"Heimkehr", "Popiół i diament" oraz inne. Realizacja filmów, uznanych za antypolskie, ma długą tradycję

Dyskredytujcie wszystko, co dobre w kraju przeciwnika. Wciągajcie przedstawicieli warstw rządzących przeciwnika w przestępcze przedsięwzięcia. Podrywajcie ich dobre imię i w odpowiednim momencie rzućcie ich na pastwę pogardy rodaków. Korzystajcie ze współpracy istot najpodlejszych i najbardziej odrażających. Zasiewajcie waśnie i niezgodę między obywatelami wrogiego kraju. Ośmieszajcie tradycje waszych przeciwników. Nie szczędźcie obietnic i podarunków, żeby zdobyć wiadomości. Nie żałujcie pieniędzy, bo pieniądz w ten sposób wydany, zwróci się stokrotnie.

Jest to tylko kilka wyjątków, zaczerpniętych ze słynnego traktatu o prowadzeniu wojny "Sztuka wojenna" autorstwa Sun Zi, jednego z największych w historii starożytnych myślicieli. Zalecenia te są praktyczną wykładnią prowadzenia nieprzyjaznych działań, których Polska i jej obywatele doświadczali wielokrotnie ze strony poszczególnych krajów, różnych zainteresowanych organizacji, grup społecznych, określonych środowisk politycznych lub nawet pojedynczych osób. Na różne sposoby, przy pomocy kłamstw i insynuacji próbowano dyskredytować działania naszego państwa oraz jego władz i instytucji, podkopać ich wizerunek na arenie międzynarodowej czy piętnować rzekomo haniebne postawy narodu polskiego, ośmieszać i szargać jego tradycje, historię, kulturę, religię, etc., w imię realizacji własnych, często partykularnych celów. Prym w tej dziedzinie wiedli zwłaszcza bolszewicy i ich orędownicy, którzy już w okresie międzywojennym przedstawiali Polaków jako faszystów, antysemitów i nacjonalistów. Hasła te nawet w Polsce padały na podatny grunt, najczęściej wśród sympatyków komunizmu, członków mniejszości narodowych czy mniej światłych części społeczeństwa, którzy potem upowszechniali dalej te idee.

"Wiatr ze Wschodu"

Jednym z najnowocześniejszych narzędzi tej antypolskiej, wrogiej nam propagandy i chyba najskuteczniejszym jej orężem było kino. Znane hasło, że dobry obraz jest wart tysiąca słów, nie powstało bez przyczyny. Najbardziej jaskrawymi tego przykładami są filmy nakręcone po agresji 1939 roku przez obu okupantów, które miały usprawiedliwiać ten podbój w oczach własnego społeczeństwa oraz zasiać nienawiść do Polski i Narodu Polskiego.

1. Plakat do filmu "Wiatr ze Wschodu". 

Już w listopadzie 1939 roku wydawany w okupowanym Lwowie gadzinowy "Czerwony sztandar" poinformował czytelników o przygotowywaniu filmu fabularnego poświęconego sytuacji ukraińskich i białoruskich chłopów pod rządami "pańskiej" Polski. Reżyserem owego "dzieła" był Michaił Romm, rosyjsko-żydowski bolszewik specjalizujący się w czasach stalinizmu w kręceniu propagandowych filmów o rewolucji październikowej i dokonaniach sowieckiego państwa. Scenariusz zaś powstał w oparciu o "fakty i materiały" zebrane przez "doradcę artystycznego", którym była nie kto inny jak Wanda Wasilewska, naczelna polska kolaborantka, późniejsza liderka zalążka komunistycznej władzy w Polsce.

Film wszedł na ekrany sowieckich kin w lutym 1941 roku. Jego bohaterami byli ukraiński chłop Choma Gabryś i polska właścicielka ziemska, okrutna "grafini" (powinno być raczej hrabina) nazwiskiem Przeżyńska. Niektórzy badacze podejrzewają, że jej nazwisko celowo nawiązuje do rosyjskiego słowa "pszek", co jest pogardliwym określeniem Polaka. Dużą część zdjęć kręcono na zamku w Krasiczynie, który był wówczas pod sowiecką okupacją.

2. Doradcą artystycznym tego sowieckiego, antypolskiego paszkwilu miała być Wanda Wasilewska. 

Spór między Chomą i Przeżyńską dotyczył ziemi, którą szlachcianka odebrała chłopu. Akcja zaczyna się uroczystością poświęcenia figury Matki Boskiej: widzimy katolickiego księdza, policjanta i ziemian, z których inicjatywy stanęła figura. Jest także lud, zniewolony i przymuszony do praktyk religijnych. W drugiej scenie Gabryś jest sądzony w imieniu Rzeczypospolitej. W efekcie już w pierwszych kilku minutach widzowi serwowane są wszystkie wzorcowe, propagandowe obrazy stereotypu Polski. Na tym tle opowiadana jest historia nierównej walki ukraińskiego chłopa i okrutnej polskiej magnatki. Z kolei inna Polka, bogobojna i naiwna wiejska nauczycielka, przechodzi cudowną przemianę i przekonuje się do komunizmu i przy okazji do szalenie przystojnego komunisty.

Wojna wybuchła przez Polaków?

Fabuła "Wiatru ze wschodu" składa się z trzech głównych elementów. Pierwsza opowiada o nędznym życiu Ukraińców, uciskanych przez bezwzględnych Polaków. Druga to okres wojny: zagrożenia ze strony szalejących polskich panów. Część trzecia to według twórców sprawiedliwość dziejowa – nadejście władzy sowieckiej. W filmowych kadrach przewija się motyw łacińskiego krzyża, wiszącego w różnych miejscach związanych z Polakami. Nawet scena z licytacji ukraińskich dłużników odbywa się w centrum wsi pod wielkim przydrożnym krzyżem. Wszystko to oczywiście miało się kojarzyć z polskim fanatycznym katolicyzmem i jego moralnie destrukcyjnym wpływem na jednostkę ludzką.

W filmie Polacy są wprost obwinieni o wybuch wojny. Słyszymy, jak w sierpniu 1939 roku Polskie Radio nadaje audycje, w których zapowiada atak na Królewiec, Wrocław i Berlin. Słyszymy też audycję radia niemieckiego, które informuje o polskich mordach na niemieckiej ludności Górnego Śląska. Powielanie propagandy III Rzeszy, uzasadniającej atak na Polskę jest tu nieprzypadkowe. Wreszcie na ekranie pojawia się tekst: "Polskie władze wciągnęły naród w zgubną wojnę. Zaczęła się ona o świcie 1 września 1939 r.". Polska armia jest w rozsypce, unika walki, oficerowie uciekają ze zrabowanym mieniem. Nagle słychać w radiu przemówienie Wiaczesława Mołotowa, informującego o przekroczeniu granicy przez Armię Czerwoną. Przeżyńska ucieka, ale wcześniej w akcie zemsty każe spalić buntowniczą wieś. Jednak, jak w najlepszym amerykańskim westernie, wszystko kończy się happy endem: na czas nadciągnie kawaleria w postaci walecznych czerwonoarmistów, którzy ratują Ukraińców od niechybnej zagłady.

"Heimkehr"

Najbardziej znanym skrajnie antypolskim filmem był jednak niemiecki "Heimkehr" (Powrót do ojczyny), którego reżyserem był Gustav Ucicky, austriacki twórca filmowy zaangażowany w propagowanie nazizmu. Inicjatorem jego powstania był Joseph Goebbels, minister propagandy III Rzeszy. Film nakręcony został w 1941 roku w Chorzelach w powiecie przasnyskim i Szczytnie, a w produkcji wzięło udział także kilkoro aktorów polskich, zwerbowanych przez kolaboranta Igo Syma, z których obecnie najbardziej możemy kojarzyć nazwisko Józefa Kondrata, stryja znanego aktora Marka Kondrata. Utwór ten w kłamliwy sposób, wbrew wszelkim faktom, opowiada o nieludzkich prześladowaniach szlachetnej i bezbronnej mniejszości niemieckiej w Polsce przez prymitywnych, podstępnych i brutalnych Polaków.

3. Scena z filmu "Heimkehr" przedstawiająca uwięzionych członków niemieckiej mniejszości, otoczonych przez tłum nienawistnych Polaków.   

Już sam początek daje nam sugestywny przedsmak tego, jakiego typu jest to obraz. Jest marzec 1939 roku, małe miasteczko na Wołyniu. Niemcy właśnie wkroczyli do Czechosłowacji. Polacy wzmagają szykany wobec miejscowej ludności niemieckiej. Zarekwirowany zostaje budynek niemieckiej szkoły, w którym ma się znaleźć posterunek polskiej żandarmerii. Zamazywane są niemieckie napisy, przez okna wyrzucane są meble szkolne, które następnie płoną na stosie. Na stos wędrują również globus, książki i zapisane starannym, dziecięcym pismem tabliczki. Film epatuje skrajnościami: krnąbrne, leniwe i brudne polskie dzieci wyśmiewają, obrzucają obelgami i biją dzieci niemieckie, które z kolei są grzeczne i schludnie ubrane.

Inna scena: w miejscowym kinie emitowana jest kronika filmowa, widać na ekranie jak marszałek Rydz-Śmigły odbiera defiladę, jest również przemówienie, zdecydowanie antyniemieckie. Widzowie w kinie powstają z miejsc i śpiewają polski hymn narodowy. Przybyli do kina Niemcy ignorują zachowanie Polaków, nie podnosząc się z miejsc i nie śpiewając razem z nimi, tylko  rozmawiają między sobą po niemiecku. Wybucha awantura, w czasie której jeden z niemieckich widzów, lekarz, zostaje straszliwie pobity i stratowany przez polską widownię. Policja oczywiście celowo przybywa za późno, a kierownik kina o wyglądzie Żyda brutalnie każe rannego wyrzucić z sali kinowej. Na polecenie polskich władz szpital odmawia przyjęcia pobitego Niemca. Leży on na bryczce stojącej na środku jezdni i otoczonej przez nienawistny tłum. Obrażenia są tak poważne, że leżący na bryczce człowiek wkrótce umiera.

Podobnych kadrów, mocno drastycznych w swojej wymowie i przedstawiających los "prześladowanych" przez Polaków Niemców, jest więcej. Finał filmu jest podobny do tego z obrazu Romma. Oto po wybuchu wojny spędzeni do podziemnego lochu Niemcy oczekują na rozstrzelanie, z okratowanego okienka już wyziera lufa karabinu maszynowego. Pada nawet pierwsza seria, ale nagle rozlega się głos syreny alarmu lotniczego. Polscy strażnicy uciekają w popłochu. Znów straszne dla więźniów godziny wyczekiwania. Jednak wkrótce po nalocie Stukasów wjeżdżają do miasteczka niemieckie czołgi i więźniowie są wolni. Nadchodzi zima 1939 roku. Rodziny wołyńskich Niemców wraz z całym dobytkiem w czasie wielkiego mrozu odjeżdżają do ojczyzny. Sznury wozów zbliżają się do granicy. Po niemieckiej stronie wita ich wielki portret Hitlera, w tle słychać niemiecki hymn.

Joseph Goebbels, który świetnie zdawał sobie sprawę z potęgi kina, w swoim dzienniku zapisał:

     Film jest zarazem wstrząsający i wzruszający. Stanowi wychowawczą lekcję dla całego narodu. W poszczególnych scenach oddziałuje on naprawdę poruszająco. Jestem przekonany, że odniesie on największy sukces zarówno u niemieckiej publiczności, jak i na całym świecie. Scena w polskim więzieniu jest według mnie najlepsza ze wszystkich, jakie kiedykolwiek nakręcono.  

4. Scena z więzienia z karabinem maszynowym. 

"Heimkehr" na festiwalu w Wenecji we wrześniu 1941 roku otrzymał nagrodę Ministerstwa Kultury Ludowej. Wbrew wielu opiniom, było to pośledniejsze wyróżnienie, nagrodę główną Coppa Mussolini zgarnął wtedy inny niemiecki film "Ohm Krüger". Natomiast na berlińskiej premierze w październiku tego samego roku, jak wspominał dalej Goebbels, "Heimkehr": Został skwitowany burzą oklasków. Uzyskał także status "Filmu Narodu". 

Kino "ludowej" Polski

Po zakończeniu wojny antypolskie, tendencyjnie przedstawione i jawnie fałszujące historię obrazy powstawały już pod patronatem zainstalowanych przez Kreml władz w Warszawie. Prokremlowscy  "inżynierowie dusz", którzy wówczas kreowali kulturę i już w latach 1939-41 kolaborowali z Sowietami, robili wiele dla wytrzebienia polskiego patriotyzmu w prasie, nauczaniu historii, literaturze i poezji, także w kinematografii. Istotę owych działań dobrze ilustrują słowa Marii Dąbrowskiej, zapisane w prowadzonych przez nią "Dziennikach", o filmie Wandy Jakubowskiej, znanej przedwojennej reżyserce m.in. filmu "Nad Niemnem", która dość szybko zaaklimatyzowała się w nowej rzeczywistości. Jakubowska już w czasie wojny należała do PPR, a później PZPR.  Jej "Ostatni etap" traktował  o gehennie więźniów obozu koncentracyjnego Auschwitz – Birkenau i przez wielu widzów uznawany był za wstrząsający. Autorkami scenariusza były sama Jakubowska oraz niemiecka pisarka Gerda Schneider - obie kobiety były więźniarkami Oświęcimia. Asystentem Jakubowskiej przy tym filmie był Jerzy Kawalerowicz, reżyser związany z PZPR do końca istnienia tej partii, mający na swym koncie udział w takich niesławnej pamięci gremiach jak Front Jedności Narodu i Patriotyczny Ruch Odrodzenia Narodowego. "Ostatni etap" otrzymał od razu, w 1948 roku, Grand Prix w Mariańskich Łaźniach i był obowiązkowo wyświetlany we wszystkich tzw. "demoludach".

5. Magazyn "Film" z kadrem z filmu "Ostatni etap" na okładce. 

Dąbrowska, która jako znakomita pisarka była świetną obserwatorką, umiejącą wyścignąć odpowiednie wnioski z różnych wydarzeń czy to społecznych, czy też politycznych, potrafiła dojrzeć w tym filmie jednak coś więcej. W swoim dzienniku pod datą 13 kwietnia 1948 roku zapisała o filmie Jakubowskiej:

     Wszystko, co w obozie jest sympatyczne, to Rosjanki i Żydówki – oczywiście komunistki. Wszystko, co w obozie zdeprawowane i łajdackie, to Polki. Po idealnej, anielskiej i bohaterskiej doktorce Rosjance, pokazana Polka- szalbierka aptekarzowa, udająca lekarkę, idiotka i nikczemnica, kradnąca chorym lekarstwa. Ideowo to jest propagandowa szmira prosowiecka, a nie film o tragedii narodu polskiego przede wszystkim, czym był Oświęcim. Jeśli ten film się podoba, to znaczy, że naród polski został już głęboko zdeprawowany. Wyszłam, jak po wszystkim teraz, ciężko moralnie obrażona za Polskę. Na takim filmie ludzie powinni płakać. Tymczasem, kiedy blokowa (oczywiście Polka) wrzeszczy do nieszczęsnych kobiet: "Wy, kurwy! Ty cielna krowo!" itp. - publiczność się śmieje. Film nie robi wrażenia, jak wszystkie rzeczy skłamane. Co najwyżej wrażenie makabrycznej nudy w złym smaku, jakim odznacza się cały obecny rozdział historii powszechnej. Jeśli ten film pójdzie za granicę, to nikogo nie przekona. A w każdym razie nikogo nie przekona do Polski i nie zjedna dla nas, bo jest antypolski. (…)

     Patrząc na ten skłamany film dzisiaj i na tę w nim łajdacką "polską doktorkę" myślałam ze łzami o Garlickiej, jak sama już śmiertelnie chora, jeszcze czołgała się do chorych, żeby je ratować. Takie były polskie doktorki w Oświęcimiu!

6. Kolejna scena z filmu "Ostatni etap".

Wspominana przez Dąbrowską doktor Zofia Garlicka, znana przedwojenna lekarka i społeczniczka (prywatnie teściowa cichociemnego Stanisława Jankowskiego 'Agatona"), w czasie wojny działała w konspiracji, ukrywając m.in. Żydów i uciekinierów z obozów jenieckich. W sierpniu 1942 roku w raz z córką Zofią (żoną "Agatona") została aresztowana przez gestapo. Obie kobiety przetrzymywane były najpierw na Pawiaku, a później wywiezione je do Auschwitz. Doktor Garlicka na miarę swoich skromnych możliwości, nawet gdy już ciężko zachorowała, nie szczędziła sił, pomagając współwięźniarkom. Seweryna Szmaglewska, autorka m.in. "Dymów nad Birkenau" i "Czarnych Stóp", która również w tym czasie przebywała w Auschwitz, wspominała: 

     (…) miałyśmy doktor Garlicką pomiędzy sobą w dzień i w nocy na nieustającym ostrym dyżurze, gotową zawsze, śpieszącą na każde wezwanie. Pełniła częściej funkcje salowej i pielęgniarki niż lekarza.

Zofia Garlicka i jej córka Zofia Jankowska zmarły w Auschwitz jesienią 1942 roku. Niestety, filmu o heroizmie tej kobiety nawet w wolnej Polsce nikt nie nakręcił. Wiadomo, w realiach wolnego rynku podłość lepiej się sprzedaje.

"Ulica Graniczna"

Drugim szlagierem w ludowej Polsce była "Ulica Graniczna"  Aleksandra Forda (właśc. Mosze Lifszyca), według scenariusza Ludwika Starskiego (właśc. Ludwika Kałuszynera) z 1948 roku. Ford był z pewnością zdolnym reżyserem, dobre filmy kręcił już przed wojną. W tym też czasie wstąpił jednak do Komunistycznej Partii Polski, będącej w istocie agenturą Moskwy. Po upadku Polski w 1939 roku przedostał się na teren okupacji sowieckiej. Szybko związał się z władzą bolszewicką, znalazł się w Mińsku i przymierzał się już do nakręcenia filmu o rybakach ciemiężonych przez państwo polskie, jednak jego realizację przerwała agresja Niemców na Związek Sowiecki. Film "Ulica Graniczna", opowiadający o losach mieszkańców jednej z warszawskich kamienic, eksponował polski antysemityzm, służalczość względem niemieckiego okupanta, uwydatniał natomiast szlachetność żydowskich mieszkańców tego budynku. Oddajmy jednak ponownie głos Marii Dąbrowskiej:

     Zaraz po Świętach była u mnie panienka z Filmu Polskiego, która mnie zaprosiła w imieniu Borejszy i tegoż Filmu na obejrzenie filmu Ulica Graniczna. Potem dowiedziałam się ubocznie, że to jest film przedstawiający tragedię getta. Podobno dostał w Wenecji nagrodę, ale boją się go puścić w Polsce, gdyż strona polska została pokazana tak, że już parę razy to przerabiają, jeszcze boją się puścić. Po mnie, jak po papierku lakmusowym, chcą poznać, jak zareaguje społeczeństwo. ( . . . ) Otoczenie, wśród którego oglądałam ten film, stanowili sami Żydzi: Ford (antypatyczna fizjonomia), Toeplitz, jakaś pani Hofmanowa z panem czy młodzieńcem (mąż?), który jednak wyglądał nie na Żyda, i… Radkiewiczowa, żona ministra bezpieczeństwa, Żydówka, podobno lekarka, bardzo niesympatyczna.

7. Kadr z filmu "Granica". 

  Film jest grany przez świetnych aktorów: Leszczyński, Ćwiklińska, Godik, Fijewski, Broniewska (córka Zarębińskiej?) i jakiś chłopiec w doskonale granej roli małego Żydka, Dawidka. Podobno to polskie dziecko, nazywa się Złotnicki, ale typ absolutnie żydowski, nawet w gestach. Cała tragedia żydowska pokazana jest świetnie i robi wstrząsające wrażenie, bo robiąc ją, żydowscy marksiści zapomnieli o marksizmie i robili to ze zwyczajnie ludzką miłością. Cała strona polska jest rażąco wypaczona, gdyż robiona jest z niechęcią, zaledwie powściąganą. Wprawdzie porobili koncesje na rzecz Polski, ale nie ustrzegli się fatalnych błędów, które sprawiają, że ten film, zwłaszcza jako przedsięwzięcie państwowe, jest skandalem, stanowi zamaskowaną propagandę antypolską.

Władze komunistyczne istotnie obawiały się puszczenia tego filmu w Polsce w wersji pierwotnej, został więc przemontowany, aby złagodzić jego wydźwięk oskarżający Polaków o współudział w Zagładzie narodu żydowskiego, na rzecz wyeksponowania udzielonej Żydom pomocy. Obraz otrzymał Złoty Medal na 9. Międzynarodowym Festiwalu w Wenecji w 1948 roku.

Wajda i inni

Przyszły reżyser kultowych "Krzyżaków" jakiś czas potem nakręcił "Piątkę z ulicy Barskiej" – mistrzowsko zmanipulowany paszkwil na młodzież AK-owską według scenariusza na podstawie powieści Kazimierza Koźniewskiego (notabene od lat 40-tych tajnego współpracownika Urzędu Bezpieczeństwa), za który otrzymał nagrodę na festiwalu filmowym w Cannes w 1954 roku. Film opowiada o zdeprawowanej młodzieży należącej podczas wojny do niepodległościowej konspiracji, którzy po jej zakończeniu, nie umiejąc się przystosować do panujących realiów, wkroczyli na przestępczą ścieżkę. Do tego dochodzi współpraca ze znienawidzonym przez prokremlowskie władze "reakcyjnym podziemiem" i próba wysadzenia w powietrze trasy W-Z – sztandarowej wówczas budowy komunizmu. Główne role zagrali tam Tadeusz Łomnicki i Tadeusz Janczar. 

8. Aleksander Ford naprawdę nazywał się Mosze Lipszyc. Reżyser wyjechał z Polski na fali antysemickiej nagonki w 1969 roku do Izraela. W 1980 roku popełnił samobójstwo w USA.  

Wspomina już Wanda Jakubowska do spółki ze Stanisławem Wohlem stworzyła jeszcze "Żołnierza Zwycięstwa", czyli hagiograficzny, zakłamany do cna portret bolszewickiego generała Karola Świerczewskiego według scenariusza Jerzego Borejszy (właśc. Beniamina Goldberga), jednego z najbardziej prominentnych działaczy komunistycznych stalinowskiej Polski, a prywatnie brata osławionego enkawudzisty Józefa Różańskiego (właśc. Józefa Goldberga). Sam obraz powstał przy współpracy z Komitetem Bezpieczeństwa Publicznego. Jako ciekawostkę trzeba dodać, że w filmie jedną z głównych ról - Feliksa Dzierżyńskiego - kreował nie kto inny jak Gustaw Holoubek, a z bardziej znanych i popularnych później aktorów, którzy tam także wystąpili, warto wymienić min.: Tadeusza Janczara, Władysława Hańczę, Tadeusza Schmidta, Jerzego Duszyńskiego, Andrzeja Łapickiego, Bogdana Baera, Adama Hanuszkiewicza, Tadeusza Łomnickiego, Gustawa Lutkiewicza czy rzekomego, czarnoskórego powstańca Augusta Agboole Browna.

9. Wanda Jakubowska. 

Do tego zestawiania dodać jeszcze można film Antoniego Bohdziewicza „Za wami pójdą inni” z 1949 roku, z którego właściwie wynikało, że z Niemcami walczyli tylko bohaterscy komuniści z Gwardii Ludowej i Armii Ludowej – zapewne faszyści z AK stali wówczas z "bronią u nogi", oczywiście, jeśli akurat nie zdradzali Polski, kolaborując z Niemcami, jak to głosiła wówczas komunistyczna propaganda. Ponadto "kultowy" w pewnych środowiskach, nakręcony w 1951 roku film „Feliks Dzierżyński” w reżyserii Franciszka Fuchsa, do tego głośny paszkwil na realia życia w przedwrześniowej Polsce – "Celulozę" Jerzego Kawalerowicza z 1953 roku według równie paskudnej powieści Igora Newerlego "Pamiątka z Celulozy".

10. Jerzy Kawalerowicz. 

Kawalerowicz dwa lata wcześniej nakręcił inne socrealistyczne "dzieło" pt. "Gromada", którego fabuła zajmuje się problematyką walki klasowej na wsi. Oto małorolni chłopi chcą wybudować we wsi młyn spółdzielczy i dom kultury. Pomagają im w tym robotnicy. Właściciel prywatnego młyna i bogaci gospodarze przekupstwem, wódką, groźbami, intrygami nie chcą jednak dopuścić do budowy spółdzielczego młyna, a kiedy ten rusza, zaorują drogę do niego i stawiają na niej świętą figurę. Oczywiście na końcu wredni kułacy przegrywają, a jeden z głównych bohaterów, młody chłopak o imieniu Paweł, żeni się z Marysią, dziewczyną z którą i bogaty młynarz wiązał plany matrymonialne.

11. Scena z filmu "Popiół i diament" Andrzeja Wajdy. Na fotografii Zbigniew Cybulski i Ewa Krzyżewska. 

Jednym z ostatnich z tej serii będzie "Popiół i diament" Andrzeja Wajdy z 1958 roku z głośna rolą Zbigniewa Cybulskiego w roli głównej. Film powstał bezpośrednio według powieści Jerzego Andrzejewskiego, a podobno pośrednio - według wskazówek Jakuba Bermana, szarej eminencji w komunistycznym rządzie i nadzorcy aparatu represji, który był wówczas natchnieniem i mecenasem pisarza. Andrzejewski kilkukrotnie zmieniał tekst powieści, której zarzucano, że zbyt mało potępia ona Akowców oraz brakuje tam większego zaakcentowania poparcia społeczeństwa dla "władzy ludowej". Podobnych filmów powstało w tamtych czasach dużo więcej. 

Przyzwoitość na sprzedaż 

Wszyscy ci filmowcy uwikłani w stalinowską propagandę, którzy wykorzystali swe twórcze talenty przedstawiając nieobiektywną, zafałszowaną, często skrajnie tendencyjną wersję historii, przez wiele lat będą wzorcami moralnymi dla kilku pokoleń Polaków. O ile polscy aktorzy zaangażowani do filmu "Heimkehr" zasiedli na ławie oskarżonych, to apologetów stalinizmu ze środowiska filmowego nikt w najmniejszym stopniu nie rozliczył, nawet symbolicznie. Oczywiście artyści, chcąc wykonywać swój zawód, byli wówczas praktycznie w pełni zależni od władzy, jednak nawet chęć zrobienia kariery nie powinna zwalniać z poczucia elementarnych zasad ludzkiej przyzwoitości. Jak mawiał klasyk: warto być przyzwoitym, choć nie zawsze się to opłaca. A środowiska twórcze w tamtym czasach wykazywały się daleko posuniętym serwilizmem wobec rządzących. I to nie tylko idealizm i wiara w nowy system sprzyjały takiej postawie, ale szły za nią konkretne korzyści i przywileje: odpowiedni rozgłos, pożytki natury materialnej i finansowej w rodzaju mieszkań w "dobrych dzielnicach", przydziałów na samochody czy innych udogodnień z reguły niedostępnych dla reszty społeczeństwa. Było to kuszące, tym bardziej, że ci, którzy nie zdecydowali się zaangażować czynnie po komunistycznej stronie, skazywali się na wieloletnią twórczą i materialną wegetację.

Oburzające i zarazem przykre jest jednak, że w dzisiejszych czasach, w warunkach gdzie tylko możliwości finansowe mogą ograniczyć realizację jakiegoś filmowego projektu, twórcy antypolskich paszkwili mają gorliwych naśladowców, nierzadko wychowanych jeszcze w tamtym systemie, którzy wykorzystując w swoich utworach historyczny kontekst, pod przykrywką artystycznej ekspresji często z jednej strony manipulują faktami, tworząc fałszywe obrazy, w których nierzadko rehabilitują, umniejszają czy też pomijają zupełnym milczeniem grzechy właściwych zbrodniarzy, a z drugiej doszukują się winy u ofiar. Wbrew temu, czemu niektórzy zaprzeczają, kapitał posiada jednak narodowość. Co gorsza, wielu z tych filmów nie można zarzucić braku walorów artystycznych, a tylko świadomy i wyedukowany historycznie, społecznie bądź politycznie widz będzie w stanie wychwycić przekłamania.

 ***

Źródła fotografii:

  1. Wikimedia Commons (ru). 
  2. Domena publiczna. 
  3. Narodowe Archiwum Cyfrowe.
  4. Domena publiczna. 
  5. Domena publiczna.
  6. Wikimedia Commons CC0.
  7. Narodowe Archiwum Cyfrowe.
  8. Narodowe Archiwum Cyfrowe.
  9. Narodowe Archiwum Cyfrowe.
  10. Domena publiczna.

Bibliografia:

  • Maria Dąbrowska: Dzienniki powojenne 1945-65, t. 1, 1945-1949, Warszawa 1996.
  • Bogusław Drewniak: Teatr i film w systemie hitlerowskiej propagandy, Gdańsk 2011.
  • Jerzy Eisler: Czterdzieści pięć lat, które wstrząsnęły Polską. Historia polityczna PRL, Warszawa 2018.
  • Joseph Goebbels: Dzienniki. Tom 2: 1939-1943, Warszawa 2013.   
  • Stanisław Jankowski: Z fałszywym ausweisem w prawdziwej Warszawie, Warszawa 2019.
  • Bogdan Urbankowski: Czerwona msza albo uśmiech Stalina, Warszawa 1998.
  • https://filmpolski.pl/fp/index.php

Komentarze