Wielki pech SS-Brigadefuhrera von Roettiga. Strzelcy Kowieńscy likwidują pierwszego w II wojnie światowej niemieckiego generała

10 września 1939 roku na szosie Opoczno-Inowłódz, w zasadzce przygotowanej przez żołnierzy Wojska Polskiego, zastrzelony został SS-Brigadefϋhrer und Generalmajor der Ordnungspolizei Wilhelm von Roettig, pierwszy tak wysokiej rangi niemiecki wojskowy, poległy w II wojnie światowej. 

Zadanie specjalne dla "Kata Śląska"

Podczas agresji na Polskę, w pierwszych dniach września 1939 roku, Wilhelm von Roettig, były komendant Centralnej Szkoły Żandarmerii w Bad Ems, mianowany został komendantem Policji na Górnym Śląsku, z siedzibą w Katowicach. Pięćdziesięciojednoletni SS-Brigadefϋhrer w krótkim czasie wprowadził okrutny terror na zajętych przez Wehrmacht terenach polskiego Śląska. 8 września powierzono mu dodatkowo funkcję szefa Grupy Operacyjnej Policji na obszarze działań 10. Armii, z zadaniem zabezpieczenia zaplecza tej armii przed "wrogimi elementami".

1. Rekonstrukcja jednej z wielu wrześniowych potyczek. 

Dwa dni później von Roettig został obarczony szczególnie odpowiedzialnym zadaniem specjalnym: miał zorganizować zabezpieczenie wizyty Adolfa Hitlera i Heinricha Himmlera po ich wylądowaniu na lotnisku polowym Białaczów, 15 km na zachód od Końskich, gdzie mieściła się kwatera generała Waltera von Reichenau, dowódcy 10. Armii.

Po zameldowaniu się u obu oficjeli na lotnisku około godz. 10.00, Wilhelm von Roettig otrzymał poufną misję udania się do Spały, w celu przygotowania byłej rezydencji Prezydenta RP na przyjęcie Hitlera i jego świty. SS-Brigadefϋhrer udał się tam opancerzonym samochodem policyjnym w towarzystwie kierowcy i dwóch oficerów. Dufni w swoje bezpieczeństwo Niemcy zostawili daleko w tyle eskortę i około godziny 14.30, na łuku szosy Opoczno-Inowłódz-Tomaszów Mazowiecki, natknęli się na polską czatę dowodzoną przez kaprala pchor. Władysława Dawgierta.  

Strzelcy Kowieńscy

Dawgiert, rzutki 22-latek rodem z Wołkowyska, w lipcu 1939 roku otrzymał przydział mobilizacyjny do 1. Batalionu 77. Pułku Strzelców Kowieńskich. Na trzy dni przed wybuchem wojny, razem ze swoją jednostką, wyruszył transportem kolejowym w okolice Piotrkowa, w rejon koncentracji północnego zgrupowania Armii "Prusy".  

2. Odznaka pamiątkowa 77. Pułku Strzelców Kowieńskich. 

Po przełamaniu polskiego oporu przez niemieckie 1. i 4. Dywizje Pancerne pod Piotrkowem i Tomaszowem Mazowieckim, oddziały tego zgrupowania, zgodnie z dyrektywą Naczelnego Wodza, starały się dojść lasami na południe od Pilicy, staczając po drodze walki z oddziałami nieprzyjaciela.

Dwa zgrupowania z 19. Dywizji Piechoty, dowodzone przez podpułkownika Jana Kruka-Śmiglę, przez trzy dni ukrywały się w lasach na wschód i południe od Inowłodza oraz w lasach nadleśnictwa Przysucha, na zachód od Opoczna, o kilka kilometrów od lotniska polowego Białaczów, na którym wylądował samolot Hitlera.

Zasadzka

Dalszy rozwój wypadków tak przedstawiał jeden z polskich żołnierzy, kapral pchor. Leonard Sawoń:

     Po przeprawie w bród przez Pilicę pod ostrzałem artylerii i lotnictwa (było to 5 września) straciłem łączność z naszym plutonem i kompanią i wraz z kilkoma żołnierzami z mojej drużyny przez 5 dni błąkaliśmy się po lasach, szukając naszego batalionu, z którym w końcu nawiązaliśmy łączność. Po zameldowaniu się u dowódcy plutonu zostałem chwilowo bez przydziału. W tym czasie pchor. Dawgiert otrzymał od dowódcy kompanii rozkaz zaciągnięcia placówki na łuku szosy Opoczno-Inowłódz w celu zabezpieczenia bezpieczeństwa odpoczywającego w lasach I baonu od strony ww. szosy.

3. Oddział Strzelców Kowieńskich, który dokonał likwidacji von Roettiga, wchodził w skład zgrupowania dowodzonego przez podpułkownika Jana Kruka-Śmiglę.  

     Poprosiłem dowódcę o zezwolenie pójścia wraz z Dawgiertem na tę placówkę i byłem tam aż do jej ściągnięcia, tj. do godz. 21.00 wieczorem 10 września. (…) Dawgiertowi przydzielono 1 ckm z biedką. Miał więc 1 ckm i 1 rkm. Placówka znajdowała się w małym zagajniku ok. 150 m od łuku szosy Opoczno-Inowłódz.

     Stanowisko ckm było na skraju zagajnika z lewej strony bliżej szosy i miało doskonałe pole ostrzału całego łuku szosy. Celowniczym był żołnierz służby czynnej st. strzelec Bronisław Sołtysiak, celowniczym rkm Żyd Wesler. Około godz. 10.00 latał nad nami samolot, byliśmy jednak doskonale zamaskowani. Nawet koń z biedką był przykryty ściętymi brzózkami. Pilot widocznie nic nie zauważył i wkrótce samolot zniknął za linią lasu. Pchor. Dawgiert po odlocie samolotu wysłał 3 żołnierzy do pobliskiej wsi, aby ze składkowych pieniędzy zakupić coś ciepłego do jedzenia, bo tabory baonu już w 5 dniu wojny zostały odcięte przez Niemców i było bardzo krucho z żywnością.

     Był piękny, słoneczny, nawet upalny dzień. Po godz. 13.00 wysłani żołnierze przynieśli wiadra z kapuśniakiem, ziemniakami i ugotowaną gęsią. Ze względu na upał żołnierze zdjęli mundury i zabrali się do jedzenia. W czasie posiłku (ok. godz. 14.00) czujka złożona z 2 żołnierzy, leżących przy skarpie szosy (z naszej strony), oddała kilka strzałów. Również żołnierze z placówki, nie wkładając nawet mundurów, otworzyli ogień, bowiem na szosie od strony Opoczna pojawił się samochód limuzyna koloru wiśniowego (odkryty). Na przedzie z prawej strony maski był umocowany proporczyk ze swastyką.

     Niemcy wyskoczyli z samochodu z lewej strony szosy w kierunku ich jazdy do Inowłodza i otworzyli ogień z pistoletów maszynowych. Ponieważ nasza strzelanina nie dawała efektów, pchor. Dawgiert dał rozkaz zaatakowania Niemców ogniem bocznym. W tym celu wyszliśmy z zagajnika i tyralierą staraliśmy się przeskoczyć na lewą stronę szosy.

4. Oddział kaprala pchor. Władysława Dawgierta dysponował m.in. jednym cekaemem wz. 30 transportowanym na dwukołowej biedce. Na fotografii pojazdy tego typu podczas jednej z defilad w okresie międzywojennym. 

    Zaskoczeni tym manewrem Niemcy, podnieśli ręce do góry. Przerwaliśmy ogień. W chwili, gdy pchor. Dawgiert z karabinem w ręku zbliżył się jako pierwszy do samochodu, zza pleców stojących Niemców padł strzał, trafiając Włodka w samo serce. Padł kilka kroków ode mnie, koło małej sosenki. Pamiętam jego otwarte niebieskie oczy - już martwe. Został trafiony dokładnie w lewą górną kieszeń munduru.

     Wtedy może ja, a może ktoś inny, krzyknął do Sołtysiaka: "Bronek, ognia!". Żołnierze, zaskoczeni niespodziewaną śmiercią swego dowódcy zaczęli się wycofywać. Na polu walki zostałem ja i strzelec starego rocznika Fryderyk Fiebert (Żyd). Strzelaliśmy do uciekającego przez zaorane pole oficera, jednak nie mogliśmy go trafić, ponieważ uciekał zygzakiem (do pobliskiej wsi Bukowiec Opoczyński). Oficerowi udało się więc uciec.

     Wtedy wycofałem się ze strzelcem Fiebertem w kierunku stanowisk placówki w zagajniku. Tam zastaliśmy naszą drużynę, która przed chwilą wycofała się po śmierci dowódcy placówki. W tym czasie przyszedł nam na pomoc z plutonem dowódca kompanii por. rez. Lesiński i już pod jego dowództwem w rozwiniętej tyralierze zajęliśmy poprzednie stanowiska ogniowe w zagajniku. Dowódca kompanii wezwał na ochotnika 3 żołnierzy, którzy podeszliby do limuzyny, reszta miała ich osłaniać ogniem. Zgłaszają się trzej żołnierze wyznania mojżeszowego: Wesler, celowniczy rkm, Oginhare i Soseński. Znałem ich dobrze.

     Gdy doszli do samochodu, wszyscy pozostali pobiegli za nimi. Zobaczyłem, że po drugiej stronie szosy, zaraz za skarpą, leżał w rozpiętym mundurze generał. Obok leżała jego siodłata czapka ze złotym sznurem. Na rękawie munduru miał przyszytą owalną, obramowaną odznakę. Lewa dłoń w zamszowej rękawiczce koloru mysiego, trzymał w niej prawą rękawiczkę. W prawej - pistolet. Miał włosy blond, rzadkie, krótko ostrzyżone. Twarz i głowa podłużna. Trafiony został serią ckm w potylicę tak, że głowa ledwo się trzymała. W lewej górnej kieszeni miał legitymację służbową.

     Żołnierze odcięli naramienniki i patki z munduru. Kiedy sięgnąłem do lewej górnej kieszeni po dokumenty, któryś z żołnierzy zabrał mu pistolet, na który miałem chęć. Następnie żołnierze chwycili zwłoki za kołnierz munduru i przywlekli na stanowisko placówki. Wykopali na skraju zagajnika dół na wysokości żołnierskiej łopatki i zakopali w nim generała.

     W tym czasie żołnierze wrzucili wiązkę granatu do samochodu. Wkrótce potem, około godz. 16.00, nadjechał od strony Opoczna opancerzony wóz ciężarowy z ok. 20 żołnierzami z artylerii przeciwlotniczej. Nasi bez rozkazu otworzyli ogień. Z wozu oddano kilka strzałów i nastąpiła cisza. Wtedy dowódca plutonu pchor. Antoni Szyparski krzyknął:

     - Przerwij ogień, tu piątka za mną!      

     W piątce tej i ja się znalazłem. Usłyszeliśmy w wozie szmery, więc pchor. Szyparski na migi pokazał: "granatami i skok na drugą stronę szosy". Gdy umilkły wybuchy naszych granatów, słyszeliśmy tylko jęki w samochodzie. Nie chciałem zaglądać do skrzyni samochodu, bo wyobrażałem sobie co tam może być za jatka!

5. Polski cekaem wz. 30 na stanowisku.  

     Po przeskoczeniu szosy zobaczyliśmy leżącego na ziemi kierowcę wozu. Był martwy. Leżał na skarpie. Trzymał karabin, w którego komorze nabojowej tkwił zakrwawiony pocisk. Trafiony został w kark z prawej strony. W szoferce wisiała maska przeciwgazowa, a jej puszka była przestrzelana jak sito. Do skrzyni wozu nie zaglądałem. Od żołnierzy słyszałem, że widok był okropny. Wszyscy zmasakrowani.

     Wróciliśmy do miejsca postoju baonu w lesie ok. godz. 22.00. Dostałem kawał chleba ze słoniną, co było dla mnie w naszej sytuacji najwyższą nagrodą za udział w akcji. Szybko zasnąłem, podłożywszy pod głowę plecak. Rano po przebudzeniu zauważyłem, że obok mnie – przykryty kocami aż po głowę – ktoś twardo śpi. Odsłoniłem koc. Był to martwy pchor. Dawgiert. Przed południem ze sztachet z płotu zrobiono trumnę i pochowano Władka z honorami wojskowymi.

     W zakończeniu pragnę z całym przekonaniem podkreślić, że generał Roettig został dosłownie ścięty serią z ckm zaraz po śmierci Władka, gdy padł rozkaz "Bronek, ognia!".

Krzyż Walecznych dla poległego bohatera

11 września przed frontem żołnierzy batalionu został odczytany rozkaz dzienny dowódcy pułku, podpułkownika Stanisława Konstantego Gąsiorka, na mocy którego kapral pchor. Władysław Dawgiert został pośmiertnie odznaczony Krzyżem Walecznych za bohaterską postawę w walce. Jego zabójcą był prawdopodobnie sam SS-Brigadefϋhrer von Roettig. Kapral Dawgiert został pochowany przez mieszkańców Kraśnika na miejscowym cmentarzu parafialnym.

Przy zabitym generale znaleziono dokumenty i mapy z naniesionymi pozycjami niemieckich jednostek. Zdobycz była na tyle cenna, że zdecydowano o wysłaniu jednego z żołnierzy, w cywilnym przebraniu, z dokumentami do Warszawy. Niestety, nie wiadomo, czy misja ta się powiodła. Wieść o zlikwidowaniu niemieckiego oficjela szybko rozniosła się wśród podkomendnych podpułkownika Kruka-Śmigli i ich morale, mimo ogólnie trudnej sytuacji bojowej, wzrosło niepomiernie.

Mistyfikacja na pogrzebie von Roettiga

Z zasadzki przy szosie udało się uciec dwóm Niemcom: kapitanom Erichowi Radtkemu i Maxowi Sadowskiemu, którzy ranni dotarli do swoich oddziałów. Oprócz von Roettiga zabity został także jego kierowca starszy wachmistrz żandarm. Poppe. Na miejsce zdarzenia natychmiast wysłano oddział żandarmerii, który nie był jednak w stanie tam dotrzeć z powodu silnego ostrzału polskich żołnierzy. Kiedy w końcu rankiem 11 września Niemcy znaleźli się na miejscu zasadzki, zastali tam jedynie całkowicie wypalony samochód i zwęglone zwłoki kierowcy, które, nie wiedzieć czemu, zostały uznane zarówno za szczątki jego samego jaki i SS-Brigadefϋhrera! Prawdopodobnie chciano w ten sposób uniknąć kompromitacji związanej z niemożnością oficjalnego pochowania zwłok pierwszego poległego w tej wojnie niemieckiego generała.

6. Wśród niemieckich oficjeli uczestniczących w sfingowanym pogrzebie Wilhelma von Roettiga był także Erich von dem Bach-Zelewski, który pięć lat później dowodził pacyfikacją Powstania Warszawskiego. 

14 września we Wrocławiu przeprowadzono z wielką pompą uroczystości żałobne poległych Niemców. Nad trumnami von Roettiga i Poppego przemawiał m.in. SS-Obergruppenführer Erich von dem Bach-Zelewski, dowódca SS i Policji na Śląsku. Następnie wyżsi oficerowie SS wynieśli na swych barkach trumnę SS-Brigadefϋhrera, która karawanem pogrzebowym ruszyła do Berlina. Tam następnego dnia, zgodnie z esesmańskim ceremoniałem, wyżsi oficerowie SS, poprzedzani przez niższych stopniem oficerów niosących na poduszkach odznaczenia zmarłego, w otoczeniu straży honorowej i przy dźwiękach werbli, wynieśli trumnę von Roettiga i ustawili ją na katafalku, okrywając następnie nazistowską flagą oraz kładąc na niej szpadę i stalowy hełm. Przemawiali brat zmarłego, ksiądz Roettig i szef Ordnungspolizei III Rzeszy, SS-Oberstgruppenfϋhrer und Generaloberst der Polizei Kurt Daluege. Huknęły trzy salwy honorowe i część doczesnych szczątków Poppego, jako zwłoki SS-Brigadefϋhrera Wilhelma von Roettiga, zostały skremowane. Następnie urna z prochami została złożona w rodzinnym grobowcu von Roettigów w mieście Gera.

Dopiero miesiąc po tych wydarzeniach Niemcy zaczęli intensywne poszukiwania pogrzebanych zwłok generała w rejonie miejsca potyczki. Po odnalezieniu, pochowano je tym razem dyskretnie. Na miejscu śmierci esesmana okupanci postawili obelisk, który miejscowa polska ludność po zakończeniu wojny usunęła.

***

O drugim niemieckim generale, poległym z rąk polskich żołnierzy we wrześniu 1939 roku przeczytasz TUTAJ!

***

Źródła fotografii:

  1. Praca własna. 
  2. Domena publiczna.
  3. Domena publiczna.
  4. Domena publiczna.
  5. Wikimedia Commons CC BY-SA 4.0. 
  6. Wikimedia Commons CC BY-SA 3.0 de. 

Bibliografia:

  • Piotr Bieliński: 19 Dywizja Piechoty, Warszawa 2017.
  • Robert Forczyk: Fall Weiss. Najazd na Polskę 1939, Poznań 2020.
  • Wojciech Markert: 77 Pułk Strzelców Kowieńskich, Pruszków 2002.
  • Władysław Naruszewicz: Wspomnienia lidzianina, Warszawa 2001.  
  • Małgorzata i Juliusz Szymańscy: Kwatery główne Hitlera oraz niemieckie stanowiska dowodzenia w Polsce, Łódź 2002.  
  • Jan Wróblewski: Armia "Prusy" 1939, Warszawa 1986.

Komentarze