"Kangur" porucznika Popisteanu. Dramatyczny epizod ze służby rumuńskich myśliwców P.11b
Był to uroczysty, promocyjny pokaz możliwości myśliwców konstrukcji Zygmunta Puławskiego, przeprowadzony w Bukareszcie. Dla rumuńskich i polskich oficjeli zgromadzonych na lotnisku zbudowano nawet specjalną trybunę, skąd mogli w komfortowych warunkach obserwować dokonujące karkołomnych ewolucji "Jedenastki". Szampański nastrój widzów prysł, gdy jedna z maszyn zapikowała wprost na nich…
Decyzję o zakupie polskich samolotów PZL P.11 władze rumuńskie podjęły w lutym 1933 roku. Polacy od pewnego już czasu starali się wzbudzić zainteresowanie Bukaresztu najnowszym swoim myśliwcem, najpierw goszcząc jesienią 1931 roku w Warszawie rumuńską delegację, później wysyłając tam prototypową maszynę pilotowaną przez znakomitego lotnika Bolesława Orlińskiego, a w grudniu 1932 roku czyniąc usilne zabiegi podczas Międzynarodowego Salonu Lotniczego w Paryżu. Strona rumuńska zainteresowana była wariantem P.11b, wyposażonym w silnik Gnome-Rhone Mistral 9 Krsd o mocy 595 KM. Łącznie zakontraktowanych zostało wówczas 50 maszyn z zakończeniem dostaw na koniec grudnia 1934 roku. Rumuńskie "Jedenastki" służyły w Flotila Vinatoare (Grupie Myśliwskiej) na lotnisku Bukareszt-Pipera i stanowiły wyposażenie czterech z łącznie sześciu eskadr myśliwskich.
1. Jeden z rumuńskich myśliwców PZL P.11b.
Pierwsze 20 samolotów PZL P.11b dotarło do odbiorcy latem 1934 roku. Dla podkreślenia wagi tego wydarzenia 20 lipca, podczas obchodów Święta Lotnictwa, zorganizowano oficjalny pokaz nowych maszyn z udziałem polskich dyplomatów w Rumunii. Uczestnikiem tej uroczystości był wówczas także świeżo upieczony praktykant służby dyplomatycznej Jan Romuald Kozielewski – czyli późniejszy słynny Jan Karski, legendarny emisariusz Polskiego Państwa Podziemnego z czasów okupacji, który odbywał staż w polskiej ambasadzie w Bukareszcie. Jan Kozielewski wspominał:
Pokaz odbywał się na lotnisku wojskowym w Bukareszcie. Zorganizowało go Ministerstwo Sił Powietrznych i dowództwo rumuńskich wojsk lotniczych. Gospodarzem był szef resortu lotnictwa generał Radu Irimescu. Zaproszenie dostało szefostwo Ministerstwa Obrony i kierownictwo poselstwa RP. Wyruszyły chyba cztery auta z ambasadorem Mirosławem Arciszewskim, attaché Janem Kowalewskim i konsulem Zygmuntem Vetulanim. Jechałem w jego samochodzie. Była też trzyosobowa delegacja z Warszawy. Rumuńscy piloci znali już nasze maszyny, bo szkolili się na nich w Polsce. Teraz, kiedy pierwsze "puławszczaki" dostarczono do Bukaresztu, mieli zademonstrować ich możliwości na własnym niebie. Dla gości pokazu przygotowano coś w rodzaju trybuny, z której mieli śledzić popisy.
Jako pierwszy na polskiej maszynie popisywał się porucznik Alexandru Popisteanu, znany ze swej brawury i wielkich umiejętności. Odpowiednik pod wieloma względami kapitana Bolesława Orlińskiego, który zresztą wdrażał go do polskiej maszyny. Po serii brawurowych akrobacji, które na wszystkich robiły wielkie wrażenie, pilot postanowił jeszcze bardziej rozniecić emocje obserwujących go VIP-ów. Ostro zapikował na trybunę. Zbliżał się do niej z wielką szybkością i rykiem silnika. Początkowo ten fason budził uznanie. Ambasador, uśmiechnięty od ucha do ucha, mówił coś do rumuńskiego ministra, podnosząc palec w górę. Kiedy jednak Popisteanu nie podrywał maszyny, kontynuując swą szarżę, zapanowała konsternacja. "On się za chwilę rozbije…", usłyszałem głos Vetulaniego. Rumun zdecydował się wreszcie na poderwanie maszyny, ale było już za późno. Jakieś sto metrów od trybuny uderzył w ziemię kołami. Zamknąłem oczy, przekonany, że to już koniec.
2. Główny bohater opisywanego epizodu Alexandru Popisteanu.
Maszyna odbiła się jednak od podłoża i znów uniosła w górę. Koła pozostały na swoim miejscu. Rumuńscy oficjele zaczęli wymieniać między sobą jakieś gniewne uwagi silnie nasycone określeniami "idiota", "kretyn" i zwracać się do naszych oficjeli z przeprosinami. Pilot wykonał jeszcze parę figur w powietrzu i wylądował. Bez najmniejszego problemu podwozie wytrzymało. Po wyjściu z maszyny pilot otrzymał niecenzuralną wiązankę od dowódcy sił lotniczych i natychmiast się oddalił. Nie sprawiał wrażenia bardzo przejętego. Chyba sobie nawet coś pogwizdywał pod nosem. Sytuację rozładowywał Kowalewski, żartując, że polskim samolotem można grać w futbol, bo odbija się od ziemi jak piłka. Czułem się jak na najlepszym przedstawieniu cyrkowym, gdzie w popisowym numerze wieczoru groza sięga zenitu, bo główny bohater ociera się o śmierć.
Dalsza część pokazu w wydaniu innych pilotów upłynęła już bez takich emocji. Na koniec podano szampana, a minister Irimescu wzniósł toast za sojusz rumuńsko-polski, współpracę i przyjaźń. Odpowiedział mu ambasador Arciszewski. Atmosfera wyraźnie się rozluźniła. (…) Pomyślny finał stał się znakomitą reklamą polskiego samolotu i przemysłu lotniczego w ogóle. Nikt nie analizował, czy gdyby rozbił "puławszczaka", zabijając siebie samego, afera mogłaby mieć swoje konsekwencje dla kontraktu na dostawę maszyn.
Bohater tego epizodu, Alexandru Popisteanu był wielkim orędownikiem polskiego myśliwca. Latał na nim niemal do wybuchu wojny. Kiedy Rumunia wspólnie z Niemcami poszła na wojnę z Sowietami, kapitan Popisteanu został dowódcą 7. Grupy Myśliwskiej. Walczył wówczas na Messerschmitcie Bf-109E. Poległ 21 sierpnia 1941 roku podczas walk o Odessę.
***
Źródła fotografii:
- ww2aircraft.net
- Domena publiczna.
Bibliografia:
- Krzysztof Cieślak: Samolot myśliwski PZL P-11, Warszawa 1973.
- Andrzej Glass: Samoloty myśliwskie PZL P.11, PZL P.24, Piekary Śląskie 2011.
- Wojciech Mazur: PZL.11, Warszawa 2013.
- Waldemar Piasecki: Jan Karski. Jedno życie. Kompletna opowieść. Tom 1 (1914-1939) Madagaskar, Kraków 2015.
- Jiri Rajlich, Zachary Stojczew, Zbigniew Lalak: Sojusznicy Luftwaffe, cz. 1, Warszawa 2000.
Komentarze
Prześlij komentarz