Chłopcy, waszym celem jest wzgórze 593... Epizod z walk Polaków pod Monte Cassino

Po niepowodzeniu pierwszego polskiego natarcia na masyw Monte Cassino, pięć dni później żołnierze generała Władysława Andersa uderzyli ponownie. Jedno z najtrudniejszych zadań przypadło w udziale 4. Batalionowi Strzelców Karpackich, który miał zdobyć szturmem silnie bronione przez Niemców wzgórze 593. Wzniesienie to szybko otrzymało przydomek Góry Ofiarnej. 

Ostatni chwile przed decydującą bitwą

Był ciepły wieczór 16 maja 1944 roku. Zbliżał się termin drugiego polskiego natarcia na Monte Cassino. Porucznik Władysław Baran, dowódca 1. Kompani 4. Batalionu Strzelców Karpackich raz jeszcze przeanalizował w myślach plan natarcia swojej jednostki. Ceną każdego błędu mogło być ludzkie życie, więc niczego nie można pozostawić przypadkowi.

1. Strzelcy 2. Korpusu Polskiego podczas odprawy przed akcją bojową w czasie bitwy pod Monte Cassino. 

Celem jego kompanii jest wzgórze 593, jedna z kluczowych niemieckich pozycji obronnych. Na czele ataku miały iść dwie grupy szturmowe, następnie on sam z pocztem, a po bokach dwa plutony wsparcia. Grupa szturmowa porucznika Przemysława Ulaneckiego miała uderzyć na wzgórze od północy. Kolejnej grupie szturmowej, dowodzonej przez podporucznika Edmunda Wilkosza, przypadło w udziale wejście do boju od północnego wschodu. Plutony wsparcia, dowodzone przez podporuczników Józefa Czopika i Emila Sowę, miały działać na korzyść grup szturmowych w razie oporu ze strony Niemców.

A że Niemcy zamierzają się twardo bronić, w to porucznik Baran nie wątpił. Wiedział, że jego żołnierzom przyjdzie zmierzyć się ze strzelcami spadochronowymi, którzy dowiedli swoich walorów bojowych chociażby na Krecie czy w Afryce Północnej. Był to dobrze wyszkolony, wymagający przeciwnik. Ponadto Niemcy na wzgórzu 593 dysponowali doskonale rozbudowanymi stanowiskami obronnymi. Wzniesienie usiane było otoczonymi drutem kolczastym bunkrami. Znajdowało się w zasięgu ognia artylerii i karabinów maszynowych z sąsiednich szczytów. Jutro szykował się więc ciężki dzień.

Zwiad na wzgórzu 593

O godz. 1.00 na stanowisko dowodzenia 4. Batalionu przyszedł niespodziewanie rozkaz z dowództwa dywizji. Generał Bronisław Duch polecał wysłać grupę wypadową na wzgórze 593. Podporucznik Romuald Jędrzejewski z 4. Kompanii, na czele trzydziestu żołnierzy, samych ochotników, miał sprawdzić czy przypadkiem Niemcy nie wycofali się ze wzniesienia. Razem z nimi wyruszyło dwóch obserwatorów artylerii, jednym z nich jest radiooperator, kanonier Gustaw Herling-Grudziński. Karpatczyków Jędrzejowskiego wyprawiał sam dowódca 4. Batalionu, podpułkownik Karol Fanslau. W ciemnościach, ciepłym głosem, wypytywał ich o różne rzeczy, próbując uspokoić napięte żołnierskie nerwy.

2. Drugie natarcie 2. Korpusu Polskiego wg mapy wykonanej przez 12. Kompanię Geograficzną. 

Nadzieje polskiego dowództwa na to, że wzgórze zostało opuszczone, były jednak płonne. Patrol podszedł pod niemieckie pozycje i natknął się na ścianę ognia. Mimo to żołnierze nie wycofali się, zamierzając czekać do rana na siły główne 4. Batalionu.

Godzina H

W środę 17 maja 1944 roku punktualnie o godz. 8.30 strzelcy 1. Kompanii porucznika Barana ruszyli do boju. Na Polaków, już na pozycjach wyjściowych, uderzył gwałtowny ogień nieprzyjacielskiej artylerii i kaemów. Poległ pierwszy żołnierz kompanii, strzelec Bolesław Krzywiński.

Polscy piechurzy uderzyli z impetem. Grupa szturmowa podporucznika Wilkosza rozbiła dwa bunkry. W chwilę później Edmund Wilkosz, atakując kolejny bunkier, otrzymał serię w pierś. Poległ na miejscu. Dowództwo przejął jego zastępca, kapral pchor. Wiktor Krasowski. Niestety dowodzenie Krasowskiego trwało tylko chwilę - został ranny i musiał udać się na punkt opatrunkowy. Kolejny żołnierz, podchorąży Paweł Wojciekian, wyleciał na minie. Rozpętało się prawdziwe piekło, wśród huku granatów, smug ognia z miotaczy płomieni, bezlitośnie tłukły niemieckie kaemy. Jeden z polskich żołnierzy, strzelec Jan Boboń zapłonął żywym ogniem. Przygnieceni lawiną ognia Polacy ponieśli ciężkie straty, z 14 ludzi pozostał tylko jeden żołnierz.

3. Podporucznik Edmund Wilkosz.

Również druga grupa szturmowa poniosła straty. Od wybuchu granatu poległ porucznik Mieczysław Ulanecki. Tuż przy dowódcy poniosł śmierć próbujący go ratować sanitariusz Józef Skwarek. Ze wzniesienia na Polaków posypały się kolejne granaty. Z całej tej grupy szturmowej przy życiu pozostało pięciu żołnierzy.

Trzy bunkry nasze!

Niespodziewanie niemieccy spadochroniarze wyprowadzili kontratak – była to ich standardowa taktyka w podobnych działaniach. Karpacka 1. Kompania broniła się twardo i odparła nieprzyjacielski atak. Na placu boju zostały trupy piętnastu Niemców. Porucznik Baran połączy się przez radio z dowództwem: "Trzy bunkry nasze!"

Była godz. 10.23, gdy Polacy na "Górze Ofiarnej", jak ją nazwali żołnierze, przystąpili do szturmu na pozostałe bunkry. Zdobyli kolejne dwa. Niestety silny niemiecki ogień z Colle San't Angelo i Albanety zatrzymał to natarcie. Piechurzy zostali przygwożdżeni. W takiej sytuacji bezcenny jest każdy załom skalny, każda szczelina, gdzie można było się skryć przed śmiercionośnymi pociskami.

4. Jeńcy niemieccy w drodze do polskiej niewoli pod Monte Cassino. Żołnierz z mapnikiem ma widoczną odznakę spadochronową. 

Porucznik Władysław Baran musiał teraz uporządkować skrwawione polskie szeregi. Ranny w szyję, ze zniecierpliwieniem odepchnął chcącego go opatrzyć strzelca. Wydając krótkie, rzeczowe rozkazy, zebrał zdolnych do walki żołnierzy z obu grup szturmowych i plutonów wsparcia. Musiał ich zmobilizować, poderwać do ataku: "Wszyscy za mną naprzód! Ani kroku do tyłu!" Polacy uderzyli granatami. Nagle dało się słyszeć krzyk dowódcy polskiej kompani: "Jezus Maria!". Trzydziestoczteroletni porucznik Władysław Baran, weteran kampanii wrześniowej, kawaler Orderu Virtuti Militari, w cywilu nauczyciel łaciny, zginął ścięty serią niemieckiego kaemu.

Oczekując na wsparcie

To jednak jeszcze nie był koniec polskiego natarcia. Podporucznik Emil Sowa, dowódca jednego z plutonów wsparcia, porwał za sobą żołnierzy. Ranny w twarz nie dał się ewakuować, obrzucając bunkry granatami i szyjąc z peemu. Niektórzy z podoficerów i podchorążych, idąc za jego przykładem, na stojąco pruli do Niemców z Thompsonów. Giną. Ostatecznie dowództwo nad resztkami 1. Kompanii objął ostatni zdrowy oficer, podporucznik Józef Czopik.

5. Pobojowisko na wzgórzu 593 po walce. 

Wzgórze było prawie w polskich rękach. Należało oczyścić jeszcze z Niemców jaskinie, również na szczycie wzgórza znajdowały się inne nieprzyjacielskie bunkry. 1. Kompania jednak nie miała już sił aby ponowić atak. Potrzebne było wsparcie, a żołnierze do tego czasu musieli utrzymać zdobyte pozycje.

I takie wsparcie nadeszło. Czujny podpułkownik Fanslau wysłał na odsiecz swoim żołnierzom trzy plutony z 3. Kompanii. Prowadził je sam zastępca dowódcy 4. Batalionu, major Melik Somchjanc, korpulentny Ormianin, weteran walk w Polsce w 1939 roku i Tobruku. Dwa plutony poszły na pomoc 4. Kompanii walczącej na południowym stoku wzgórza 593, a jeden otrzymał zadanie wesprzeć bezpośrednio 1. Kompanię.

Kolejny szturm na Górę Ofiarną

Natarcie Polaków ruszyło ponownie o 10.32. Polskim piechurom udało się zdobyć jeszcze dwa kolejne bunkry na grzbiecie wzgórza i trzy na odcinku 4. Kompanii. I tym razem jednak, po godzinie, atak strzelców karpackich załamał się w ogniu niemieckich spadochroniarzy. Ponownie wyjątkowo ciężkie straty ponieśli oficerowie. Poległ dowódca 4. Kompanii, kapitan Tadeusz Taradaj, który wyprostowany jak na defiladzie kierował natarciem swoich żołnierzy. Ogółem tylko pięciu oficerów z tych trzech kompanii, operujących na wzgórzu 593, było zdolnych w tej chwili do walki.

6. Podpułkownik Karol Fanslau, dowódca 4. Batalionu Strzelców Karpackich. 

W tej sytuacji major Somchjanc nakazał podległym sobie jednostkom przejść do obrony, planując wznowić natarcie w nocy. Podpułkownik Fanslau nie miał już czym wesprzeć swoich podkomendnych. W odwodzie pozostało mu tylko 26 ludzi z plutonu rozpoznawczego. W związku z tym generał Bronisław Duch wyraził zgodę na wsparcie 4. Batalionu przez 1. Kompanię 5. Batalionu dowodzoną przez porucznika Stanisława Irlika.

Śmierć podpułkownika Fanslaua

O 14.00 na placu boju pojawił się podpułkownik Karol Fanslau. Wśród żołnierzy rozeszła się informacja, że dowódca 4. Batalionu osobiście poprowadzi żołnierzy na wroga. 3. i 4. Kompanie poderwały się jeszcze do jednego szturmu. Polacy byli już tylko 50 metrów od szczytu. Niestety, mimo zdobycia jednego bunkra, natarcie po dwudziestu metrach, z dużymi stratami, załamało się.

Nowoprzybyła 1. Kompania 5. Batalionu czterokrotnie szła do ataku, ale za każdym razem musiała dać za wygrana w ogniu niemieckich moździerzy i kaemów. Ginęli kolejni żołnierze. Polacy jednak nie zrezygnowali. Porucznik Irlik wspominał: ogarnia nas zimna, wściekła zawziętość i nieprzeparte pragnienie zdławienia, zniszczenia przeciwnika za wszelką cenę”.

7. Major Józef Stojewski-Rybczyński. 

Niemcy, jakby czując, że to jest kres polskich możliwości ofensywnych, wyprowadzili kontratak. Udało się go zatrzymać dzięki wsparciu własnej artylerii. Niespodziewanie o godz. 15.25 poległ waleczny podpułkownik Karol Fanslau. Został ugodzony kulą snajpera. Dowództwo na chwilę objął będący tuż przy nim oficer artylerii, major Józef Stojewski-Rybczyński. Próbował poderwać żołnierzy: "za mną, batiary!", gdy również został trafiony przez strzelca wyborowego.

Ostatnie uderzenie Karpatczyków

W tej sytuacji dowództwo skrwawionego 4. Batalionu objął major Melik Somchjanc, który uporządkował polskie szeregi, przygotowując je do nocnego ataku. Została do zdobycia jeszcze jedna pozycja. Na samym szczycie wzgórza tkwiły trzy niemieckie bunkry, otoczone drutem kolczastym i minami. Dzięki takiemu usytuowaniu Niemcy pokrywali ogniem praktycznie całe wzniesienie.

W nocy niemieccy spadochroniarze kilkakrotnie atakowali pozycje Polaków. Za każdym razem zostali odparci. 18 maja o godz. 6.30 dwie grupy szturmowe z 4. Batalionu przeprowadziły uderzenie na tą ostatnią niemiecką redutę. Starcie było zacięte, niejednokrotnie dochodziło do walki wręcz. Spadochroniarze nie zamierzali się poddać - tyle razy im mówiono, że Polacy nie biorą jeńców, lepiej więc zginąć. W tym finałowym szturmie poległo 46 spadochroniarzy, zaledwie trzech dostało się do niewoli. 


8. Karpatczycy zbierają ciała poległych żołnierzy, przygotowując je do pochówku. Dobrze widoczne są muchy oblepiające jedne ze zwłok.   

Widok, jaki zastano na wzniesieniu po bitwie był koszmarny:

     Wzgórze 593 niedawno forteca z kamienia, dzisiaj straszliwe pustkowie rumowisk i gruzów. Nie ostał kamień na kamieniu. Wszędzie walają się trupy. Można rozróżnić kilka narodowości. Przykry widok. Porozrywane,  popalone szczątki ciał, nie wiadomo do kogo należą. Ale Niemcy też są. Jest ich nawet dość dużo. Straty ich przewyższają nasze.

Straty

4. Batalion Strzelców Karpackich wykonał swoje zadanie. Zapłacił za to jednak wysoką cenę. Zginęło 10 oficerów, w tym dowódca batalionu pułkownik Karol Fanslau, oraz 61 szeregowych, jeden był zaginiony, wielu raniono. Czy warto było w ówczesnej sytuacji politycznej, w jakiej znajdowała się Rzeczpospolita, ponosić takie ofiary? Żołnierze 2. Korpusu Polskiego nie mieli takich wątpliwości. Tadeusz Mastalski, uczestnik drugiego natarcia na wzgórze 593, stwierdził:

     Wiedzieliśmy, że po prostu to jedyna dla nas droga. (…) Większość żołnierzy była ze wsi i na chłopski rozum wiedzieli – nic samo nie przychodzi, trzeba tę drogę przebyć z powrotem do domu. Nie ma innego wyjścia – trzeba iść, więc szli naprzód!

 ***

Źródła fotografii:

  1. Narodowe Archiwum Cyfrowe.  
  2. Domena publiczna.
  3. Narodowe Archiwum Cyfrowe. 
  4. Narodowe Archiwum Cyfrowe.
  5. Narodowe Archiwum Cyfrowe. 
  6. Narodowe Archiwum Cyfrowe. 
  7. Narodowe Archiwum Cyfrowe. 
  8. Narodowe Archiwum Cyfrowe.  

Bibliografia:

  • Przemysław Budzich: Biliśmy się, bo daliśmy słowo, "Kombatant" 2020, nr 5. 
  • Melchior Wańkowicz: Bitwa o Monte Cassino, tom 2, Warszawa 1989.
  • Polski czyn zbrojny w II wojnie światowej. Walki formacji polskich na Zachodzie 1939-1945, Warszawa 1981.
  • Peter Caddick-Adams: Monte Cassino. Piekło dziesięciu armii, Kraków 2014.
  • Zbigniew Wawer: Monte Cassino. Walki 2 Korpusu Polskiego, Warszawa 2013.
Wśród oddziałów polskich, walczących pod Monte Cassino, znajdowała się także 1. Samodzielna Kompania Commando. Jej wojenne dzieje to temat mojej najnowszej książki, którą można zamówić na stronie WYDAWCY.  


Komentarze