Niemcy strzelali w kark od tyłu… Wspomnienia Warszawianki, która przeżyła rzeź Woli

Trudno sobie dziś wyobrazić, jaką gehennę musiała przeżywać ta kobieta, prowadzona wraz z trójką małych dzieci na śmierć. Los okazał się jednak łaskawy i zdołała przeżyć własną egzekucję, a pozostawione przez nią wspomnienia są świadectwem wyjątkowego bestialstwa niemieckiego okupanta wobec cywilnej ludności polskiej stolicy.

Po wybuchu Powstania w Warszawie Adolf Hitler, który dochodził do siebie po niedawnym zamachu w Wilczym Szańcu, zdecydowany był zdusić go wszelkimi sposobami, natomiast Reichsführer SS Heinrich Himmler wpadł w szał i zapowiedział zagładę miasta. W wydanym przez Himmlera tego samego dnia rozkazie można było wyczytać: każdego mieszkańca należy zabić, nie wolno brać żadnych jeńców. Warszawa ma być zrównana z ziemią i w ten sposób ma być stworzony przykład dla całej Europy.

1. Zwłoki cywili wymordowanych przez Niemców na warszawskiej Woli.

Rozkaz: zdławić powstanie

Główną rolę w tym zbrodniczym dziele miały odegrać formacje SS i Policji, które w trybie przyspieszonym skierowano do stolicy Polski, gdzie miały wesprzeć oddziały Wehrmachtu. Z Poznania sprowadzono zorganizowaną naprędce specjalną policyjną grupę pod wodzą SS-Gruppenführera i generała porucznika Policji Heinza Reinefartha, wyższego dowódcy SS i Policji w tzw. Kraju Warty. Razem z nią przybył z Wrocławia należący do Wehrmachtu 608. Pułk Ochrony pułkownika Willy'ego Schmidta. Z Prus Wschodnich ściągnięto zaprawionych w pacyfikacji białoruskich wsi kryminalistów z brygady słynącego z wyjątkowej brutalności SS-Standartenführera Oskara Dirlewangera oraz oddział z brygady SS z Ełku.

Ponadto siły pacyfikacyjne zostały wzmocnione przez oddziały kolaborantów z jednostek wschodnich, złożone z Rosjan, Białorusinów, Ukraińców, Kozaków, Azerów i Turkmenów. Z Częstochowy przyjechali żołdacy ze wsławionej niesamowitym okrucieństwem mieszanej, rosyjsko-białorusko-ukraińskiej brygady RONA (Rosyjskiej Wyzwoleńczej Armii Ludowej) dowodzonej przez SS-Brigadeführera Bronisława Kamińskiego. Warszawianie dobrze zapamiętali też okrutnych "Kałmuków" z 2. Azerbejdżańskiego Batalionu "Bergmann", 111. Pułku Azerbejdżańskiego i Wschodniomuzułmańskiego Pułku SS. Jeden z wyższych oficerów SS oddziały dowodzone przez Dirlewangera i Kamińskiego określił dosadnie mianem - szumowiny.

2. SS-mani z jednostki Dirlewangera maszerują ulicą Chłodną.

Komendę nad tymi wszystkimi zbrodniczymi formacjami objął wieczorem 5 sierpnia SS-Obergruppenführer Erich von dem Bach-Zelewski, specjalista od działań przeciwpartyzanckich. Dowodzony przez niego korpus rozrósł się łącznie do ok. 25 tys. ludzi.

Niemcy przejmują inicjatywę

Rankiem 5 sierpnia grupa Reinefartha, do której dołączyli siepacze Dirlewangera, uderzyła na miasto od zachodu. Jej zadaniem było przebicie się w kierunku mostu Kierbedzia i odzyskanie kontroli nad arterią komunikacyjną wschód-zachód oraz uwolnienie niemieckich dygnitarzy z okrążonej przez powstańców tzw. dzielnicy rządowej w rejonie pl. Piłsudskiego, przemianowanego podczas okupacji na Adolf Hitler Platz. Użyto przy tym ciężkiej broni maszynowej, artylerii, czołgów oraz lotnictwa, przed którymi Powstańcy nie mieli żadnej osłony i środków obrony. Od centrum Warszawy Niemców oddzielała przemysłowa dzielnica Wola. Niestety, broniące jej oddziały powstańcze, złożone m.in. z harcerskich batalionów Armii Krajowej "Zośka" i "Parasol", były zbyt słabe, aby powstrzymać napór wroga. Na terenie zajmowanej dzielnicy Niemcy przystąpili do mordowania cywili na niespotykaną do tej pory skalę. Dirlewanger dostał od Himmlera specjalne pełnomocnictwo pozwalające mu: zabijać, kogo zechce, według swego upodobania.

3. SS-Gruppenführer Heinz Reinefarth (pierwszy od lewej w czapce kubance) w czasie pacyfikacji Woli w towarzystwie żołnierzy 3. Pułku Kozaków.  

Już w pierwszym dniu natarcia, złowieszczo nazywanym od tamtej pory "czarną sobotą", oprawcy dokonali brutalnego mordu na ponad 20 tys. bezbronnych ludziach. Idąc od domu do domu, wywlekali z nich mieszkańców i rozstrzeliwali w masowych, ulicznych egzekucjach.

Masakra w zakładach "Ursus"

Między 6-8 tys. osób z okolicznych ulic zginęło od strzału w tył głowy na terenie fabryki "Ursus", położonej przy ul. Wolskiej 55. Jedną z mieszkanek dzielnicy, która miała zostać tam zamordowana wraz z dziećmi przez katów w niemieckich mundurach, była 33-letnia Wanda Lurie, żona Bolesława Lurie - chemika i warszawskiego przedsiębiorcy, właściciela sieci sklepów, powstańca. Kobieta, będąca wówczas w zaawansowanej ciąży, ocalała, a po latach tak wspominała te tragiczne dla niej chwile życia: 

     Tej soboty, 5 sierpnia 1944 roku, wraz z trojgiem dzieci: jedenastoletnim Leszkiem, sześcioletnią Iwoną i trzy i pół letnią Lalą przebywałam w piwnicy domu przy ulicy Wawelberga 18 na Woli. Byłam w ostatnim miesiącu ciąży. Od kilku dni wokół trwały ciężkie walki, dzielnica płonęła. W sobotę około godziny 12 wkroczyli na nasze podwórko Niemcy, wzywając ludność do opuszczenia piwnic. Zaraz potem zaczęli wrzucać do piwnic granaty zapalające. Zapanował popłoch. Wraz z dziećmi wyszłam na ulicę Działdowską. Domy płonęły. Usiłowałam przejść w stronę Górczewskiej, ale Niemcy i faszyści ukraińscy zawrócili mnie na Wolską. Na ulicy leżało pełno kabli, resztek barykad, gruzy i trupy. Na Wolskiej 55 pod bramą fabryki "Ursus" zgromadzono nas ponad pięćset osób. Z podwórza fabryki słychać było strzały, błagania, jęki. Do wnętrza fabryki Niemcy wpychali przez bramę grupy po sto osób. Stałam tak pod fabryką około godziny. Niemcy spędzali nowe grupy mieszkańców ulic Działdowskiej, Płockiej, Staszica, Wolskiej i Wawelberga.

4. Zakłady "Ursus" przy ulicy Wolskiej 55, gdzie okupanci dokonali masowej egzekucji kilku tysięcy mieszkańców Woli. Fotografia datowana jest na 11 września 1944 roku. 

     Po godzinie wprowadzono mnie z grupą osób do wnętrza fabryki. Na podwórku zobaczyłam zwały trupów do wysokości jednego metra. Trupy leżały po lewej i prawej stronie pierwszego podwórka. Środkiem podwórza prowadzono nas w głąb, do przejścia na drugie podwórze. Tu Niemcy ustawili nas czwórkami. W grupie, w której się znalazłam, było wiele dzieci po dziesięć, dwanaście lat, często bez rodziców. I tu na prawo i lewo leżeli pomordowani, w różnych pozycjach. Naszą grupę skierowano w stronę przejścia między budynkami. Gdy pierwsza czwórka dochodziła do miejsca mordu, Niemcy strzelali w kark od tyłu. Przy ustawianiu w czwórki ludzie krzyczeli, błagali, modlili się. Ja byłam w ostatniej czwórce. Błagałam otaczających nas Niemców, by ratowali dzieci i mnie. Któryś z nich zapytał, czy mogę się wykupić. Dałam mu trzy złote pierścienie. Wziął je, lecz kierujący egzekucją oficer niemiecki kazał mnie dołączyć do grupy idącej na rozstrzelanie. Zaczęłam go błagać o życie dziecka, mówiłam o honorze oficera. Odepchnął mnie tak, że się przewróciłam. Widział, że jestem w ostatnim miesiącu ciąży. Potem uderzył i pchnął mojego jedenastoletniego synka Leszka, wołając:

     - Prędzej, prędzej, ty polski bandyto!

     Podeszłam w ostatniej czwórce wraz z trojgiem dzieci do miejsca egzekucji (trzymając prawą ręką dwie rączki młodszych dzieci, lewą – rączkę starszego). Dzieci szły płacząc. Leszek, widząc zamordowanych, krzyczał, że nas zabiją. W pewnym momencie oprawca stojący za nami strzelił chłopcu w tył głowy, następne strzały ugodziły młodsze dzieci, Iwonkę i Lalę. Potem strzelano do mnie. Przewróciłam się na lewy bok. Kula trafiła w kark i przeszła przez dolną część czaszki wychodząc przez prawy policzek. Dostałam krwotoku ciążowego, a wraz z kulą wyplułam kilka zębów. Czułam drętwienie lewej części głowy i ciała. Byłam przytomna i leżąc wśród trupów widziałam wszystko, co się działo dokoła. Wprowadzono nową partię ludzi, których ciała padały na mnie i obok. Przywaliły mnie chyba cztery trupy. W pewnym momencie wprowadzono same kobiety i dzieci. I tak rozstrzeliwano aż do późnego wieczora. Dopiero gdy zrobiło się ciemno, egzekucje ustały. Oprawcy chodzili po trupach, kopali, przewracali, dobijali żyjących, rabowali. Ciał dotykali przez specjalne szmaty. Mnie zdjęli z ręki zegarek – nie zauważyli, że żyję. W czasie dobijania leżącego obok mnie mężczyzny, strzały Niemców raniły mi nogę. W przerwach między dobijaniem i rabunkiem Niemcy pili, śpiewali, śmieli się.

     Leżałam tak przyciśnięta trupami w kałuży krwi. Myślałam tylko o śmierci, jak długo będę się męczyć. W nocy zepchnęłam z siebie martwe ciało. Nazajutrz egzekucji w tej fabryce już nie było. Niemcy wpadali tylko kilkakrotnie z psami, biegali po trupach, sprawdzali, czy ktoś nie żyje. Słyszałam pojedyncze strzały, dobijali żyjących.

5. Fragment ulicy Wolskiej przed wojną. Dobrze widoczny jest kościół Św. Wojciecha. 

Przez trzy dni, aż do poniedziałku, leżałam tak wśród trupów. Trzeciego dnia poczułam, że dziecko, którego oczekiwałam żyje. To dodało mi sił i kazało myśleć o ratunku. Próbując wstać kilka razy dostałam torsji i zawrotów głowy. Na czworakach przeczołgałam się po trupach do muru. Zwały zwłok leżały na wysokości półtora metra. Zabitych na podwórku było jakieś 6-7 tysięcy osób. Szukałam możliwości przedostania się przez pierwsze podwórze, ale było też zawalone trupami, zaś za bramą słychać było głosy Niemców. Przeczołgałam się na trzecie podwórze i przez otwarty lufcik dostałam się do hali fabrycznej. W obawie przed Niemcami pozostałam tam całą noc. W nocy "Tygrysy" wyły bezustannie na Płockiej, samoloty bombardowały. Nad ranem uciszyło się. Po wielu próbach wydostałam się na ulicę Skierniewicką. Zaczęłam wlec się w kierunku Czystego. Dołączyłam się do małej grupki ludzi. Schwytali nas jednak faszyści ukraińscy i zapędzili nieopodal szpitala Św. Stanisława. Tutaj rozdzielono grupę na młodych i starych. Grupę młodych mężczyzn i kobiet wprowadzono do zburzonego domu. Po chwili słychać było strzały, odbyła się egzekucja. Resztę naszej grupy popędzono do kościoła Św. Wojciecha przy ulicy Wolskiej. Stojący przed kościołem oficerowie niemieccy przyjęli nas popychaniem, biciem i kopaniem…  

W kościele działy się dantejskie sceny. Żołdacy Hitlera paradowali w liturgicznych szatach, pili alkohol z kielichów mszalnych…, nie było tam dla nich żadnej świętości. Dwa dni później dzięki staraniom jednego z lekarzy Wanda Lurie została z innymi rannymi wywieziona z Warszawy furmanką. Razem z wypędzaną do Pruszkowa ludnością cywilną trafiła najpierw do Dulagu 121. Niespełna dwa tygodnie po tych tragicznych wydarzeniach, 20 sierpnia 1944 roku w szpitalu powiatowym w Pruszkowie urodziła syna.

6. Zacieranie śladów zbrodni - palenie zwłok pomordowanych warszawskich cywili przez komanda robocze. 

30 września 1944 roku Heinz Reinefahrt otrzymał za "bohaterską postawę" w Warszawie Liście Dębu do Krzyża Rycerskiego Krzyża Żelaznego. Na jego wniosek za podobne "zasługi" odznaczony został tymże Krzyżem Rycerskim Oskar Dirlewanger. Zwłoki pomordowanych na terenie fabryki "Ursus" mieszkańców Woli zostały przez niemieckie komanda robocze spalone. Po wojnie odsiano tam ponad tonę ludzkich prochów.

***

Źródła fotografii:

  1. Domena publiczna.
  2. Wikimedia Commons CC BY-SA 3.0. 
  3. Domena publiczna.
  4. Domena publiczna. 
  5. Domena publiczna.
  6. Domena publiczna. 

Bibliografia:

  • Christopher Ailsby: Waffen-SS. Piekło na froncie wschodnim, Warszawa 2015.  
  • Władysław Bartoszewski: Dni walczącej stolicy. Kronika Powstania Warszawskiego, Warszawa 2014.
  • Norman Davies: Powstanie ’44, Kraków 2006.
  • Mścisław Ludwik Lurie: Wyrwani śmierci, [w] Moje Wojenne Dzieciństwo Tom 14, red. Mariusz Lesław Krogulski, Warszawa 2004.
  • Wanda Lurie: Było to w sobotę 5 sierpnia, [w] Milion Walecznych, red. Leszek Moczulski, Leszek Wysznacki, Warszawa 1971.
  • Okupacja i ruch oporu w dzienniku Hansa Franka 1939-1945, tom 2, red. Zofia Polubiec, Warszawa 1972.
  • John Toland: Hitler. Reportaż biograficzny, Warszawa 2014.
  • Paweł Wieczorkiewicz: Historia polityczna Polski 1935-1945, Poznań 2014.  
  • 1944 Powstanie Warszawskie, „Polityka. Pomocnik Historyczny” 2014, nr. spec. 7.  

Komentarze

  1. Drodzy rodacy. Nie zapomnijcie kupić sobie kolejnego, niemieckiego auta. Przodkowie będą a Was dumni!

    OdpowiedzUsuń
  2. Dzisiaj obowiązkiem świadomego Polaka jest dbać o pamięć historyczną, prostować kłamstwa historyczne o Polsce podczas II wojny światowej czy o NSZ, wspomagać polską gospodarkę i polskich przedsiębiorców (nie niemieckich czy austriackich).

    OdpowiedzUsuń

Prześlij komentarz