Agenci niemieckiego wpływu. Jak zachodni dziennikarze w dwudziestoleciu międzywojennym dezinformowali na temat Polski
Polacy nie potrafią zadbać o stan Wisły, a Polska nie potrzebuje własnych portów, ponieważ może korzystać z niemieckich… Biedni Niemcy są w Polsce szykanowani, a Warszawa tylko oczekuje, żeby dokonać inwazji na zachodniego sąsiada… Od momentu odzyskania przez nasz kraj niepodległości, Niemcy prowadziły wściekle antypolski kurs, na różne sposoby starając się podważać polską rację stanu i wywierać negatywny wpływ na politykę prowadzoną nad Wisłą. Jednym z głównych oręży była odpowiednio spreparowana propaganda, serwowana poprzez zachodnie, "opiniotwórcze" media, które kreowały swoim odbiorcom fałszywy obraz dotyczący Polski i jej spraw.
Kilka doskonałych przykładów tego typu działań przedstawił choćby Andrzej Brzeziecki w swojej znakomitej książce "Wielka gra majora Żychonia. As wywiadu kontra Rzesza". Czytając przytoczone poniżej fragmenty tej publikacji oraz interesując się współczesną polityką, nie sposób nie odnieść wrażenia, że analogiczne mechanizmy stosuje się przeciwko Polsce właściwie do dziś, zmieniły się tylko, wraz z rozwojem technologii, środki przekazu. Andrzej Brzeziecki pisze:
Do najważniejszych celów Berlina należało przekonanie opinii międzynarodowej o potrzebie rewizji granic. Nie podważano samego istnienia Polski, postulowano jedynie naprawienie krzywd, jakich doznali Niemcy. Tamtejsza prasa pisała o "krwawiącej granicy". Za wszystkimi inicjatywami rewizjonistycznymi stało Auswärtiges Amt (Ministerstwo Spraw Zagranicznych) i jego Wydział IV, ale oficjalnie realizowały je organizacje społeczne: fundacje, stowarzyszenia i prasa. Wspierały one działalność mniejszości niemieckiej, publikowały książki, organizowały odczyty, pozyskiwały zachodnich polityków, dziennikarzy, naukowców oraz studentów, dla których organizowano wyjazdy na polsko-niemieckie pogranicze. Po polskiej stronie pokazywano gościom zadbane gospodarstwa niemieckiej mniejszości, by zaraz potem przewieźć ich do specjalnie wybranych osiedli Polaków, które były w gorszym stanie. Napotkani Niemcy "spontanicznie" skarżyli się przybyszom na szykany ze strony polskich władz, w Niemczech zaś "panowała obawa" przed polską inwazją. (…)
![]() |
1. Londyński tramwaj z reklamą należącej do lorda Rothermere bulwarówki "Daily Mail", która w dwudziestoleciu międzywojennym sprzyjała niemieckim nazistom. |
W owym czasie, choćby ze względu na barierę językową, świat patrzył na Polskę przez niemieckie okulary. To w Berlinie pracowali światowi korespondenci, w Warszawie zaś pokazywali się rzadko, zwłaszcza po wielkim kryzysie. Czasami całkiem bezwiednie przesiąkali niemieckimi argumentami. Niemców stać było też na opłacanie tłumaczeń i druk swoich książek w innych językach.
Najbardziej narażone na manipulacje były brytyjskie gazety prowincjonalne, które przedrukowywały informacje. Wirtschaftspolitische Gesellschaft rozsyłało codziennie coś na kształt newslettera do brytyjskich redakcji. W neutralnych na pozór informacjach przemycano treści wygodne dla Niemców. Działalność ta była zsynchronizowana z polityką: zawsze gdy Liga Narodów w Genewie debatowała na temat Polski, niemieckie agencje prasowe informowały o wojowniczych nastrojach panujących nad Wisłą.
Tak było ze zjazdem kombatantów, który odbył się w 1928 roku nieopodal polsko-litewskiej granicy. Niemiecka Telegraphen Union nadała z Berlina do Kowna depeszę, z której wynikało, że owi kombatanci to kilka dywizji szykujących się do ataku na Litwę. Kowieńskie popołudniówki powtórzyły informację, dzięki czemu niemiecki korespondent w Kownie mógł nazajutrz, cytując lokalne gazety, informować Berlin, że Polska szykuje się do napaści na sąsiada… Tymczasem w Berlinie Telegraphen Union nadawała już w świat tę samą (czyli własną) informację o niecnych polskich planach, ale powołując się już na owe "litewskie źródła"…
2. Okładka książki "Britain and the Baltic" autorstwa Edwarda Williama Polsona Newmana. |
Do najcenniejszych należały publikacje, których autorami byli bezstronni z założenia publicyści, najlepiej anglosascy. W 1930 roku znany dziennikarz E.W. Polson Newman wydał w Londynie książkę "Britain and the Baltic". Publikacja traktowała o całym Bałtyku i robiła wrażenie obiektywnego wykładu na temat ważnego regionu, którym Wielka Brytania powinna się bardziej interesować. Polson Newman zdawał się nawet żywić sympatię dla Polski i jej wysiłku modernizacyjnego. Bronił "polskiego militaryzmu", pisząc, że jest on koniecznością, a nie wyborem. I tylko niby mimochodem pojawiły się w książce pytania, czy Polska Piłsudskiego stanie się dyktaturą, albo informacje, że kraj ten, mając bezpośredni dostęp do Bałtyku, wypiera swym tanim węglem z rynków skandynawskich surowiec brytyjski, wydobywany w pocie czoła przez brytyjskich górników. W czasach następującego kryzysu argument dość ważki…
W kwestii Gdańska i "polskiego korytarza" autor zachował niby bezstronność, choć podkreślał wyłącznie niemiecką historię Wolnego Miasta. W końcowych rozdziałach pisał, że korytarz sprawia, iż Niemcy i sowiecka Rosja podają sobie ręce, a to oznacza groźbę nowej wojny, dlatego korytarz ten jest najniebezpieczniejszym punktem w Europie. Broniąc zatem postanowień traktatu wersalskiego, prowokuje się nową wojnę.
Mniej subtelnie do tematu podszedł sir Robert Donald, wpływowy redaktor wielu gazet i przyjaciel premiera Davida Lloyda George’a, który w książce "The Polish Corridor and the Consequences" przekonywał, że bezpośredni dostęp do morza wcale nie jest Polakom potrzebny. Czechosłowacja korzysta z portów w Hamburgu i Bremie i krzywda jej się nie dzieje. Status Gdańska był wyjściem naprzeciw argumentom, że tylko to miasto gwarantuje Polakom ekonomiczną samowystarczalność. Budując Gdynię, Polacy sami sobie przeczą — może już nie potrzebują Gdańska?
![]() |
3. Robert Donald, bliski przyjaciel premiera Davida Lloyda George'a, w swojej książce "The Polish Corridor and the Consequences" przekonywał, że Polska nie potrzebuje dostępu do morza. |
Donald powtarzał także stały niemiecki kłamliwy argument, że Warszawa nie potrafi dbać o stan Wisły na jej ostatnim, północnym odcinku, co utrudnia żeglugę. Sir Robert, tak jak Polson Newman, sugerował, że Rzeczpospolita jest krajem niestabilnym politycznie, ale nie wyrzekła się snów o wielkości, bo polscy liderzy polityczni zostali zaatakowani przez mikroby megalomanii, a idee aneksjonistyczne są popularne w wielu partiach.
Przeciętny Brytyjczyk oczywiście nie czytał tych książek, ale czytali je politycy, inni dziennikarze i intelektualiści, toteż idee w nich zawarte przedostawały się do popularnej prasy. Nikt nie wiedział, że Polson Newman był w kontakcie z niemiecką ambasadą, a książka sir Roberta Donalda została wręcz napisana na zamówienie i współredagowana przez Auswärtiges Amt.
Działania te były na tyle dobrze przemyślane, że aby zamaskować właściwe intencje artykułów dotyczących Polski, wspomniany Edward William Polson Newman otrzymał od berlińskich mocodawców polecenie napisania kilku mocno krytycznych tekstów na temat Niemiec, co miało przydać mu pozoru obiektywizmu. Znamienne jest też to, że jego teksty ukazywały się na łamach brytyjskich gazet anonimowo, podczas gdy np. w polskiej prasie, do której także pisywał, podpisane były jego pełnymi personaliami. Andrzej Brzeziecki dalej pisze:
Polson Newman i Robert Donald nie byli jedynymi. Jeśli 12 stycznia 1933 roku ktoś kupił "Ilustrowany Kuryer Codzienny", mógł na szóstej stronie przeczytać o aferze z udziałem Harolda Sidneya Harmswortha, lorda Rothermere, brytyjskiego magnata prasowego i prekursora tabloidowego dziennikarstwa. Lord, człowiek z jądra brytyjskiej elity, był znany ze sprzeciwu wobec ówczesnych granic ustalonych w Wersalu i w innych traktatach kończących pierwszą wojnę światową.
![]() |
4. Brytyjski magnat prasowy Harold Sydney Harmsworth, lord Rothermere. |
Było tak: austriacka księżna Stefania von Hohenlohe, niemiecka agentka, sprzedała biurko, ale chyba zapomniała je porządnie opróżnić. Choć niewykluczone, że papiery znalazły się tam później, podrzucone umiejętnie przez służby. W każdym razie nabywca mebla znalazł w nim dokumenty mówiące o opłacaniu lorda Rothermere w zamian za antypolską propagandę. Przyznano mu trzysta tysięcy funtów szterlingów (dom w Londynie kosztował pięćset funtów, auto — trzysta) i obiecywano kolejne sześćset tysięcy, jeśli w wyniku propagandy w ciągu trzydziestu miesięcy "polski korytarz" zostanie zwrócony Niemcom. "Ilustrowany Kuryer Codzienny" podawał te rewelacje za francuskim tygodnikiem "Aux écoutes" i publikował kopię znalezionej korespondencji. Francuzi aresztowali księżną Hohenlohe i wydalili z kraju. Lord Rothermere, członek Tajnej Rady Zjednoczonego Królestwa, był później aktywnym propagatorem polityki appeasementu, czyli ustępstw wobec III Rzeszy i faszystowskich Włoch.
Harold Sidney Harmsworth, czyli lord Rothermere, był właścicielem poczytnych bulwarówek "Daily Mail" i "Daily Mirror". Księżna Stefania von Hohenloche, notabene pół-Żydówka, dobrze ustosunkowana w brytyjskim establishmencie oraz bliska przyjaciółka Joachima von Ribbentropa, w grudniu 1934 roku osobiście przedstawiła lorda Adolfowi Hitlerowi. Kiedy kilka tygodni później, 13 stycznia 1935 roku, po upływie 15-letniego protektoratu francusko-brytyjskiego, przeprowadzono w Zagłębiu Saary referendum, w którym przeszło 90% głosujących opowiedziało się za przyłączeniem tego terytorium do III Rzeszy, "Daily Mail" ochoczo temu przyklasnął.
![]() |
5. Bliska przyjaciółka nazistowskich oficjeli i członków brytyjskich elit księżna Stefania von Hohenloche. |
Gwałtowny atak propagandowy na Polskę w zachodniej prasie Niemcy przypuścili w efekcie tzw. akcji pacyfikacyjnej w Małopolsce Wschodniej w listopadzie 1930 roku, gdy władze w Warszawie przystąpiły do zdecydowanej rozprawy z ukraińskimi terrorystami z OUN. Gazety wypełniły się mrożącymi krew w żyłach opowieściami o barbarzyństwie polskich żołnierzy. Jak odnotował Władysław Pobóg-Malinowski:
W prasie niemieckiej – "Berliner Tagenblatt", "Germania", "Vossiche Zeitung", "Vorwärts", "Koelnische Zeitung" – "korespondencje" i "telegramy" ogłaszano pod olbrzymimi tytułami w rodzaju: "Terror polski w Galicji", "Polskie igranie z ogniem", "Polskie czyny kulturalne", "Polska po barbarzyńsku karze Ukraińców", "Galicja w płomieniach". Z inspiracji niemieckiej w podobny sposób pisała włoska "La Tribuna", w angielskim "Manchester Guardian" ukazał się fantastyczny artykuł: "Polish Outrages in the Ukraine" z cytatami z "listów od Ukraińców", z opisami "gwałcenia wieśniaczek" i "ucieczek całych wsi do lasów"…
Niemcy zasponsorowały wówczas także tzw. Czarną Księgę wydaną w Czechosłowacji najpierw po ukraińsku, a później także w języku angielskim, francuskim, niemieckim i hiszpańskim, która miała świadczyć o polskim okrucieństwie.
6. Amerykańskie wydanie "Czarnej Księgi", mającej opisywać rzekome zbrodnie Polaków na członkach ukraińskiej mniejszości narodowej na Kresach. |
Lista europejskich i amerykańskich dziennikarzy, o szanowanej wówczas reputacji, którzy pobierali od niemieckich instytucji i agend rządowych sowite honoraria za pisanie wyssanych z palca, oszczerczych tekstów na temat Polski była długa. Władysław Kozaczuk w książce "Bitwa o tajemnice" wymieniał innego brytyjskiego publicystę, notabene emerytowanego oficera, Grahama Setona Hutchinsona, który napisał na niemieckie zamówienie paszkwilanckie dziełko o wielce znamiennym tytule "Silesia revisited". Ponadto Kozaczuk podawał przykład byłego członka francuskiej misji wojskowej w Polsce w latach 1920-25 majora Oliviera d’Etchegovena, który po powrocie do kraju na zamówienie niemieckiego MSZ napisał obelżywą książkę, w której:
(…) zmieszał z błotem wszystko, co poprzedzane było przymiotnikiem „polskie”. Z równą zaciekłością lżył naród, rząd i osoby prywatne (…). Nie darował nawet Mickiewiczowi, którego oskarżał o niewdzięczność wobec Francji. Popierał niemieckie roszczenia do Pomorza, Poznańskiego i Śląska, występując też przeciwko sojuszowi Francji z Polską. Pochwalał rozbiory, twierdząc, że dla zapewnienia pokoju w Europie należy je powtórzyć.
Teksty o antypolskich tezach powstawały za niemieckie pieniądze także w Stanach Zjednoczonych. Tworzyli je tam tacy publicyści jak, George N. Schuster, który pisał o Poznaniu jako niemieckim mieście a Słowian porównywał do Murzynów, Paul Maerker-Branden, L. Kingsley Kitchen z "New York Sun", Ellery Walter z "New York Herald Tribune", niejaka Mrs Read, która publikowała swoje teksty w czasopismach "Vogue" i "Brooklin Eagle", ponadto przedstawicielki sfer politycznych i intelektualnych za oceanem: Julia Harris, Mildred Wertheimer czy Rachel C. Nason.
***
Źródła fotografii:
- Domena publiczna.
- Zbiory własne.
- Domena publiczna.
- Domena publiczna.
- Domena publiczna.
- Zbiory własne.
Bibliografia:
- Andrzej Brzeziecki: Wielka gra majora Żychonia. As wywiadu kontra Rzesza, Kraków 2021.
- Władysław Kozaczuk: Bitwa o tajemnice. Służby wywiadowcze Polski i Rzeszy Niemieckiej 1922-1939, Warszawa 1977.
- Andrzej Krajewski: Rzeczpospolita kryzysowa, Warszawa 2025.
- Władysław Pobóg-Malinowski: Najnowsza historia polityczna Polski. Okres 1914-1939, tom 2, Gdańsk 1990.
Komentarze
Prześlij komentarz