Nagle stanąłem w ogniu… Kulisy zestrzelenia Stanisława Skalskiego przez niemieckiego myśliwca podczas bitwy o Anglię

Stanisław Skalski był jednym z największych bohaterów II wojny światowej. Według tzw. Listy Bajana był najskuteczniejszym polskim myśliwcem i zestrzelił samodzielnie 18 nieprzyjacielskich samolotów, a wspólnie z innymi pilotami dalsze trzy. Wielokrotnie honorowany wysokimi odznaczeniami polskimi i brytyjskimi, służbę w Polskich Siłach Powietrznych zakończył jako major i brytyjski Wing Commander. Dużo jednak nie brakowało, aby poległ podczas jednego z lotów bojowych w trakcie bitwy o Anglię.

Stanisław Skalski urodził się 27 listopada 1915 roku w Kodymie w obwodzie odeskim w carskiej wówczas Rosji. Trzy lata później jego rodzina powróciła do odrodzonej Rzeczypospolitej. Jako młody chłopak Stanisław Skalski zaczął marzyć o lataniu. Jeszcze będąc niepełnoletnim złożył podanie do Szkoły Podchorążych Rezerwy Lotnictwa, które oczywiście odrzucono. Zaczął więc studia w Szkole Nauk Politycznych w Warszawie, ale i równocześnie sposobił się do latania, kończąc w 1934 roku w Polichnie kurs szybowcowy. Wiosną następnego roku w Łucku ukończył kurs pilotażu samolotów w ramach Przysposobienia Lotniczego Wojskowego. Jego fascynacja lotnictwem tylko wzrosła. Studia rzucił po pierwszym roku i zaczął służbę wojskową. Przeszkolenie unitarne odbył w Szkole Podchorążych Piechoty w Zambrowie, a w styczniu 1936 roku był już w wymarzonej dęblińskiej Szkole Podchorążych Lotnictwa.

1. Wing Commander Stanisław Skalski w kokpicie myśliwca P-51 "Mustang" 315. Dywizjonu Myśliwskiego "Dęblińskiego". 

W wojsku dał znać o sobie jego niepokorny charakter. W czasie trzyletniej służby trzykrotnie trafiał do aresztu. Najpierw odsiedział dwa tygodnie za obrazę przełożonego, następnie tydzień za celowe, zbyt późne otwarcie spadochronu podczas skoku, a kolejne trzy dni paki dostał za rozgłaszanie, że wybiera się na Daleki Wschód, walczyć z Japończykami po stronie Chin. Promocję na stopień porucznika pilota Stanisław Skalski otrzymał 15 października 1938 roku. Do wybuchu wojny służył w 142. Eskadrze Myśliwskiej 4. Pułku Lotniczego w Toruniu, która została przydzielona do lotnictwa Armii "Pomorze". 

Już pierwszego dnia wojny, pilotując myśliwskiego górnopłata PZL P.11c, uczestniczył w ataku na niemiecki samolot rozpoznawczy Henschel Hs 126. Nieprzyjacielska maszyna została zestrzelona, a Stanisław Skalski zachował się jak prawdziwy rycerz przestworzy – wylądował obok Niemców i uchronił ich przed linczem miejscowych chłopów. Następnego dnia Skalski zestrzelił dwa bombowce Dornier Do 17. W ciągu pierwszego tygodnia wojny miał na swoim koncie cztery strącone indywidualnie maszyny wroga i dwa zespołowo.     

17 września 1939 roku, gdy Armia Czerwona uderzyła od tyłu na walczącą rozpaczliwie Rzeczpospolitą, porucznik Stanisław Skalski przekroczył granicę z Rumunią w grupie Tadeusza Rolskiego, która miała odebrać we Francji samoloty dla polskiego lotnictwa. Do francuskiego sojusznika dotarł przez port w Konstancy, Bejrut i Włochy. Kiedy w czerwcu 1940 roku Niemcy zaatakowali Francję, Skalski był już w Anglii. Tam przeszkolił się na myśliwcach brytyjskich Hawker "Hurricane". Miał otrzymać przydział do polskiego 302. Dywizjonu Myśliwskiego, ale jako że organizacja jednostki przedłużała się, a trwał właśnie gorący okres "Battle of Britain", Stanisław Skalski został skierowany do 501. Dywizjonu Royal Air Force.

2. Podstawowy myśliwiec Royal Air Force z okresu "Battle of Britain" Hawker "Hurricane" Mk I. 

Wśród brytyjskich towarzyszy broni Skalski wyrobił sobie opinię prawdziwego twardziela. Pilot Officer Kenneth William Mackenzie scharakteryzował go jako drobnego Polaka o bladej twarzy, żywiącego zapiekłą nienawiść do Niemców. W powietrzu wrogom nie odpuszczał i do zestrzeleń uzyskanych w Polsce dołożył kolejne: 30 sierpnia 1940 roku - bombowiec Heinkel  He 111, 31 sierpnia – myśliwiec Messerschmitt Bf 109E, 2 września – dwa kolejne Bf 109E. Trzy dni później Skalski – "Szakal" albo "Stan" – jak nazywali go brytyjscy koledzy, sam został zestrzelony… Polski as myśliwski tak wspominał pierwszy okres wojny na Zachodzie i tamten dramatyczny lot:

     Na początku listopada znalazłem się we Francji razem z grupą lotników, którym udało się przedostać z Rumunii. Zaraz nas rozdzielili – podoficerów do Liest, oficerów do Salon na południu Francji, gdzie była szkoła lotnictwa myśliwskiego. Stało się tak na mocy porozumienia Sikorskiego – już wtedy nowego premiera rządu polskiego – z rządami Francji i Anglii. Ustalono, że lotnictwo myśliwskie, rozpoznawcze i lekkie bombowe miało się organizować we Francji w ramach francuskiej Formation de l’Air, a cztery dywizjony bombowe miały być zorganizowane przez RAF. Ale Anglicy, naród mądry, wybierali personel najmłodszy, tak oficerów jak i podoficerów.

     Ja znalazłem się na liście RAF-u. Od razu pojechałem do dowódcy lotnictwa, generała Zająca, i mówię: "Panie generale, jestem pilotem myśliwskim. Mam wyniki z kampanii wrześniowej (6 czy 7 zestrzelonych samolotów), na pilota bombowego nie nadaję się i do Anglii nie pojadę." Generał Zając odrzekł: "Podoba mi się to co pan powiedział i wszystko zrobię, aby zostawić pana we Francji w lotnictwie myśliwskim".

    Wszystko potoczyło się jednak inaczej. Kiedy wróciłem do Lyonu, mój najlepszy kolega z toruńskiego dywizjonu, Marian Pisarek, pyta się: "No i co załatwiłeś?". Odpowiedziałem: "Zając obiecał mi pomóc." A on na to: "Stasiu, ja bym się nie sprzeciwiał losowi. Gdzie mnie wyznaczą, tam jadę." Co ja wtedy myślałem, dokładnie nie pamiętam, ale całkowicie mnie przekonał, dodając: "Nie szukaj guza".

3. Bombowiec Luftwaffe Heinkel He 111 atakowany przez myśliwiec RAF w czasie bitwy o Anglię. Zdjęcie z fotokarabinu Supermarine "Spitfire". 

    Wziąłem walizkę w rękę i dogoniłem grupę w Cherbourgu. Stamtąd statkiem angielskim przypłynęliśmy do Southampton, gdzie oficer RAF-u – Szkot, McNee, który mówił dobrze po polsku – zawiózł nas do hotelu na kolację. To nam się od razu spodobało. I tak, w styczniu 1940 roku, znaleźliśmy się w Anglii. Po przeszkoleniu w czerwcu dostaliśmy przydział. Poszedłem do dywizjonu 302, a w końcu sierpnia do dywizjonu 501, gdzie pod dowództwem Hogana zdobyłem szlify lotnika RAF-u.

    Pod koniec lata, we wrześniu, w czasie bitwy o Anglię, wystartowaliśmy na akcję. Byłem nr 2 – zastępcą dowódcy dywizjonu, Hogana. Przeszliśmy tzw. "fighters screen" – osłonę myśliwców niemieckich – i zaatakowaliśmy dużą grupę Heinkli. 200-300 bombowców lecących na cel. Ja też wtedy wystrzeliłem. Jeden z samolotów zapalił się, odleciało skrzydło. Rozlecieliśmy się, a ja zostałem z tyłu i nabrałem wysokości. Złapałem jednego Messerschmitta – zestrzeliłem go, potem drugiego. Miałem już na koncie trzy, wszystko mi szło jak z płatka. Znowu nabrałem wysokości, jakieś 25 tysięcy stóp, i kręciłem się w okolicach kanału La Manche, czekając na niemieckich niedobitków, którzy będą wracać.

     Nagle stanąłem w ogniu. Wiedziałem, że mnie zestrzelili, bo przed nosem zrobił mi zwycięską beczkę niemiecki Me-109. Trafił w zbiornik dodatkowy, umieszczony 50 cm za tablicą rozdzielczą, zawierający 50 galonów, prawie 200 litrów paliwa.

    Lataliśmy wtedy różnie – jedni na głównych zbiornikach, tak jak ja, inni najpierw wypalali rezerwowe. Bałem się raczej wybuchu gazów, które zostają w zbiorniku po wyczerpaniu paliwa, niż przestrzelenia pełnego zbiornika, bo jeśli nie będzie iskry to paliwo wycieknie i nic się nie stanie. Niestety, gdzieś była iskra, nastąpił wybuch i płomień buchnął na mnie. Na dodatek był wrzesień, ciepło i może nie poparzyłbym sobie rąk i twarzy, ale latałem wtedy bez gogli i w krótkich rękawiczkach. Od razu odpiąłem pasy, zasłoniłem twarz ręką, aby ochronić się przed płomieniami – jednak zacząłem się cały palić. Jedną rzecz pamiętam wyraźnie: wyłączyłem wtyczkę od radia, bo bałem się, że jak wyskoczę, to zawisnę na tym kablu przy kadłubie. 

4. Zestrzelony nad Anglią Junkers Ju88A-1, sierpień 1940 roku. 

     Otworzyłem "budę", puściłem drążek sterowy, samolot zaczął "pikować" w dół z szybkością, która wcisnęła mnie w fotel z taką siłą, że nie mogłem się ruszyć, ani przewrócić samolotu, żeby się z niego wydostać. Pamiętam tylko, że jak lewą ręką zasłaniałem oczy i twarz, to prawą złapałem się za burtę i  podciągnąłem do góry. Ponieważ samolot nurkował w dół nie kontrolowany – prawdopodobnie, bo ja nic nie pamiętam – pęd powietrza mnie po prostu z niego wyrwał. Kiedy wypadałem, musiałem zderzyć się albo z kadłubem, albo z ogonem.

     Działając podświadomie, jak to człowiek na granicy życia i śmierci, pamiętałem tylko, że jestem cały w ogniu i żeby od razu nie otwierać spadochronu – musiałem najpierw "urwać" te płomienie. Tak się chyba stało, bo obudziłem się jakieś 200 metrów nad ziemią, nad polami buraczanymi na południu Anglii. Kiedy wisiałem na spadochronie, czułem ból na twarzy. Mieliśmy wtedy maski tlenowe parciane, nie gumowe, i moja mi się przysmażyła do skóry. Kiedy ją oderwałem, bluznęła krew.

     W końcu wylądowałem w burakach, a z krzaków wyjechał samochód policyjny. Pytają: "German?" A ja odpowiadam: "No, Polish" i pokazuję na naszywkę: Poland. Kiedy wylądowałem taki spalony, wyglądałem jak jeden z tych chłopaków, którzy chodzą w podartych spodenkach – bez butów, bez skarpetek, prawie nago! Jaki to musiał być pęd powietrza i jakie przy tej szybkości uderzenie w kadłub, że zerwało ze mnie wszystko i wylądowałem w spodenkach i na bosaka!

Po lądowaniu Stanisław Skalski trafił do szpitala w Herne Bay, gdzie przewożono ciężko rannych i poparzonych. Po wojnie polski pilot wspominał, że w szpitalu odwiedził go kolega z dywizjonu Sergeant James Lacey, któremu przekazał informację o zestrzeleniu dwóch Messerschmittów i jednego Heinkla. Wiadomość ta nie została jednak przekazana do jednostki i ostatecznie ich polskiemu pilotowi nie zaliczono.        

***

Źródła fotografii:

  1. Domena publiczna. 
  2. Wikimedia Commons CC BY-SA 2.0. 
  3. Domena publiczna. 
  4. Domena publiczna. 

Bibliografia:

  • Jerzy B. Cynk: Polskie lotnictwo myśliwskie w boju wrześniowym, Gdańsk 2000.   
  • Robert Gretzyngier, Wojtek Matusiak: Polacy w obronie Wielkiej Brytanii, Poznań 2007.
  • Piotr Sikora: Tych niewielu. Polscy lotnicy w bitwie o Anglię, Poznań 2018.
  • Stanisław Skalski: Czarne krzyże nad Polską, Warszawa 2006.
  • Przemysław Skulski: Bitwa o Anglię 1940, Wrocław 1997. 
  • Seria: Oblicza wojny, Warszawa 1999.

 

Komentarze