemów Browning
wz. 28 – każdy z zapasowym magazynkiem. Do tego doszedł pokaźny zapas amunicji
i granatów.
Niezależnie od swojego
szkoleniowego charakteru "Młodnik" podejmował także z sukcesem akcje bojowe
przeciwko niemieckim okupantom i kolaboracyjnym oddziałom ukraińskim. Kiedy natomiast
na południowe krańce Polesia dotarła z Wołynia fala okrutnych banderowskich
zbrodni przeciwko miejscowym Polakom, oddział młodych Akowców przeprowadził odwetowy
rajd, uderzając w bandy UPA, pacyfikujące polskie wsie na tym obszarze. Jak
wspominał Czesław Hołub, legendarny żołnierz podziemia niepodległościowego, wówczas
jeden z kursantów "Młodnika", cytowany przez Marka A. Koprowskiego w książce "Skrwawione Polesie. W walce z okupantem i nędzą":
O celu i kierunku naszego
marszu dowiedzieliśmy się na pierwszym postoju. Szliśmy na Polesie Wołyńskie ratować
zamieszkałą tam ludność polską przed rzeziami ukraińskich nacjonalistów. Cośmy się
wtedy nasłuchali pouczeń, jak to się mamy grzecznie zachowywać w stosunku do zamieszkałej
tam ludności ukraińskiej, której nie należy utożsamiać z rezunami spod znaku
tryzuba. Wydaje się, że wygłaszający te prawdy nasz dowódca, pochodzący z
Poznańskiego i jeszcze nieoswojony z realiami Kresów, święcie wierzył w to, co
mówił. Ale bardzo szybko się przekonał, że jest zupełnie inaczej. Na
partyzanckich szlakach zapiekły się do reszty i stwardniały serca. Zabrakło w
nich miejsca na litość.
![]() |
2. Komendant oddziału szkolnego AK "Młodnik" podporucznik Jan Grycz. |
Już na samym początku rajdu
żołnierze "Młodnika" rozbili watahę UPA, mordującą polską wieś, a następnie puścili
z dymem ukraińską osadę, z której pochodzili bandyci spod znaku tryzuba. Czesław
Hołub tak opisuje tą akcję:
Trzy plutony stoją podkową –
niektórzy cos tam jeszcze poprawiają czy zapinają, a komendant, stojąc w
środku, objaśnia zadanie: "trzy kilometry stąd jest mała polska wieś, na którą
napadli rezuny. Drugi pluton weźmie wozy i zajmie stanowiska na północny wschód
[od wioski] i jak będzie na stanowiskach, wystrzeli zieloną rakietę". (…)
Przebiegając obok budynków, widzę nieruchomą postać w koszuli, leżącą na wznak,
z krwawą raną przecinającą łysiejącą głowę, ale rozkaz pędzi dalej na pomoc
tym, których jeszcze da się uratować. Skłon wzniesienia i wioska jak na dłoni.
Wśród zabudowań kręcą się napastnicy. Teraz wyraźnie słychać skowyt mordowanych,
krzyki, nawoływania bulbowców. Żadnego ubezpieczenia, wszyscy napastnicy zajęci
rabunkiem lub mordem.
Zgodnie z rozkazem winniśmy czekać na sygnał rakiety. Rozkaz prawidłowy,
ale tam giną ludzie! Z marszu otwieramy ogień, na pewno niezbyt celny po biegu.
Po chwili z pozostałych stron trzaskają strzały. Zaskoczeni rezuny miotają się w
panice, wpadają na siebie grupami. Któryś z nich, chyba dowódca, usiłuje
zaprowadzić jakiś ład, ale celna seria erkaemu rzuca go na ziemię. Teraz już
cała gromada ogarnięta paniką szuka zbawienia w ucieczce wśród szpaleru ognia.
Tu nie ma pardonu, jest tylko śmierć. Jeszcze parę serii goniących niedobitków,
którym los pozwolił ujść z życiem, i nagle cisza zalega pobojowisko. Ale nie na
długo. Z zakamarków wychodzą ocaleni lub pokrwawieni, ale nie dobici i biada napastnikowi,
który szukał schronienia, zagrzebując się w słomie lub udając zabitego. Z
wielkim trudem udaje się naszym obronić dwóch jeńców. Są tak przerażeni, że nie
czekając na formalne przesłuchanie, opowiadają skąd przyszli i kto nimi
dowodził. "Panoczku, ja nie winien – skomli olbrzymie chłopisko z podwiniętymi
jak u esesmana rękawami czarnego policyjnego munduru, na którym widoczne są
świeże, nie obeschnięte jeszcze, ślady krwi. Mnie kazali, tak i poszedł, ale
nykoho nie ryzał". (…)
![]() |
3. Jedna z poleskich wsi przed wojną. |
Z zeznań jeńców wynikało, że
nikt w tych stronach nie spodziewał się polskich partyzantów, a sowieckie, też niezbyt liczne w tych stronach oddziały, raczej z aprobatą patrzyły na
likwidację polskiego żywiołu. Upowcy, wywodzący się z położonej zaledwie o 12
kilometrów wioski, szli po łatwe zwycięstwo nad bezbronnymi i gdy padły
pierwsze strzały, myśleli, że zostali pomyłkowo zaatakowani przez inny "kureń",
i tak naprawdę to dopiero wpadłszy w nasze ręce, zrozumieli prawdę. Jeszcze tej
samej nocy wioska, z której przyszli napastnicy, przestała istnieć, świecąc
pulsującą łuną na tle granatowego nieba.
W kolejnych dniach Akowcy pod
dowództwem podporucznika Jana Grycza zlikwidowali cztery bazy UPA, nie ponosząc
przy tym żadnych strat. Dobra passa Polaków skończyła się, gdy atakując piąta
wioskę zostali odparci przez znacznie
silniejszą obronę ukraińską. "Młodnik" stracił wówczas 11 poległych żołnierzy,
a drugie tyle było rannych. Niejako na pocieszenie kilka dni później bojownicy "Dziadka" rozbili doszczętnie niemiecką antypartyzancką grupę operacyjną, paląc przy tym
jeden transporter opancerzony i trzy ciężarówki oraz zdobywając dużo broni.
![]() |
4. Tekst powstał m.in. w oparciu o książkę Marka A. Koprowskiego "Skrwawione Polesie. Walka z okupantem i nędzą", którą można nabyć w księgarni WYDAWCY. |
W kolejnych dniach żołnierze "Młodnika" byli
świadkami dalszych ponurych zbrodni ukraińskich nacjonalistów. Marek A.
Koprowski przywołał jeszcze wspomnienia Czesława Hołuba dotyczące kolonii Wielka
Głusza, leżącej około 25 km na północ od Kamienia Koszyrskiego, którą około 12
maja zaatakowała sotnia UPA:
Mieszkańców, w liczbie 15 osób
dorosłych i kilkoro dzieci, zgromadzono w zabudowaniach Pileckiego i
Łukaszewicza [miejscowych gospodarzy – DK], po czym w obecności
sterroryzowanych mężczyzn zgwałcono wszystkie niewiasty, a następnie wszystkim,
nie wyłączając dzieci, wyłupiono oczy, obcięto języki, kobietom piersi, a
mężczyznom genitalia, po czym zabudowania wraz ze znajdującymi się w środku
spalono.
Niestety, w pierwszych dniach
sierpnia 1943 roku oddział "Młodnik" został osaczony przez niemieckie obławy w
rejonie wsi Hłusza. Waleczny podporucznik Jan Grycz poległ w walce, zginęło
także 15 jego podkomendnych, a ponad 20 zostało rannych. Wykrwawiona jednostka
wydostała się z kotła dzięki życzliwości żołnierzy węgierskich, którzy
przepuścili Polaków przez swoje pozycje. W połowie sierpnia oddział został rozwiązany w lasach pod Małorytą. Kursantów
porozdzielano po różnych jednostkach partyzanckich Armii Krajowej.
***
Źródła fotografii:
- Domena publiczna.
- Domena publiczna.
- Narodowe Archiwum Cyfrowe.
- Materiały Wydawnictwa Replika.
Bibliografia:
- Marek A. Koprowski: Skrwawione Polesie. Walka z okupantem i nędzą, Poznań 2025.
- Kazimierz Krajewski: Na straconych posterunkach. Armia Krajowa na Kresach Wschodnich II Rzeczypospolitej, Kraków 2015.
- Andrzej Solak: Kresy w płomieniach 1908-1957, Kraków 2013.
- Jędrzej Tucholski: Cichociemni, Warszawa 1988.
- Joanna Wieliczka-Szarkowa: Czarna księga Kresów, Kraków 2011.
Komentarze
Prześlij komentarz