Polska pacyfikacja niemieckiej wsi. Odwetowa ekspedycja oddziału Uderzeniowych Batalionów Kadrowych do Prus Wschodnich

W połowie lipca 1943 roku niemieccy okupanci wymordowali mieszkańców polskiej wsi Krasowo-Częstki. Oprawcy zapewne nawet w najśmielszych wyobrażeniach nie przypuszczali wówczas, jakie ta akcja będzie miała dla nich reperkusje. Niespełna miesiąc później oddział Uderzeniowych Batalionów Kadrowych pod wodzą podporucznika Stanisława Karolkiewicza ps. "Szczęsny" dokonał w odwecie pacyfikacji dużej niemieckiej wsi w Prusach Wschodnich.

Narodowe bataliony

Uderzeniowe Bataliony Kadrowe były formacją zbrojną Konfederacji Narodu, zrzeszającej przedwojennych zwolenników i sympatyków Bolesława Piaseckiego, przywódcy Ruchu Narodowo-Radykalnego "Falanga". Jednym z najbardziej znanych był oddział dowodzony przez podporucznika Stanisława Karolkiewicza ps. "Szczęsny", wchodzący w skład VIII UBK.

1. Płonąca nieznana polska wieś. 

Stanisław Karolkiewicz urodził się w 1918 roku w miejscowości Tworkowice kilka kilometrów od Ciechanowca. Przed wojną ukończył gimnazjum, działał w harcerstwie. Latem 1939 roku wstąpił do Ochotniczych Hufców Obrony w Mikołowie i brał udział w walkach obronnych na Śląsku. Po powrocie na rodzinne Podlasie od jesieni roku 1939 zaangażował się działalność antysowiecką. Ujęty przez NKWD był więziony w Białymstoku i w Twierdzy Brzeskiej. Wolność przyniósł mu wybuch wojny niemiecko – sowieckiej w czerwcu 1941 roku. Natychmiast rozpoczął działalność konspiracyjną i stworzył pluton dywersyjny, który stał się zaczątkiem jego oddziału w ramach UBK.

W lecie 1943 roku oddział podporucznika Stanisława Karolkiewicza "Szczęsnego" składał się z trzech drużyn. Łącznie było to 30 partyzantów, pochodzących głównie się z podlaskich wsi i małych miasteczek. Oddział był całkiem dobrze uzbrojony, m.in. w jeden cekaem, trzy erkaemy, 20 karabinów piechoty oraz kilka pistoletów maszynowych i broń krótką.

Pacyfikacja wsi Krasowo-Częstki

W dniu 17 lipca 1943 roku żołnierze Karolkiewicza kwaterowali we wsi Stare Warele koło Ciechanowca, gdy na horyzoncie ujrzeli złowrogą, wielką czerwoną łunę i słup dymu, wznoszący się od strony oddalonej o kilkanaście kilometrów na północny-wschód wsi Krasowo-Częstki. Dowódca natychmiast wysłał w tym kierunku patrole rozpoznawcze, które po pewnym czasie przyniosły tragiczne wieści -  zaobserwowano niemieckich żandarmów, wspieranych przez specjalną jednostkę antypartyzancką Jagdkommando, którzy od kilku godzin prowadzili pacyfikację wsi.

2. Stanisław Karolkiewicz "Szczęsny" w swoim mieszkaniu w Warszawie w ostatniej dekadzie XX wieku. 

Według meldunków, mieszkańcy Krasowa zostali spędzeni na centralny plac, gdzie ogłoszono im, że wieś zostanie ukarana za sprzyjanie polskiemu podziemiu. Mężczyzn zmuszono do wykopania wielkich dołów, nad którymi rozstrzelano kilka wyczytanych z listy rodzin. Gdy pozostali Polacy, czując nadchodzący kres ich życia, zaintonowali religijne pieśni,  oprawcy podpalili całą wieś. Masakra skończyła się po paru godzinach – Niemcy zamordowali 257 polskich cywilów, w tym kobiety i dzieci – 83 osoby nie ukończyły siedemnastego roku życia. Ponadto spaleniu uległo 169 budynków, a teren wsi zaorano.

Planowanie zemsty

Pod wrażeniem tej okrutnej zbrodni podporucznik Karolkiewicz postanowił z własnej inicjatywy dokonać zemsty na okupancie. Uznał, że najskuteczniejszą formą odwetu będzie rajd na teren Prus Wschodnich i zniszczenie jednej z tamtejszych niemieckich wsi. Jego obiektem miała się stać wieś Mittenheide (do 1938 roku Turoscheln, obecnie Turośl), leżąca w Puszczy Piskiej przy przedwojennej granicy z Polską. Wybór tego miejsca zapewne podyktowany był jego wyjątkowo korzystnym usytuowaniem terenowym – partyzanci mieli możliwość skrytego podejścia tam lasami. Ponadto w okupacyjnej administracji na Białostocczyźnie służyło wielu Niemców z Prus Wschodnich. Istniało więc duże prawdopodobieństwo, że polski odwet dosięgnie krewnych lub znajomych niemieckich katów z Krasowa.

3. Okolice Turośli, czyli do 1938 roku Turoscheln, a następnie Mittenheide, na fragmencie przedwojennej polskiej mapy taktycznej.   

Żołnierze "Szczęsnego" wyruszyli w stronę dawnej granicy pod koniec lipca. Do przebycia było około 130 kilometrów. Przemarszu dokonywano głównie nocą, korzystając na trasie z przewodników dostarczonych przez lokalną konspirację. Po przeprawie przez Biebrzę, oddział 10 sierpnia dotarł do Małego Płocka. Następnie po sforsowaniu Pisy partyzanci rozłożyli się biwakiem w przedwojennych polskich bunkrach koło Mittenheide, gdzie przez dwie doby nabierali sił po uciążliwym przemarszu, sprawdzali broń i przygotowywali się do akcji.

Polscy partyzanci w Prusach Wschodnich

"Szczęsnemu" udało się nawiązać kontakt z terenową siatką polskiego podziemia, prawdopodobnie Narodowych Sił Zbrojnych,  która zapewniła im przewodników, udzieliła niezbędnych informacji oraz dostarczyła zapasów żywności. Do oddziału dołączyło także kilku Polaków pracujących jako robotnicy przymusowi w Mittenheide. Z pewnością byli to cenni ludzie, ponieważ dobrze poznali miejscowe realia i mogli wskazać najbardziej zagorzałych zwolenników partii nazistowskiej. Na czas trwania akcji podporucznikowi Karolkiewiczowi podporządkował się kilkuosobowy oddział partyzancki NSZ Antoniego Zduńczyka "Ołówka", operujący na Kurpiach. Łącznie więc w akcji miało wziąć udział około czterdziestu żołnierzy, podzielonych na kilka grup uderzeniowych.

4. Funkcjonariusze niemieckiej żandarmerii. 

Wieś Mittenheide zamieszkiwało na stałe przeszło pięciuset mieszkańców. Ponadto przebywało w niej wielu Niemców ewakuowanych z dużych miast III Rzeszy, narażonych na alianckie bombardowania. Sukces polskiej akcji mógł więc potencjalnie wywołać duży oddźwięk w Niemczech. Dogodne usytuowanie wsi, położonej wśród lasów, stwarzało realne szanse na uzyskanie powodzenia, choć mogły pojawić się i przeszkody. Marek A. Koprowski w swojej książce "Prusy Wschodnie w ogniu i krwi. Od nazizmu do komuny" przywołuje słowa Kazimierza Krajewskiego, który pisze:

     W osadzie znajdował się posterunek żandarmerii. Mężczyźni zorganizowani byli w Landwachę. Niemal w każdym domu znajdowała się broń. Większość budynków była murowana, co ułatwiało ich ewentualną obronę.  Zadanie oddziału polegało przede wszystkim na zaatakowaniu domów zamieszkałych przez Niemców, wskazanych przez miejscowy wywiad jako zagorzałych hitlerowców lub ludzi źle traktujących robotników przymusowych i Polaków.

Podporucznik "Szczęsny" liczył na uzyskanie czynnika zaskoczenia. W pierwszej fazie przewidziano też likwidację leśniczego Herberta Opitza z przysiółka Eichenwalde, położonego około dwa kilometry na południowy zachód od Mittenheide, który był aktywnym działaczem NSDAP i dał się poznać ze szczególnie nienawistnego stosunku do Polaków.

Zaskakujące uderzenie

14 sierpnia oddział Karolkiewicza przegrupował się w okolice wsi Łączki i wieczorem został przeprowadzony przez granicę. Następnie podzielił się na wyznaczone wcześniej grupy i tuż przed północą przystąpił do akcji. Najpierw dokonano likwidacji  Herberta Opitza w Eichenwalde. Jeden z zatrudnionych u Niemca Polaków wywołał go do stajni pod pretekstem choroby konia. Opitz został zastrzelony. Śmierć poniosła także jego rodzina -  żona i dwoje dzieci w wieku 6 i 2 lat. Ostatni ten czyn wydaje się moralnie wątpliwy, natomiast nie wiadomo do końca, kto się go dopuścił - przypuszczalnymi jego sprawcami byli zatrudnieni w gospodarstwie Opitza ostarbeiterzy. W zabudowaniach leśniczówki partyzanci znaleźli motocykl i samochód, na który załadowali zdobytą broń i wyruszyli w kierunku wsi.

5. Turośl obecnie. 

W tym czasie w obrębie Mittenheide trwała już regularna walka. Rozpoczęła się nieco wcześniej niż planowano, gdyż jeden z polskich patroli natknął się na wartowników. Mimo to, początkowo atak stanowił prawdziwe zaskoczenie dla Niemców. Jeden z polskich partyzantów wspominał:

     Pierwsze dwa domy odbyły się szalenie szybko, po prostu po zastukaniu otworzyli drzwi, kilka strzałów czy granat do środka, od Upitza [właśc.Opitza - DK] piękną kolekcję granatów żeśmy jeszcze wzięli… W pierwszych domach to rzeczywiście było łatwo. Później zrobiło się piekło w całej wsi, strzelanina z różnych stron, wieś musiała się pobudzić, już tak łatwo nie otwierali. Po kilku słowach, ewentualnie po strzałach drzwi dopiero zostały otwarte.

Niemcy stawiają opór

Stosunkowo szybko zaskoczenie mieszkańców jednak minęło i w poszczególnych zagrodach zaczęto stawiać upór. Nie udało się zdobyć domu sołtysa oraz posterunku żandarmerii, który bronił się szczególnie zaciekle. Do walki włączyli się również cudzoziemscy robotnicy przymusowi, choć w rzeczywistości wielu z nich bardziej interesował rabunek czy ucieczka, niż rzeczywiste wsparcie atakujących partyzantów.

Oszczędzono natomiast gospodarstwo pewnej wdowy, której mąż poległ w bitwie pod Stalingradem. Jak pisze dalej Marek A. Koprowski, kobieta:

     Znana była z ludzkiego podejścia do Polaków i robotników przymusowych, więc nikt nie zamierzał robić jej krzywdy. Ocalała z całą rodziną. Zabrano jedynie broń znajdującą się w domu. "Szczęsny" rozmawiał z nią i wyjaśnił przerażonej kobiecie przyczynę tak drastycznego polskiego odwetu. Ponadto w sporządzanych ręcznie ulotkach, które pozostawiono na miejscu akcji, "Szczęsny" w formie oświadczenia informował, że zniszczenie Mittenheide było odwetem za zbrodnie popełnione przez Niemców na Białostocczyźnie.  

Ogółem podczas akcji partyzanci spalili blisko 40 budynków i mieli zabić około 80 osób różnego wieku i płci – źródła niemieckie podają natomiast liczbę 13 zabitych osób, w tym czworo w leśniczówce w Eichenwalde. Część mieszkańców wsi zdołała opuści swoje domostwa i rzuciła się w panice do ucieczki do lasu lub w kierunku Johannisburga (obecnie Pisz). Wpadli wówczas pod ogień polskiego cekaemu, którego obsługa ubezpieczała akcję z tamtej strony.

Odwrót polskiego oddziału

Godzinę po północy podporucznik Stanisław Karolkiewicz rozkazał wystrzelić zieloną rakietę, która w myśl wcześniejszych ustaleń sygnalizowała odwrót. W ciągu najbliższych czterech kwadransów do wyznaczonych jeszcze przed akcją punktów zbornych zgłosili się wszyscy żołnierze polskiego oddziału - tylko jeden z nich był ranny. Następnie partyzanci wyruszyli w kierunku wschodnim, na odcinku kilkunastu kilometrów posuwając się po niemieckiej stronie dawnej granicy. Cały dzień 15 sierpnia spędzili w stojącym na uboczu niemieckim gospodarstwie. Jego mieszkańców ze względu na bezpieczeństwo dalszego odwrotu zlikwidowano. Oddział, obładowany zdobytą bronią, amunicją i sprzętem, ruszył w dalszą drogę wieczorem i w rejonie wsi Łacha przekroczył granicę, kierując się w stronę nadbiebrzańskich bagien. Polacy na trzy dni zapadli w Puszczy Piskiej, chcąc przeczekać tam obławę.

6. Fragment Puszczy Piskiej, w której po akcji ukrywali się żołnierze "Szczęsnego". 

Tymczasem wśród Niemców rozpętał się prawdziwy popłoch. Dla miejscowych władz wojskowych i cywilnych akcja Polaków była zupełnym zaskoczeniem. Wydawało się dotąd, że mieszkańcy Prus Wschodnich mogli żyć w poczuciu pełnego bezpieczeństwa, tymczasem wojna wtargnęła w ich progi z brutalną bezwzględnością. Gdy do Johannisburga napłynęły pierwsze wieści o pacyfikacji Mittenheide, natychmiast wysłano tam żandarmów. Po "polskich bandytach" nie było już jednak śladu. Niemcy przystąpili więc do organizowania obławy, ale nie bardzo wiedziano, kogo i gdzie należy szukać.

Ostatecznie jednak obława ruszyła w stronę granicy i dalej do Myszyńca, przypuszczano bowiem, że partyzanci będą się przedzierać bezpośrednio przez Puszczę Kurpiowską. Kiedy jednak poszukiwania nie przyniosły rezultatów, Niemcy swoim zwyczajem przeprowadzili masowe aresztowania na Kurpiach i wśród Polaków zatrudnionych na przymusowych robotach. Zatrzymano wówczas kilkadziesiąt osób, które, gdy śledztwo nie przyniosło żadnych rezultatów, w większości zesłano do obozów. Sprawą zainteresował się sam Reichsführer-SS Heinrich Himmler, który przysłał z Berlina specjalną ekipę funkcjonariuszy aparatu bezpieczeństwa w celu zbadania okoliczności polskiego rajdu. Samą zaś akcję żołnierzy podporucznika Karolkiewicza propaganda niemiecka przedstawiała jako rajd rabunkowy, starając się ukazać to zdarzenie w kategoriach kryminalnych, a za wszelką cenę ukryć jej rzeczywisty, odwetowy charakter.   

***

Źródła fotografii:

  1. Muzeum Historii Polskiego Ruchu Ludowego.
  2. Narodowe Archiwum Cyfrowe. 
  3. Archiwum Map WIG. 
  4. Domena publiczna. 
  5. Wikimedia Commons CC BY-SA 4.0. 
  6. Wikimedia Commons CC BY 3.0. 

Bibliografia:

  • Marek A. Koprowski: Prusy Wschodnie w ogniu i krwi. Od nazizmu do komuny, Poznań 2023.
  • Kazimierz Krajewski: Uderzeniowe Bataliony Kadrowe 1942-1944, Warszawa 1993.
  • Marcin Markiewicz: Represje hitlerowskie wobec wsi białostockiej, "Biuletyn Instytutu Pamięci Narodowej" 2003-2004, nr 12-1.
  • Tadeusz M. Płużański: Wojenne losy "Szczęsnego", "Biuletyn Informacyjny. Miesięcznik Światowego Związku Żołnierzy Armii Krajowej" 2009, nr 2.
Tekst powstał m.in w oparciu o książkę Marka A. Koprowskiego "Prusy Wschodnie w ogniu i krwi. Od nazizmu do komuny", którą można nabyć w księgarni Wydawcy


Komentarze