Ognista pułapka na ulicy Wolskiej. "Dzieci Lwowskie" gromią niemiecką kolumnę pancerną w obronie Warszawy we wrześniu 1939 roku
Opór jaki stawili obrońcy Warszawy zupełnie zaskoczył i oszołomił niemieckich najeźdźców. Do legendy tych walk przeszła nieugięta postawa 8. Kompanii Piechoty z 40. Pułku Piechoty "Dzieci Lwowskich", której żołnierze 9 września niemal unicestwili nacierającą ulicą Wolską niemiecką kolumnę pancerną.
Późnym piątkowym popołudniem 8 września 1939 roku pod
przygotowującą się do obrony stolicę Polski podeszły czołówki niemieckiej 4.
Dywizji Pancernej. Dowództwo niemieckiej dywizji przebywało w Raszynie, gdzie wraz z
generałem majorem Georgiem-Hansem Reinhardtem znaleźli się również jego przełożeni:
dowódca XVI Korpusu Pancernego generał kawalerii Erich Hoepner i dowódca 10.
Armii generał pułkownik Walter von Reichenau. Niemcy oczekiwali łatwego
zwycięstwa, sądząc, że stolica nie ma zbyt licznej obrony i spodziewali się
zdobyć ją z marszu. Powtarzają się informacje, że traktowali Warszawę jako "miasto otwarte". Miały rzekomo utwierdzić ich w tym przekonaniu nasłuch
transmisji Polskiego Radia i wiadomości o ewakuacji rządu RP.
![]() |
1. Niemiecka piechota i czołgi na ulicy Grójeckiej. |
Ponieważ pancerny podjazd został odparty przez obrońców
Warszawy, niemieckie dowództwo przygotowało atak na dzień kolejny. Większość oddziałów 4. Dywizji
Pancernej została skoncentrowana w rejonie wsi Raków, osady Zosin, wsi
Szczęśliwice oraz kolonii Rakowiec.
4. Dywizja Pancerna uderza na Warszawę
Niemiecka dywizja została podzielona na dwa zgrupowania
bojowe. Silniejsze zgrupowanie składało się z dowodzonego przez pułkownika Heinricha Eberbacha 35. Pułku Pancernego, 12. Pułku
Strzelców Zmotoryzowanych, 2. Dywizjonu 103. Pułku Artylerii, część dywizyjnego
batalionu przeciwpancernego i przydzielonego dywizjonu artylerii ciężkiej.
Najważniejszym jego zadaniem na dzień 9 września było zdobycie gmachów
polskiego Sztabu Głównego na Placu Piłsudskiego, Ministerstwa Spraw
Zagranicznych przy ulicy Wierzbowej i Prezydium Rady Ministrów oraz
ubezpieczenie od wschodu Most Kierbedzia.
W skład drugiego, nieco słabszego zgrupowania, wchodził
dowodzony przez pułkownika Hermanna Breitha 36. Pułk Pancerny, dwa bataliony
przydzielonego 33. Zmotoryzowanego Pułku Piechoty oraz 1. Dywizjon 103.
Pułku Artylerii.
![]() |
2. Trzonem uzbrojenia niemieckiej 4. Dywizji Pancernej były lekkie czołgi PzKpfw II (na pierwszym planie) i PzKpfw I (z tyłu). |
Atak został poprzedzony gwałtownym bombardowaniem
lotniczym i ostrzałem artyleryjskim. Oba zgrupowania 4. Dywizji Pancernej
uderzyły w kierunku centrum miasta około 7.30, poruszając się ulicami Grójecką,
Opaczewską oraz Żwirki i Wigury. Jednak mimo zaciekłych ataków Niemcy zostali
tam odparci z dużymi stratami przez żołnierzy Wojska Polskiego.
Podczas gdy walki na Ochocie powoli dobiegały końca,
lewoskrzydłowe zgrupowanie bojowe 4. Dywizji Pancernej z czołgami pułkownika
Breitha przygotowywało się do uderzenia w kierunku Woli. Część oddziałów
niemieckich wycofała się, przegrupowała i poprzez Włochy, ulicą Wolską
zamierzała wjechać do Warszawy. Zanim to nastąpiło, o godzinie 9.30 dwupłatowe szturmowce Henschel Hs
123 dokonały ataku na pozycje polskie na Woli, m.in. właśnie na ulicy Wolskiej,
a następnie dobrały się do mostów na Wiśle. Nie uzyskały jednak zbyt
spektakularnych wyników.
Obrońcy reduty Sowińskiego
Porucznik Zdzisław
Pacak-Kuźmirski - dowódca 8. Kompanii z 40. Pułku Piechoty "Dzieci
Lwowskich", obsadzającej na ulicy Wolskiej legendarną redutę Sowińskiego - dzięki
meldunkom patroli zwiadowczych wiedział już o zbliżających się
nieprzyjacielskich oddziałach pancernych. Do jego pozycji docierały także
odgłosy kanonady artyleryjskiej od strony Ochoty. Porucznik pisał:
Zapowiadam, że otwarcie ognia – tylko na mój rozkaz. Sygnałem będzie
głos trąbki, równocześnie wykorzystane zostaną inne środki łączności.
Wcześniejsze otwarcie ognia wykluczone pod rygorem najsurowszych kar. Zająłem
stanowisko z tyłu barykady, na wale przy kościółku. Przy mnie trębacz
obserwator. Pod ręką aparat telefoniczny.
Ostatnie chwile. Ewakuacja ludności cywilnej z rejonu najbliższego
przedpola. Sprawdzenie stanu amunicji.
![]() |
3. Porucznik Zdzisław Pacak-Kuźmirski - dowódca 8. Kompanii 40. Pułku Piechoty "Dzieci Lwowskich". |
Żołnierz czeka. Pełna gotowość bojowa. O godzinie 10.00 z oddali
dobiegają pierwsze strzały. W prażącym słońcu, z boku szosy, zamigotały
postacie oddziału podporucznika Adamskiego. Przemykają chyłkiem, niknąc pośród
grup uciekinierów i murów domu.
Krótka relacja podporucznika Adamskiego: kolumna pancerna zbliża się
gnając przed sobą falę uciekinierów. Niemcy strzelają do nich.
Adamski zajmuje stanowisko na prawym skrzydle.
Uciekinierzy pędzą galopem. Piesi rzucają się do bram domów. Oddycham
głęboko. Czuję występujące na górnej wardze krople potu. Na linii cisza. Z
oddali mignęła brunatnozielona plama. Jedna. Druga. Czołgi!
Spojrzałem na trębacza. Drżał z podniecenia.
Pierwsze strzały na ulicy Wolskiej
Niemcy rozwinęli się do ataku na rzadko zabudowanym terenie
między ulicami Wolską a Górczewską. Oprócz kompanii Pacak-Kuźmirskiego i
przydzielonej mu artylerii odcinka tego broniła 7. Kompania lwowskiego pułku
pod dowództwem podporucznika Edmunda Grabowskiego, ze wsparciem baterii dział
75 mm, rozlokowana wzdłuż ulicy
Górczewskiej. To jednak na ulicy Wolskiej rozegrał się główny bój. Niemieckie
czołgi wjechały tam na ogonie tłumu uciekinierów, siekąc po nich ogniem
pokładowej broni maszynowej oraz miażdżąc i spychając tarasujące drogę
furmanki. Polscy żołnierze w całkowitej ciszy czekali na sygnał do otwarcia
ognia. Dowódca 8. Kompani relacjonował dalej:
Pierwsze czołgi i motocykliści już są w odległości koło stu metrów od
naszej linii. Dłużej czekać nie wolno. Ostatni raz patrzę na widoczną jak na
defiladzie, dyszącą siłą i pewnością siebie kolumnę najeźdźcy.
- Trębacz! Sygnał!
![]() |
4. Niemiecka piechota na rogu ulic Grójeckiej i Siewierskiej. |
Zrobiło się
gorąco. Nie przebrzmiały pierwsze takty sygnału, a zdawało się, że piekło
runęło na Wolską. Huragan pocisków przygwoździł, przydusił do ziemi pancerną
kolumnę. Atak był tak niespodziewany, że całe czoło kolumny, bite salwami,
krajane wszerz i w głąb ognistymi strugami żelaza, zamarło w bezruchu.
Dla stanowisk,
które nie słyszały rozkazu, sygnałem do otwarcia ognia był odgłos naszych
strzałów. Palce drżących w oczekiwaniu żołnierzy nie utraciły nawet sekund.
Powietrzem wstrząsnął grzmot pocisków, wycie, gwizdy i trzask zwijającej się i
pękającej w ogniu stali i żelaza.
Nasi żołnierze
strzelali teraz raz po raz. Nie było mowy o jakimś dokładniejszym celowaniu,
nie mogło być mowy o wybieraniu celu. Cel był wielki. Zajmował całą szerokość
ulicy, sięgał daleko w głąb. I cel miał znaczną szybkość zbliżania się. Trzeba
było się spieszyć! Spieszyć!!!
Artyleria, działka
przeciwpancerne i moździerze gorączkowo wybierały cele, okryte płytami
stalowymi. Żołnierz bijący z karabinu maszynowego walił całymi seriami, pocisk
za pociskiem przez całą szerokość kolumny, w głąb – bo wszędzie trafiał.
Gdzie spojrzałem,
na każdym stanowisku, jak gdyby w paroksyzmie, w obłędzie, ręce żołnierskie
targały taśmy i wbijały naboje do zamków. Byle prędzej, byle prędzej!
Pluł raz za razem,
bez ustanku karabin maszynowy z balkonu przeciwległego domu, śpiewały serie z
wieży kościelnej. Grzał ogniem kaemów, karabinów przeciwpancernych i karabinów
ręcznych cały wał Sowińskiego, wstrzeliwując się w ciało kolumny.
Artyleria z
miejsca przecięła ogniem i możliwość podciągnięcia posiłków, i wycofania się do
tyłu ciężkiego sprzętu niemieckiego. Strzeliły płomienie. Już trzy czołgi utknęły
w czole kolumny, tarasując drogę. Sypnęli się z nich żołnierze niemieccy
przemykając pomiędzy wozami, w panice szukając osłony za stalowymi ścianami
przed naporem ognia. Przecięły powietrze pierwsze niemieckie jęki i wołania.
Nie czułem litości.
"Tajna broń" polskiej piechoty
Niemcy w końcu jednak ochłonęli z zaskoczenia, jakim był dla
nich ten zmasowany, bezlitośnie ich masakrujący ogień Polaków. Rozpaczliwie
próbowali skrócić dystans do przeciwnika, dobrze wiedząc, że pozostanie na
miejscu oznacza pewną śmierć. Czołgi zaczęły napierać na barykadę
przegradzającą ulice Wolską, jednocześnie załogi wypatrywały stanowisk
strzelców porucznika Pacak-Kuźmirskiego. Do akcji weszła nieprzyjacielska
piechota, a czołgowe działka i karabiny maszynowe obsypały ogniem wykryte
polskie stanowiska, na których żołnierze
zaczęli przeżywać teraz ciężkie chwile. Nie trwało to jednak długo, bowiem
nieoczekiwanie na polu walki dała znać o sobie "tajna broń" obrońców reduty
Sowińskiego. Były to ustawione na przedpolu wzdłuż ulicy kilkadziesiąt beczek z
terpentyną, znalezionych w pobliskiej fabryce wyrobów chemicznych „Dobrolin”. Ponadto
siedzący na wieży kościoła Św. Wawrzyńca obserwator, sierżant podchorąży
Eugeniusz Polakowski, na bieżąco podawał telefonicznie koordynaty do ostrzału
artyleryjskiego dla rozlokowanej w Cytadeli baterii ciężkich haubic 155 mm
kapitana Jana Maziarza z 98. Dywizjonu Artylerii Ciężkiej. Zdzisław
Pacak-Kuźmirski wspominał:
Niespodziewanie zapalają się wytoczone przez nas na
przedpole beczki z terpentyną. Strzelają płomienie w czołgach i samochodach
pancernych. Rzadkie początkowo płomienie zaczynają łączyć się w jęzory ognia,
piąć się wszerz i wzwyż, aż całe skupisko unieruchomionych pancernych wozów
zalewa czerwona lawina. Płomienie huczą. Widzimy, jak pożogą ogarniani są
zabici i ranni. Niemcy nie mają czasu wyskoczyć z otwieranych w panice włazów,
w pól skoku dosięga ich ogień. Coraz głośniejsze i rozpaczliwsze są wołania o
pomoc.
Płomienie nie znają litości. Sieką też bez przerwy polskie
kule.
Rosnący żar płomieni i siła wybuchów artyleryjskich wyrzuca
w górę beczki z terpentyną, które zwalając się na ziemię strzelają słupami
nowych ogni. Już od rozlewającego się morza terpentyny zajęły się wozy
amunicyjne wroga. Huk wylatujących w powietrze samochodów zagłusza nasz ogień.
To tu, to tam jęczy ziemia od rwących ku niebu fajerwerków.
6. W czasie walki 9 września obserwator artylerii, sierżant podchorąży Eugeniusz Polakowski, zajmował stanowisko na wieży kościoła Św. Wawrzyńca. |
Wróg zaprzestał natarcia. Porażony, ogłuszony, szukał już
tylko ocalenia. Nacierający byli już złamani. Załogi brunatnozielonych wozów i
biegających obok nich skulonych ludzi ogarnął zwierzęcy
strach. Machina atakująca straciła
rozpęd. Rozbitym czołem kolumny rządził jeden rozkaz: ratować własne życie.
Już i część domów staje w ogniu. Widzimy, jak przez okna,
rozbijając łokciami i całym ciałem oporne futryny, opuszczają żołnierze
niemieccy chwilową osłonę murów, uciekają przed płomieniami. Kule wyborowych
strzelców kładą ich u progu. Artyleria nasza, stawiając zaporę ogniową, dla
uniemożliwienia ucieczki na tył kolumny, zrobiła to tak dokładnie, ze
napływające bez przerwy od strony kościółka mariawickiego pojazdy, których
załogi nie wiedziały o pogromie, a pragnęły wziąć udział w walce, wtaczały się
jak gdyby w przepaść. Wąwóz śmierci wciąga coraz to nowe maszyny. Rozszerza się
obszar zasłany zgruchotanymi wozami pancernymi.
Pogrom niemieckiej kolumny pancernej
Porucznik Pacak-Kuźmirski
postanowił dobić Niemców i poderwał swoich ludzi do ataku na bagnety, który sam
poprowadził. Polscy strzelcy z gromkim okrzykiem "hura!", osłaniani przez ogień
cekaemów, uderzyli z wściekłą furią, wyrzucając nieprzyjacielskich piechurów z
zajętych przez nich domów, piwnic i ogródków. Tych, którzy odrzucali karabiny i
podnosili ręce do góry, oszczędzano i brano do niewoli. Dla napastników
stawiających opór nie było pardonu. To wstrząsnęło Niemcami do reszty. Ulica
Wolska zamieniła się dla nich w śmiertelną pułapkę, tym bardziej, że zostali
także ostrzelani silnym ogniem bocznym z rejonu ulicy Gizów przez żołnierzy 5.
Kompani 40. Pułku Piechoty "Dzieci Lwowskich". Niemiecka piechota i czołgi
przypuściły również tam atak, ale po stracie jednej maszyny Panzery wycofały się, a pozbawieni ich
wsparcia piechurzy Wehrmachtu bezradnie zalegli na przedpolu kompanii.
Niemcy z ulicy Wolskiej
zaczęli wycofywać się około 11.00. Ich porażka nie budziła wątpliwości, o czym
świadczyły wypalone wraki czołgów, zwęglone trupy załóg oraz zalegające na
ulicy zwłoki żołnierzy piechoty. Sam tylko celowniczy przeciwpancernego Boforsa
wz. 36 kalibru 37 mm starszy strzelec Franciszek Głuszek zgłosił rozbicie 7
nieprzyjacielskich czołgów.
![]() |
7. Niemiecka piechota w okopach pod Warszawą. |
Pancerniakom Reinhardta
nie powiodł się również próba ataku ulicą Górczewską, mająca miejsce w tym
samym czasie, co zmagania na ulicy Wolskiej. Swój odcinek obrony obsadzała tam
7. Kompania podporucznika Grabowskiego. Celny ogień polskich pepanców zniszczył
dwa czołgi wroga już na przedpolu, na wysokości zabudowań ulic Sowińskiego i
Jana Olbrachta. Kilka następnych zostało wyeliminowanych przed rowem
przeciwczołgowym oraz na minach. Ostatnie dwa strzelcy zniszczyli już na linii
obronnej. Po wyeliminowaniu czołgów polskie środki ogniowe: działa, moździerze
i ciężkie karabiny maszynowe przydusiły do ziemi atakującą z nimi piechotę.
Niemcy wycofali się, ściągając z przedpola dwa unieruchomione Panzery. Z wnętrza trzech uszkodzonych
maszyn, które zostały na polskiej linii, żołnierze 7. Kompanii wyciągnęli
członków załóg, z których niektórzy byli ranni. Wobec groźnej postawy
miejscowych cywilnych warszawiaków, odesłano ich szybko na tyły.
Około godziny 12.00,
kiedy na pole walki na Wolę przybył z inspekcją dowódca "Środkowego" odcinka
obrony podpułkownik Józef Kalandyk w towarzystwie majora Antoniego Sanojcy,
dowódcy 3. Batalionu 40. Pułku Piechoty "Dzieci Lwowskich", było już po walce.
Major Sanojca nie omieszkał przy okazji "objechać służbowo" porucznika
Pacak-Kuźmirskiego za wzięcie udziału w ataku na bagnety, przez co, jego
zdaniem, niepotrzebnie się narażał i stracił chwilowo możliwość dowodzenia
podległym sobie odcinkiem. "Prywatnie" jednak mu pogratulował za tak znakomite
przygotowanie obrony i niewątpliwy sukces w postaci niemal całkowitego
rozgromienia niemieckiej kolumny pancernej.
Straty
Straty sprzętowe niemieckiej 4. Dywizji Pancernej w ataku na Warszawę 9 września były bardzo dotkliwe. Na Ochocie ze 120 czołgów 35. Pułku Pancernego biorących udział w natarciu na podstawy wyjściowe wróciło 57 wozów. Formacja utraciła więc 63 Panzery, w tym 30 bezpowrotnie. Z sześciu najnowszych "ciężkich" wozów PzKpfw IV sprawny pozostał tylko jeden. Na Woli straty Niemców były mniejsze i wyniosły 13 czołgów zniszczonych oraz 15 uszkodzonych i pozostawionych przez załogi na przedpolu. Do tego doszedł szereg innych pojazdów. Nie wiadomo, jakie dokładnie były straty w ludziach po stronie niemieckiej, ale szacuje się je na kilkuset zabitych i rannych. Kilka zdobycznych maszyn udało się odholować na plac Marszałka Józefa Piłsudskiego, gdzie cieszyły oczy okolicznej ludności. Wzięto także około 60 jeńców, a bliższe ich badania przyniosły zadziwiające rezultaty. Mianowicie, jak wspominał podpułkownik Kalandyk:
Wszyscy czynili wrażenie
podchmielonych alkoholem. Po wyjaśnieniu tej sprawy okazało się, że podano im
do spożycia jakieś pigułki podniecające, których bliżej określić nie
mogli.
![]() |
8. Wśród strat jakie poniosła w Warszawie 9 września 4. Dywizja Pancerna były także najnowsze czołgi niemieckie PzKpfw IV. |
Dziś wiemy już, że Wehrmacht w
czasie wojny masowo stosował substancję zwiększającą wydolność organizmu o
nazwie Pervitin, którego podstawowym składem była metamfetamina. Podczas
kampanii w Polsce środek ten był w niemieckiej armii dopiero testowany. Podawano
go zwłaszcza kierowcom i dowódcom czołgów, a także mocno obciążonym pracą
umysłową oficerom sztabowym.
Straty polskie były niewielkie.
***
Artykuł ten jest przeredagowanym fragmentem mojej książki pt. "Twierdza Warszawa", którą można nabyć w księgarni Wydawcy:https://www.znak.com.pl/ksiazka/twierdza-warszawa-kalinski-dariusz-231572
Źródła fotografii:
- Narodowe Archiwum Cyfrowe.
- Wikimedia Commons CC BY-SA 3.0 de.
- Wikimedia Commons CC BY-SA 4.0.
- Narodowe Archiwum Cyfrowe.
- Domena publiczna.
- Wikimedia Commons CC BY 3.0 pl.
- Narodowe Archiwum Cyfrowe.
- Wikimedia Commons CC BY-SA 3.0 de.
Komentarze
Prześlij komentarz