W Twierdzy Modlin i na poligonie w Orzyszu. Wspomnienia z okresu zasadniczej służby wojskowej w ludowym Wojsku Polskim w latach 1947-49.

Autor przytoczonych poniżej wspomnień, Stanisław Gendek urodził się 19 maja 1926 roku we wsi Upiłka, leżącej w gminie Borowy Młyn, powiat Chojnice, na Kaszubach. Obie miejscowości do 1919 roku znajdowały się w granicach zaboru pruskiego, Traktat Wersalski pozostawiał je w granicach Niemiec, czemu masowo sprzeciwiła się miejscowa ludność i w lutym 1920 roku wróciły do Polski. Ojciec Stanisława, Franciszek, był wówczas funkcjonariuszem Straży Granicznej, w czasie Wielkiej Wojny służył w armii pruskiej na froncie zachodnim, a w latach 1919-20 w Wojsku Polskim, gdzie został ranny czasie wojny polsko-bolszewickiej. Matka, Marianna, zajmowała się dziećmi i gospodarstwem domowym. Stanisław miał jeszcze dwójkę starszego rodzeństwa: siostrę Wiktorię i brata Jana.

1. Kapral Stanisław Gendek w okresie odbywania zasadniczej służby wojskowej. 

Gdy Stanisław miał 4 lub 5 lat komisariat Straży Granicznej przeniesiono do Brzeźna Szlacheckiego co wiązało się z przeprowadzką całej rodziny do tej miejscowości. Rodzina Gendków mieszkała tam do lata 1936 roku. Na początku lat 30-tych w ramach parcelacji wielkich majątków ziemskich rodzice Stanisława otrzymali 25-arową działkę budowlaną na przedmieściach Wrześni. Wybudowali dom i gdy Franciszek Gendek w 1936 roku przeszedł ze względów zdrowotnych na emeryturę, przeprowadzili się do tego wielkopolskiego miasteczka.

Okres wojny i okupacji rodzina Gendków spędziła we Wrześni, która została włączona administracyjnie do niemieckiego Kraju Warty. Z miasteczka wysiedlono wtedy wielu mieszkańców sprowadzając na ich miejsce niemieckich kolonistów. Ostatecznie miasto zostało oswobodzone 22 stycznia 1945 roku przez oddziały sowieckiej 1. Armii Pancernej Gwardii generała Michaiła Katukowa. Stanisław po 5 latach przerwy poszedł do szkoły. Była to Zasadnicza Szkoła Zawodowa, gdzie na półrocznym kursie musiał nadrobić pięcioletnie zaległości. 

7 listopada 1945 roku w Gnieźnie zdał egzamin czeladniczy w zawodzie ślusarza przed Komisją Izby Rzemieślniczej w Poznaniu. Pracował najpierw w prywatnym warsztacie samochodowym, a następnie jako mechanik-kierowca w Powiatowym Zarządzie Drogowym we Wrześni. W międzyczasie uczęszczał też na kurs w ramach tzw. Uniwersytetów Ludowych.

W marcu 1947 roku został wezwany do stawienia się przed komisją lekarską. Otrzymał orzeczenie komisji lekarskiej potwierdzające, że jest zdolny do pełnienia zasadniczej służby wojskowej. 23 kwietnia miał stawić się w Wojskowej Komendzie Uzupełnień w Gnieźnie. Stanisław Gendek wspominał:

     Nadszedł wyznaczony dzień. Spakowałem do kuferka zrobionego przez mojego kolegę w czasie okupacji trochę osobistych rzeczy i kanapki przygotowane przez matkę. 23 kwietnia 1947 roku pojechałem do RKU znajdującego się w Gnieźnie. Była tam duża grupa poborowych. Otrzymałem skierowanie do 13. Pułku Artylerii Pancernej stacjonującego w Twierdzy Modlin. Skierowani tam zostali też koledzy: Mieczysław Sobczak i Roman Rzeźnik oraz kilku innych chłopaków z okolicy Wrześni. Z wojskowej komendy odebrał nas oficer z wyżej wymienionego pułku. Jechaliśmy pociągiem osobowym do Warszawy przez Wrześnię, gdzie za cztery godziny mieliśmy przesiadkę. Pozwolono nam odwiedzić rodziny. Poszedłem do domu i powiedziałem rodzicom, gdzie zostałem skierowany do służby. Ojciec powiedział, że w Modlinie jest centrum szkolenia specjalistów czołgowych, i że z pewnością będę mógł tam wiele się nauczyć.

2. Na terenie Twierdzy Modlin. 

Modlin w tym czasie był głównym ośrodkiem szkolenia kadr dla wojsk pancernych ludowego WP. Stacjonowały tam Oficerska Szkoła Broni Pancernej, 3. Szkolny Pułk Czołgów, 1. Pułk Czołgów, 13. Pułk Artylerii Samobieżnej (Pancernej) oraz 1. Batalion Rozpoznawczy. Sam 13. Pułk Artylerii Pancernej wyposażony był w ciężkie działa samobieżne ISU-152. Jednostka ta w czasie wojny działała w składzie 1. Armii Wojska Polskiego. W lutym 1945 roku brała udział w walkach na Wale Pomorskim, w marcu 1945 roku na Pomorzu Szczecińskim oraz w Operacji Berlińskiej. Stanisław Gendek pisał dalej:

     Pożegnałem się z rodzicami i siostrą. Wieczorem wsiedliśmy do pociągu. Do Warszawy przyjechaliśmy rano. Wysiedliśmy na Dworcu Głównym. Po raz pierwszy zobaczyłem stolicę Polski. Dotychczas znałem ją z opisów i fotografii. Pierwsze, co zobaczyłem po wyjściu z dworca, to zburzone i spalone domy, olbrzymie gruzowisko. W tym czasie nie działała komunikacja miejska, było trochę prywatnych samochodów i dorożek. Mieszkańcy miasta przemieszczali się z miejsca na miejsce pieszo wśród rumowisk.

     Nasza grupa poborowych z porucznikiem Dupczakiem do Dworca Wschodniego poszła pieszo. Nieśliśmy ze sobą swoje kuferki. Szliśmy Alejami Jerozolimskimi do Wisły. Z jednej i drugiej strony ulicy, jak okiem sięgnąć, same gruzy. Tylko po prawej, wschodniej stronie Alej stał nienaruszony budynek. Był to hotel, w którym Niemcy mieli swoją kwaterę. Stały most przez Wisłę był zniszczony, obok niego zbudowano most pontonowy. Po tym moście przeszliśmy na drugą stronę rzeki i dalej do Dworca Wschodniego. Praga nie była zniszczona. Przy ulicach stały duże, stare domy. Mieszkali już w nich Warszawiacy, a mieszczące się w nich sklepy pełne były klientów. 

3. Żołnierze kompanii szkolnej 13. Pułku Artylerii Pancernej. 

     Dalej pociągiem pojechaliśmy do Nowego Dworu i znów pieszo doszliśmy do Bugu. Stały most na rzece był zniszczony w czasie wiosennej powodzi. Na drugą stronę przeprawiliśmy się łodziami miejscowych przewoźników. Przeprawa ta zajęła nam około dwóch godzin. Do modlińskiej Twierdzy dotarliśmy późnym popołudniem, bardzo zmęczeni. Na żołnierskiej stołówce czekał na nas posiłek, byliśmy głodni, więc jedliśmy z apetytem. 

     Skierowano nas do dużej sali w budynku koszarowym, gdzie stały szeregi piętrowych łóżek bez sienników. Na placu leżała sterta świeżej słomy. Wydano nam sienniki, które napchaliśmy słomą i zanieśliśmy na przydzielone nam łóżka. Otrzymaliśmy koce i prześcieradła. Po zasłaniu łóżek pozwolono nam położyć się spać. Spałem twardo do samego rana. 

     Pobudkę ogłoszono o szóstej. Po porannej toalecie zjedliśmy śniadanie, a później cały dzień zszedł na umundurowaniu, kąpieli, strzyżeniu głowy do łysego i ewidencjonowaniu. Dowódcą naszej szkolnej kompanii był kapitan Mogilnicki. Nazwisk dowódców plutonu i drużyny nie pamiętam. Dowódcą 13. Pułku Artylerii Pancernej był w tym czasie Rosjanin, pułkownik Armii Radzieckiej – człowiek zrównoważony i doświadczony oficer. 

4. Zajęcia praktyczne w kompanii szkolnej. 

     Już od następnego dnia rozpoczął się okres szkolenia unitarnego. Z nieuładzonych cywilów przekształcono nas w zgranych zespołowo i zdyscyplinowanych żołnierzy. Wyrabiano w nas cechy patriotyzmu i wpajano zasady żołnierskich powinności. Jednocześnie trwały przygotowania do przysięgi wojskowej. Po kilku dniach odbyła się ceremonia wręczenia broni. Otrzymałem karabin KBK. Uczyliśmy się maszerować, śpiewać i strzelać. Wiele uwagi poświęcono gimnastyce i wyrabianiu tężyzny fizycznej. Szkolenie w tym okresie było trudne, ale powoli przyzwyczaiłem się do tego trybu życia. Ze strzelaniem dawałem sobie radę. Od początku miałem niezłe wyniki. Strzelałem celnie. Otrzymywałem oceny dobre i bardzo dobre. 

     Mieliśmy wymagających, ale wyrozumiałych dowódców. Czasami trochę wygłupiali się dowódcy drużyn. Parę razy zrobili nam na sali lotnika, tzn. pozwalali posłania i ubrania. Trzeba było to od nowa poukładać. Stosunki wśród kolegów były poprawne, pomagaliśmy sobie nawzajem. Na jakość posiłków nie narzekaliśmy. Po sześciu tygodniach szkolenia nadszedł czas na złożenie przysięgi. 

     W Twierdzy Modlin stacjonowało kilka jednostek. Do największych należały 13. Pułk Artylerii Pancernej, 3. Szkolny Pułk Czołgów, Oficerska Szkoła Wojsk Pancernych i kilka samodzielnych batalionów. 

     Na dużym placu zbudowano ołtarz polowy. Na tym placu ustawiono w odpowiednim szyku wojsko ze sztandarami i składających przysięgę żołnierzy z całego garnizonu. Panował nastrój powagi. Przybyło trochę rodzin żołnierzy składających przysięgę. Ja nie miałem gości. Wtedy nie było jeszcze zwyczaju, że liczni członkowie rodzin odwiedzali składających przysięgę. 

5. Ceremonia złożenia przysięgi wojskowej przez żołnierzy służby zasadniczej.    

     Ceremonia rozpoczęła się od złożenia meldunku przez oficera dowodzącego zgromadzonymi oddziałami, dowódcy garnizonu, po czym kapelan wojskowy odprawił mszę świętą przy ołtarzu polowym. Następnie złożyliśmy uroczystą przysięgę. Rotę przysięgi odczytał dowódca garnizonu, a my powtarzaliśmy jej słowa. Ta doniosła uroczystość zakończona została defiladą. Na trybunie stali dowódcy, kapelan i przedstawiciele rodzin. Następnie wróciliśmy do swoich koszar, gdzie przygotowano świąteczny obiad. Honorowym gościem przy stole był dowódca Wojsk Pancernych WP, generał Mierzycan – Rosjanin. Był to mężczyzna dość wysoki i bardzo gruby o rubasznym humorze.

Wspomniany tu generał brygady Jan Mierzycan urodził się w 1910 roku i z pochodzenia był Polakiem. Od 1932 roku służył w Armii Czerwonej. W sierpniu 1943 roku ze względu na swoje pochodzenie został skierowany do ludowego Wojska Polskiego, gdzie był organizatorem i pierwszym dowódcą 1. Brygady Pancernej im. Bohaterów Westerplatte. Od grudnia 1946 roku do marca 1949 roku był głównym inspektorem broni pancernej ludowego Wojska Polskiego. Stanisław relacjonował dalszy przebieg uroczystości:

     Do obiadu podano po 100 gram wódki. Niektórzy z nas nie pili alkoholu, więc oddawaliśmy ją kolegom, a oni dobrze sobie popili. Było wesoło. Kiedy generał wgramolił się do samochodu, koledzy podnieśli samochód i ponieśli go kilkanaście metrów. Oznaczało to, że rosyjski generał cieszył się sympatią naszych żołnierzy. 

     Parę dni po złożeniu przysięgi zostałem skierowany do 3. Szkolnego Pułku Czołgów na Kurs Wyszkolenia Podoficerów Broni Pancernej W.P. Przydzielono mnie do kompanii szkolącej mechaników. 

6. Żołnierze 13. Pułku Artylerii Pancernej przy podstawowym sprzęcie jednostki, ciężkim dziale samobieżnym ISU-152.  

     W ciągu ośmiu miesięcy uczyliśmy się przedmiotów ogólno-wojskowych, jak: regulaminy, musztra, wychowanie fizyczne, szkolenie strzeleckie, wychowanie polityczne. Najwięcej czasu przeznaczono na wyszkolenie specjalne i techniczne. W tym czasie pełniliśmy również służbę wartowniczą i służbę dyżurną w kompanii. 

     Nie miałem trudności z opanowaniem zagadnień ze szkolenia ogólno-wojskowego, ale ciekawsze dla mnie było wyszkolenie techniczne. Zajęcia na temat budowy, remontu i eksploatacji broni pancernej prowadzili z nami oficerowie. Nie byli oni wiele starsi od nas, więc rozumieliśmy się. Budowę czołgu T-34, działa pancernego ISU-152 i czołgu ciężkiego IS-2 poznawaliśmy ze szczegółami. Interesowała mnie budowa poszczególnych zespołów i mechanizmów wchodzących w skład czołgu i ich zasada działania. Uczyliśmy się zagadnień związanych z elektrycznością. Nauczyłem się wielu definicji i praw występujących w elektrotechnice oraz tego, na jakiej zasadzie działa silnik elektryczny i prądnica, co to jest magnes stały i elektromagnes. Osobnym rozdziałem była budowa akumulatora i zasada jego działania. To wszystko było ważne. Sprawność poszczególnych urządzeń i zespołów decydowała o niezawodnym działaniu całego czołgu. Budowę armaty poznaliśmy dość ogólnie, bez wnikania w szczegóły. Dokładnie poznałem podwozie i zawieszenie czołgu T-34 i czołgu ciężkiego. Różniły się od siebie konstrukcją. Czołg T-34 miał wahacze i sprężyny amortyzujące, a czołg ciężki miał wahacze na wałach skrętnych i amortyzatory hydrauliczne.

7. Park techniczny jednostki podczas ćwiczeń na poligonie w Orzyszu. 

     W tamtych czasach, zresztą później również, był zwyczaj wręczania przełożonym z okazji imienin lub urodzin upominków. Były to przeważnie przedmioty wykonane ręcznie przez żołnierzy. Zbliżały się imieniny lub urodziny dowódcy pułku. Mój dowódca plutonu, który wiedział, że jestem ślusarzem, zapytał, czy mogę coś ciekawego wykonać na tę okazję. Ustaliliśmy, że zrobię małe zegarmistrzowskie kowadełko i młoteczek. Po lekcjach, w miejscowym warsztacie, zabrałem się do roboty. Pracowałem nad tym tydzień, bo więcej czasu nie miałem. Zdążyłem na czas. Kowadełko, wypolerowane i błyszczące, zamontowałem do drewnianej podstawy i razem z młoteczkiem pokazałem dowódcy plutonu. Podziękował i powiedział, że ładnie to zrobiłem. Byłem zadowolonym z tej pochwały. Następnie, składający życzenia dowódcy pułku oficerowie, przekazali mu ten upominek. 

     Zbliżały się święta Bożego Narodzenia. Za wstawiennictwem dowódcy plutonu, otrzymałem parę dni urlopu. Pojechałem do domu. W pociągu z Warszawy było bardzo tłoczno. Do samej Wrześni stałem na korytarzu przez sześć godzin. Rodzice ucieszyli się z mojego przyjazdu. Odwiedziłem koleżanki i kolegów. Gdy wracałem do jednostki, w pociągu było już luźniej. W Warszawie uruchomiono już komunikację. Tym razem z Dworca Głównego na Wschodni jechałem tramwajem.

8. Żołnierze pułku na poligonie w Orzyszu kwaterowali w namiotach. 

     Kurs dobiegał końca. Szkolenie zakończyło się egzaminem przed komisją wyznaczoną przez dowódcę. Egzamin kwalifikacyjny na mechanika regulującego zdałem w dniu 26 lutego 1948 roku z ogólną oceną bardzo dobrą.

     Zgodnie z wnioskiem komisji egzaminacyjnej nadano mi stopień wojskowy – kapral. 

     Otrzymałem świadectwo ukończenia Szkoły Podoficerów Broni Pancernej W.P. podpisane przez dowódcę pułku – ppłk M. Charłamp – Charłamowa, szefa sztabu pułku – ppłk M. Rożko oraz zastępcę dowódcy pułku do spraw polityczno – wychowawczych, kpt. E. Molika. Świadectwo to przechowuję do dzisiaj. 

9. ISU-152 podczas ćwiczeń poligonowych. 

     Po ukończeniu szkoły zostałem z powrotem skierowany do 13. Pułku Artylerii Pancernej, na stanowisko ładowniczego w jednej z baterii. Załoga działa pancernego 152 mm składała się z: dowódcy działa, mechanika kierowcy, działonowego i ładowniczego. Dowódca i mechanikiem kierowcą byli młodzi oficerowie, a działonowym i ładowniczym – podoficerowie służby zasadniczej. Był to zespół dobrze wyszkolonych żołnierzy, a od ich zgrania zależało poprawne wykonanie zadania bojowego, tzn. skuteczne strzelanie i niszczenie wyznaczonych celów. Niektóre rodzaje szkolenia i obsługę sprzętu odbywaliśmy razem.

Warto dodać, że pierwsze działa ISU-152 oddziały ludowego Wojska Polskiego otrzymały pod koniec 1944 roku i do zakończenia działań wojennych Sowieci przekazali Polakom zaledwie 12 wozów tego typu. Dużych zakupów tych pojazdów dokonano dopiero na przełomie lat 40. i 50. Stanisław Gendek dalej wspominał: 

     Na stanowisku dowódcy pułku nastąpiła zmiana. Dowódcą pułku został major Dżygało- Polak. W pułku nie było już nikogo z oficerów rosyjskich. 

     Na apelu porannym śpiewaliśmy pieśń „Kiedy ranne wstają zorze”, a na wieczornym „Wszystkie nasze dzienne sprawy”. 

10. Na pasie ćwiczeń taktycznych. 

     Codzienne życie w pułku polegało na planowym szkoleniu, pełnieniu służby wartowniczej i wewnętrznej oraz na obsłudze sprzętu. W tamtym czasie przepustki otrzymywaliśmy rzadko. Wolny czas spędzaliśmy w koszarach lub na terenie Twierdzy. Bywało, że chodziłem nad Wisłę i Bug. 

     Nadeszła wiosna 1948 roku. W ramach współpracy wojska z ludnością cywilną wysłano do gospodarstw rolnych i niektórych zakładów pracy grupy żołnierzy – fachowców. Rozpoczynała się wiosenna akcja siewna. Zostałem przydzielony do takiego zespołu. Nasza grupa składała się z czterech osób. Dowódcą był porucznik Zugaj. Na początku kwietnia zostaliśmy skierowani do Państwowego Gospodarstwa Rolnego w Nacpolsku. Jest to miejscowość położona przy szosie między Płońskiem i Wyszogrodem. Zostaliśmy przyjęci przez kierownictwo PGR. Przydzielono nam do zakwaterowania pomieszczenie na strychu budynku administracyjnego. Na wyżywienie mieliśmy pieniądze z pułku, ponadto z gospodarstwa dostawaliśmy mleko i trochę innych produktów. W sumie wyżywienie było niezłe. Nasz porucznik zamieszkał u jednego z gospodarzy w sąsiedniej wiosce. Mieliśmy swobodę działania, a tak prawdę mówiąc, to niewiele mieliśmy do roboty. 

11. Działo samobieżne ISU -152 podczas ćwiczeń pokonywania przeszkód terenowych na poligonie. 

      (…) W sierpniu pułk przygotowywał się do wyjazdu na poligon. W pierwszej połowie miesiąca wozy bojowe i pozostały niezbędny sprzęt został załadowany na wagony kolejowe. Podróż z Modlina do Orzysza trwała około doby. Jechaliśmy przez Iławę i Olsztyn. Z okien wagonu po raz pierwszy przyglądałem się tym miastom.

     Rozlokowaliśmy się na skraju poligonu orzyskiego. Działa pancerne postawiono w parku wozów bojowych. Namioty ustawiono w równych rzędach. Organizowanie obozowiska trwało dwa dni. Poligon był porośnięty wysoką trawą i kwitnącym łubinem, a w lesie zaczynał rozkwitać wrzos. Dni były ciepłe i słoneczne. 

12. Czynność, którą zna od podszewki każdy artylerzysta. 

     Był to okres praktycznego szkolenia. Odbywały się strzelania ostrą amunicją. Działa pancerne były wyposażone w armato-haubice kalibru 152 mm, a amunicja do nich składała się z dwóch części: łuski wypełnionej prochem i pocisku wypełnionego trotylem.

     W strzelaniu brała udział cała załoga działa. Strzelano do celów zakrytych i na wprost. Moim zadaniem było ładowanie armaty. Ta czynność wymagała zachowania bezpieczeństwa i trochę wysiłku. Po załadowaniu meldowałem: "Gotowe!", a dowódca dawał komendę: "Ognia!". Rozlegał się głośny huk, a lufa armaty cofała się o 30 cm. Trzeba było uważać. Po otwarciu zamka łuska wypadała, a wewnątrz wozu było pełno dymu. Po oddaniu kilku strzałów, piekło w oczach i drapało w gardle.

13. Obsługa techniczna wozu. 

     W strzelaniu szkolono całą załogę. Strzelaliśmy do celów, na wprost, na odległość około 2 km. Kiedy przyszła kolej na mnie, zająłem miejsce celowniczego, nastawiłem celownik według komendy podanej przez dowódcę, naprowadziłem strzałką na cel i odpaliłem. Trzy pociski trafiły w tarczę. Z tego strzelania otrzymałem ocenę bardzo dobrą. 

     Na obrzeżach poligonu odbywały się też ćwiczenia taktyczne ze sprzętem, zakończone ostrym strzelaniem. Trwały dwa dni. 

14. Zdjęcie grupowe żołnierzy wykonane w trakcie poligonu. 

     Pod koniec szkolenia poligonowego, na wcześniej przygotowanym torze przeszkód odbyły się zawody. Polegały one na umiejętnym pokonywaniu przeszkód przez działa pancerne (pojazdy gąsienicowe). Kierujący nimi mechanicy – kierowcy, a byli nimi oficerowie, robili to po mistrzowsku. Oglądałem te zawody z zainteresowaniem. Obserwował je również dowódca wojsk pancernych, generał Mierzycan, który w tym czasie wizytował nasz pułk.

     (…) Zostałem przeniesiony do plutonu remontowego, gdzie wykonywałem pracę w swoim zawodzie. Miałem tam tokarnię. Remontowaliśmy czołgi i samochody. Zajęcie to odpowiadało mi. Czas szybko płynął. Do końca służby pozostało jeszcze sześć miesięcy.

15. Po intensywnych zajęciach był także czas na posiłek...

     W tym czasie pomocnikiem dowódcy pułku do spraw technicznych był kapitan Kazimierz Rzemieniecki. Pełnił tam służbę również porucznik Jan Światowiec oraz koledzy: Józef Dobosz i Hieronim Zadrożny. Z wyżej wymienionymi osobami miałem kontakt w późniejszych latach służby wojskowej.

     W jedną z niedziel duża grupa żołnierzy z naszego pułku pracowała w Warszawie przy porządkowaniu jednego z placów. I ja tam byłem. Poznawałem miasto i widziałem, jak bardzo zostało zniszczone. Obserwowałem też jego powolne ożywanie.

     Moja zasadnicza służba wojskowa dobiegała końca. Dowódca pułku proponował mi dalsze pełnienie służby, ale już zawodowej w grupie podoficerów zawodowych i awans na stopień plutonowego. Nie wyraziłem na to zgody. Uważałem, że jeśli miałbym być żołnierzem zawodowym, to tylko wtedy, gdybym miał możliwość zostać oficerem. Takiej możliwości nie miałem. 

16. ... i wspólną kąpiel w jeziorze. 

     Zastanawiałem się, co będę robił dalej, nie miałem zamiaru wracać do Wrześni. Mój brat, Janek, mieszkał w Gdyni i pracował w stoczni. Poprosiłem go, żebym mógł u niego zatrzymać się na jakiś, bliżej nieokreślony czas, aż znajdę pracę i wynajmę dla siebie pokój. Wyraził na to zgodę. Postanowiłem, że po zwolnieniu z wojska pojadę do Gdyni. 

     W dniu 12 kwietnia 1949 roku dowództwo pułku na uroczystej zbiórce pożegnało żołnierzy kończących służbę. Otrzymałem skierowanie jako rezerwista, do Wojskowej Komendy Uzupełnień w Gdyni i bilet na podróż. Odwieziono nas samochodem ciężarowym na stację kolejową w Modlinie. Pożegnałem się z kolegami i rozjechaliśmy się każdy w swoją stronę. Ja pojechałem przez Nasielsk, Toruń i Bydgoszcz do Gdyni. 

17. Jeszcze jedno wspólne zdjęcie żołnierzy 13. Pułku Artylerii Pancernej, tym razem w obozowisku.  

     Zakończył się kolejny etap mojego życia. Zdobyłem wiele nowych doświadczeń, poznałem trudy żołnierskiego bytowania. Okres ten wspominam z sympatią. Miałem doświadczonych, wymagających, ale jednocześnie wyrozumiałych dowódców. Wśród kolegów panowała atmosfera wzajemnej życzliwości. W trudnych chwilach można było liczyć na ich wsparcie. O wielu z nich pozostały wspomnienia, mimo że ich imiona i nazwiska uleciały z pamięci.

Stanisław Gendek na dwa lata rozstał się z mundurem. W połowie kwietnia 1951 roku otrzymał wezwanie z WKU do stawienia się na ćwiczenia wojskowe rezerwy. 2 maja 1951 roku stawił się w Oficerskiej Szkole Broni Pancernej w Poznaniu. Tam, w pierwszych dniach pobytu, on i około 800 innych rezerwistów zostało nieoczekiwanie poinformowanych, iż nie powołano ich na ćwiczenia rezerwy, lecz zostali zakwalifikowani na kilkumiesięczny kurs chorążych. W tamtym okresie w ludowym Wojsku Polskim był to najniższy stopień oficerski. Można stwierdzić, że powiedzenie "nie matura, lecz chęć szczera zrobi z ciebie oficera" nabrało właśnie wówczas realnego wymiaru. Trwała wtedy wojna koreańska, która mogła się przerodzić w coś więcej niż tylko regionalny konflikt, a rządzone przez sowieckiego marszałka Konstantina Rokossowskiego polskie wojsko rozbudowywało swój potencjał i potrzebowało kadr.

Dla wielu ludzi wywodzących się z niższych warstw społeczeństwa taka propozycja była szansą na potężny awans w strukturze społecznej. W efekcie Stanisław Gendek całe swoje życie zawodowe związał z wojskiem. Był m.in. szefem jednego z wydziałów Służby Czołgowo-Samochodowej Warszawskiego Okręgu Wojskowego. Na emeryturę przeszedł u schyłku lat 80-tych w stopniu pułkownika. Zmarł w 2003 roku w Warszawie.

 ***

Źródła fotografii:

Wszystkie fotografie w tekście pochodzą z prywatnego archiwum Stanisława Gendka.  

Bibliografia:

  • Janusz Magnuski: Ciężkie działo samobieżne ISU, Warszawa 1980.
  • Janusz Magnuski: Wozy bojowe LWP 1943-1983, Warszawa 1985.
  • Tomasz Szczerbicki: Pojazdy Ludowego Wojska Polskiego, Czerwonak 2014.
  • Mała Encyklopedia Wojskowa, tom 1, Warszawa 1967.
  • Maszynopis wspomnień Stanisława Gendka, opracowanych w latach 1999-2002.

Komentarze