Nie było dnia, żeby kogoś Niemcy nie zastrzelili... Wspomnienia więźnia obozu przejściowego dla przesiedleńców w Zamościu
W listopadzie 1942 roku, na krótko przed rozpoczęciem przez Niemców masowych wysiedleń Polaków z dystryktu lubelskiego w ramach "Aktion Zamosc", władze okupacyjne zdecydowały o przekształceniu istniejącego w tym mieście u zbiegu ulic Piłsudskiego i Okrzei obozu dla jeńców sowieckich na obóz przejściowy dla wysiedlanej z Zamojszczyzny ludności. Obóz stał się prawdziwym piekłem dla przetrzymywanych w nim Polaków, w tym wielu małych dzieci.
Lager Zamość
Obiekt dla nowych celów został znacznie rozbudowany. Do istniejących dwóch baraków stajennych dobudowano piętnaście baraków mieszkalnych. Cały teren otoczony został drutem kolczastym. Na rogach ogrodzenia postawiono wieże strażnicze. Szczególnie chroniony był barak, w którym przesłuchiwano podejrzanych o działalność konspiracyjną oraz pochwyconych w czasie akcji antypartyzanckich. W jednym z baraków urządzono szpital mogący pomieścić 120 chorych. Na terenie obozu obowiązywał ścisły zakaz przebywania więźniów poza wyznaczonym miejscem pobytu.
![]() |
1. Niemiecki obóz przesiedleńczy w Zamościu. |
Pierwszym komendantem obozu mianowany został słynący z okrucieństwa SS-Unterscharführer Artur Schütz, którego w czerwcu 1943 roku skierowano do bliźniaczego obozu w Zwierzyńcu. W Zamościu zastąpił go SS-Sturmbannführer Hermann Krumey.
Wysiedleni Polacy po przekroczeniu obozowej bramy byli segregowani przez komisję kwalifikacyjną. Decyzje podejmowano na podstawie zarządzenia Heinricha Himmlera, które nakazywało dzielić badanych na cztery podstawowe grupy. Pierwszą stanowili spolszczeni Niemcy, drugą ci, których wedle kryteriów rasowych można było zgermanizować. Kolejna, trzecia grupa to osoby nadające się do pracy, do czwartej zaś zaliczano pozostałych, w tym dzieci do 14 roku życia, osoby powyżej 60 lat oraz chorych i ułomnych. W obrębie grupy czwartej stosowano dodatkową segregację – ostatecznie decydującą o wywózkach do Auschwitz oraz o wyodrębnieniu dzieci przeznaczonych do zniemczenia (tzw. grupa V).
![]() |
2. Drugi komendant obozu SS-Sturmbannfuhrer Hermann Krumey. Na fotografii podczas procesów norymberskich. |
Warunki bytowe dla więźniów były tragiczne. W obozie panował głód, brakowało lekarstw, szerzyły się choroby, które często kończyły się śmiercią. Wysoki odsetek zgonów wśród uwięzionych odnotowano zwłaszcza w pierwszej fazie wysiedleń, w okresie bardzo surowej zimy.
Gehenna więźniów
Swój roczny pobyt w piekle obozu przejściowego w Zamościu tak zapamiętał jeden z więźniów Mieczysław Czerniak:
Wraz z rodziną zostałem osadzony w obozie w Zamościu 13 stycznia 1943 r., gdzie przebywałem do 18 stycznia 1944 r. Przez cały czas mego pobytu przez ten obóz przeszło kilkadziesiąt tysięcy Polaków, wśród których byli starcy, kobiety, dzieci i niemowlęta. Widziałem takie wypadki, że w czasie transportu ludności wysiedlonej z wioski do obozu kobiety rodziły w samochodzie. W czasie takiego porodu Niemcy nie udzielali pomocy rodzącej, a pomoc tę rodząca otrzymywała od przygodnych współtowarzyszy niedoli. Niemcy nie pozwalali kobiety tej wraz z dzieckiem, o ile dziecko żyło, przenieść do szpitala obozowego. Musiała ona czekać w baraku przejściowym nr 5 do rejestracji, często dwie doby. Przeważnie takie kobiety i dzieci umierały.
Chorych wysiedlonych Niemcy nie
przydzielali również od razu do szpitala obozowego. Barak szpitalny tym się
różnił od innych baraków, że były tam łóżka piętrowe z siennikami, na których
musiały się mieścić 3 osoby. Lekarstw i środków opatrunkowych była znikoma
ilość, tak że chorzy nie otrzymywali pomocy. Można było z narażeniem życia
dostarczać lekarstwa chorym. Było to jednak zabronione przez Niemców.
![]() |
3. Plan ogólny obozu w Zamościu. |
Wysiedlonym w obozie zabierano żywność, o
ile mieli w większej ilości, odzież zaś i bieliznę pozostawiano. Najpierw, do
czasu rejestracji, wysiedleni przebywali w baraku nr 5, tzw. baraku
przejściowym. Trwało to często 2 doby. W baraku tym ludzie najwyżej mogli
usiąść, o położeniu się wskutek ciasnoty nie było mowy. W tym czasie wysiedleni
nie otrzymywali żywności. Rejestracja odbywała się w baraku nr 2, gdzie
maszynistki spisywały personalia i stemplowały wszystkie dokumenty wyrazem "wysiedlony". Następnie przechodziło się do baraku 3 z literkami
rejestracyjnymi, gdzie lekarz specjalista badał rasę. Tam się zaczynała
segregacja. Lekarz ten znaczył na karcie grupę od I do V.
Następnie ludzie ci przechodzili do
lekarza, który badał stan zdrowotny. Stąd przechodziło się do baraku nr 4,
gdzie gestapowiec segregował na baraki, rozdzielając rodziny. Przeważnie dzieci
z lepszym wychowaniem dawano pod opiekę starym, niedołężnym kobietom ze wsi w
wieku od 60-80 lat. Dzieci ludzi ze wsi przydzielano starym kobietom z domów
inteligenckich. Często przy tym dochodziło do strasznych scen przy
rozdzielaniu. Matki nie chciały oddać dzieci, wskutek czego gestapowcy bili je
do utraty przytomności. Stąd Polacy na funkcji rozprowadzali tych ludzi do
poszczególnych przydzielonych im baraków. Rodziny po rozdzieleniu nie mogły się
już widzieć, gdyż baraki były oddzielone drutem kolczastym. W najgorszych
barakach, tzw. końskich, byli umieszczeni starcy, dzieci i kalecy. Leżeli na
ziemi, w błocie, które sięgało powyżej kostek. W takim baraku było do 1700
osób. Śmiertelność zaś sięgała do 30 osób dziennie.
Matka z dzieckiem nie mogła się widzieć. Gdy jednak podeszła do drutów, a zobaczył to kat obozowy Artur Schütz, komendant tego obozu, szczuł najpierw psem tę kobietę, a jak pies porwał całą jej garderobę, wtedy on podchodził i kopał nieszczęśliwą przeważnie do utraty przytomności. Schütz dobrze mówił po polsku, pochodził z Łodzi, tak jak i cały sztab obozowy. Przebierał się często po cywilnemu, chodził po obozie i podsłuchiwał, co ludzie mówią. Z zawodu był bokserem i gdy coś podsłuchał, bił pięścią w szczękę, a uderzony musiał się zwalić, choćby był najsilniejszy.
Dzieci i starców wysyłano do Siedlec. W baraku 12 przebywali ci, którzy byli przeznaczeni do obozu karnego. Początkowo o tym nikt nie wiedział. Ludzie z tego obozu początkowo byli wysyłani tylko do Oświęcimia. Później zaś do wszystkich innych obozów.
Rano dawano kawę bez cukru z chlebem po 12 dkg na osobę, na obiad zupę z kartofli zmarzniętych i brukwi, zaprawianą żytnią mąką bez tłuszczu, a kolacji często nie było, gdyż obiad był o 6 wieczorem. Kotły wystarczały na 1000 ludzi, a w obozie często przebywało do 16 tys. ludzi. Początkowo Niemcy paczek dla wysiedlonych nie przyjmowali. Na wiosnę 1943 r. wydano zezwolenie, żeby poczta przyjmowała paczki i przywoziła do obozu. Paczki przeważnie wydawali Niemcy tym, dla których były przeznaczone. (…)
![]() |
4. Polscy chłopi wysiedlani przez esesmanów podczas pacyfikacji Zamojszczyzny, grudzień 1942 roku. |
Warunki higieniczne w obozie były bardzo złe. Przy każdym baraku stał jeden wspólny ustęp i wszyscy wspólnie załatwiali się, kobiety, mężczyźni i dzieci. Ludzie w tym obozie byli we własnych ubraniach.
Za próbę ucieczki, lub za ucieczkę z
obozu, Niemcy rozstrzeliwali Polaków. Zabity leżał następnie na placu i każdy
musiał iść zobaczyć, przy tym Niemcy mówili, że każdego to spotka za próbę
ucieczki. Gdy ktoś nie chciał iść do pracy względnie gdy popełnił w mniemaniu
Niemców jakieś przestępstwo, wszystkich ludzi spędzano z baraku na plac.
Mężczyźni bez względu na pogodę, na mrozie, bez marynarek z gołą głową musieli
stać często po pięć godzin. Były również wypadki, ze Niemcy dla zabawy zabijali
ludzi. Widziałem taki wypadek, że Niemiec przyprowadził ciężarną kobietę i
zastrzelił ją. Takich wypadków było dużo. Z całego obozu dziennie wywożono od
10-45 osób zmarłych. I nie było dnia, żeby kogoś Niemcy nie zastrzelili. (…)
Transporty odbywały się nocą. Bez względu na pogodę wypędzano ludzi z baraku na plac, gdzie kierownik obozu wyczytywał nazwiska osób, które ustawiano w piątki. Później następowało zaopatrzenie w żywność. Transporty na Majdanek, do Siedlec i do Oświęcimia nie otrzymywały żywności. Ludzie wyjeżdżający do Niemiec otrzymywali po 2 kg chleba i 2 łyżki marmolady. Ludzi zaś z baraku 8 przydzielano do pracy na miejscu w Zamościu względnie do sąsiednich wsi. Miedzy innymi i ja zostałem przydzielony do Zarządu Miejskiego w Zamościu. Ludzi transportowano w wagonach bydlęcych po 100 osób w każdym. Drzwi zamykano i odrutowywano, z wyjątkiem tych wagonów, w których ludzie wyjeżdżali do Niemiec…
Tragiczny bilans
W czasie pacyfikacji Zamojszczyzny Niemcy wypędzili z domów około 110 tys. Polaków. Na podstawie zachowanych niemieckich dokumentów można stwierdzić, że przez obóz w Zamościu przeszło 31 536 osób. Około 11 tys. osób zostało wywiezionych do obozów koncentracyjnych Auschwitz i Majdanek. W niektórych przypadkach zginęły w nich całe rodziny. Oficjalnie obóz w Zamościu został zlikwidowany 19 stycznia 1944 roku, chociaż istnieją przypuszczenia, że na pewien czas została tam jeszcze osadzona pewna liczba jeńców sowieckich.
Źródła fotografii:
- Zbiory własne.
- Domena publiczna.
- Zbiory własne.
- Domena publiczna.
Bibliografia:
- Agnieszka Jaczyńska: Aktion Zamosc, "Pamięć.pl" 2012, nr 8.
- Dariusz Kaliński: Bilans krzywd. Jak naprawdę wyglądała niemiecka okupacja Polski, Kraków 2018.
- Czesław Łuczak: Polska i Polacy w drugiej wojnie światowej, Poznań 1993.
- Maria Wardzyńska: Obozy niemieckie na okupowanych terenach polskich, "Biuletyn IPN" 2009, nr 4.
- Józef Wnuk: Losy dzieci polskich w okresie okupacji hitlerowskiej, Warszawa 1980.
Czy ktoś upomniał się...o dzieci wywiezione i zgermanizowane!?
OdpowiedzUsuńZdarzały się przypadki wykupywania przez Polaków dzieci z transportów, ponadto Armia Krajowa prowadziła działania informacyjne, aby uzmysłowić obywatelom w okupowanym kraju prawdę o tym procedurze. Po wojnie prowadzone były także działania rewindykacyjne, jeśli można to tak nazwać, zgermanizowanych dzieci oddanych niemieckim rodzinom - a bylo ich okolo 4500. Niestety, Niemcy żądali, aby udowodnić ich "polskość", co w wielu przypadkach było niemożliwe.
Usuń