Mamusia upadła. Mnie uderzyli kolbą karabinu w głowę… Relacja mieszkańca „wyzwolonego” przez Sowietów Przemyśla

Ból, przemoc i upokorzenie – oto co zgotowali Sowieci tysiącom naszych rodaków w latach 1944-45 po odbiciu terytorium naszego kraju z rąk Niemców. Jedna z polskich rodzin, prześladowanych przez "wyzwolicieli", zamieszkiwała w Przemyślu. Warto poznać jej historię, bowiem w wojennych przeżyciach tych ludzi jak w soczewce skupiają się tragiczne doświadczenia wielu przedstawicieli ówczesnego pokolenia Polaków.     

Przemyśl w roku 1944, podczas letniej ofensywy Armii Czerwonej w kierunku Berlina, znalazł się na drodze oddziałów 1. Frontu Ukraińskiego marszałka Iwana Koniewa, realizujących zadania bojowe w ramach operacji lwowsko-sandomierskiej. Polskie miasto zostało przez Niemców dość dobrze umocnione. Okupanci dysponowali tam około 3 tys. żołnierzy, działami szturmowymi i dwoma pociągami pancernymi. Kiedy w godzinach porannych 26 lipca czołówki pancerne 3. Armii Pancernej Gwardii generała Pawła Rybałki próbowały zająć Przemyśl z marszu, zostały z dużymi stratami odrzucone. Rybałko został zmuszony do przygotowania metodycznego szturmu.

1. Czołg T-34-85 z 3. Armii Pancernej Gwardii, lato 1944 roku. 

Jeszcze tego samego dnia sowieccy zwiadowcy wyruszyli na rozpoznanie pozycji niemieckich, poszczególne jednostki frontu dokonały przegrupowania, podciągnięto ciężką artylerię i zgromadzono zapas amunicji. Po zapadnięciu zmroku sowiecka artyleria położyła nawałę ogniową, a oddziały piechoty, czołgów i kawalerii, okrążywszy miasto, ruszyły do nocnego szturmu. Tym razem Niemcy nie oparli się naporowi czerwonoarmistów i w całonocnych walkach ich główne siły zostały rozbite. Resztki niemieckiego garnizonu zostały zlikwidowane w godzinach około południowych 27 lipca.  

Więzienie za zegarki  

Jednymi z mieszkańców Przemyśla, którzy zetknęli się wówczas z brutalnymi realiami bolszewickiego "wyzwolenia" miasta, była rodzina Sikorów: małżeństwo Józef i Klementyna oraz ich 14-letni syn Juliusz. Józef Sikora, weteran wojny polsko-bolszewickiej, z zawodu chemik, podczas niemieckiej okupacji prowadził mały zakład zegarmistrzowski i działał w konspiracji, Klementyna doraźnie zajmowała się handlem. Juliusz Sikora tak wspominał ten bolesny dla niego okres życia:

     Wojna skończyła się w maju 1945 roku, ale do Przemyśla Rosjanie wkroczyli już w 1944 roku. Niemal zaraz po ich wejściu tatuś został aresztowany, bo ktoś powiedział, że podczas okupacji był zegarmistrzem. Żądni zegarków Rosjanie aresztowali go natychmiast w przekonaniu, że jak był zegarmistrzem, to musi mieć zegarki.

     Z rąk rosyjskich trudno się było wykupić. W końcu jednak sami Rosjanie powiedzieli tacie, że potrzebują zegarków dając mu do zrozumienia, jakiego okupu żądają.

2. Panorama Przemyśla przed wojną. 

     Gdy tatuś mi o tym powiedział, zacząłem zbierać te zegarki. Musiałem zrobić wszystko, żeby jak najszybciej wydostać go z więzienia, bo wiedziałem, że oni mają swoje informacje i w końcu odkryją, że walczył i w pierwszej wojnie i w wojnie z bolszewikami… (…)

     Chodziłem więc po wszystkich znajomych sąsiadach, i zbierałem zegarki. Szukałem tych zegarków wszędzie, gdzie tylko się dało. Mieliśmy dużo znajomych, którzy mieli różne zegarki kieszonkowe, naręczne… Wszyscy, do których docierałem, bardzo chętnie je oddawali.

     Zdobyłem trzydzieści sześć zegarków. Poszedłem do tego więzienia, zostałem nawet wpuszczony do środka. Przekazałem je tuż za bramą więzienia. I wtedy tatusia wypuścili. A kilka miesięcy później, w grudniu 1945 roku, przeżyliśmy tragedię rodzinną.

Grudniowy dramat

W grudniu za sprawą sowieckich "wyzwolicieli" doszło do wydarzenia, które będzie miało decydujący wpływ na dalsze losy polskiej rodziny. Mężczyzna dalej relacjonował:  

     Nocą, 1 grudnia 1945 roku, do naszego domu przyszło dwóch enkawudzistów, żeby aresztować tatusia. Był z nimi ubowiec, który mieszkał w sąsiedztwie. I znów, jak wtedy podczas okupacji, nagle w środku nocy ktoś zaczął dobijać się do naszych drzwi, walić w nie, kopać, uderzać czymś twardym… Nie wiedzieliśmy co się dzieje!... Wojna dopiero co się skończyła, było zupełne bezkrólewie, bandytyzm panował okropny. W mieście były jeszcze radzieckie pułki, których żołnierze robili, co chcieli nie licząc się z nikim. Dniem i nocą grasowały różne bandy dopuszczając się gwałtów, rabunków, okropnych napaści… Wiec choć oni się dobijali, my nie otwieraliśmy, tym bardziej, że słychać było, jak za drzwiami ktoś mówi po bolszewicku.

     Mieszkaliśmy na piętrze. W pokoju, dokładnie na wprost drzwi wejściowych, którymi wchodziło się do naszego mieszkania, były dwa duże okna. Tatuś podszedł do jednego z nich, by zobaczyć, kto jest na dole i prosić o wyjaśnienie. Była już jednak czarna noc, więc niczego nie zobaczył.

3. Zniszczenia wojenne Przemyśla. 

     Walenie i kopanie w drzwi trwało jakiś czas, drzwi zaczynały już trzeszczeć. Kiedy było wiadomo, że dłużej nie wytrzymają i za chwilę się rozlecą, tatuś chciał podejść do nas, byśmy byli razem. Właśnie odchodził od okna, gdy oni wyłamali drzwi do naszego mieszkania. Jeszcze się dobrze nie otworzyły, a jeden z enkawudzistów już strzelił przez szczelinę w drzwiach.

     Trafił tatusia w skroń. Kula przeszła przez głowę na drugą stronę i uszkodziła siatkówkę jednego i drugiego oka. Tatuś od razu stracił wzrok, upadł na ziemię i zalał się krwią. Leżał na podłodze we krwi, a oni jeszcze go leżącego skopali!... Skakali po nim!... Kręgosłup mu połamali!...

     Potem jeden z enkawudzistów wpadł do drugiego pokoju, gdzie ja stałem z mamusią i wymierzył pistolet we mnie. Mamusia, gdy zobaczyła, że we mnie celuje, zasłoniła mnie sobą i z krzykiem chwyciła za lufę pistoletu próbując odsunąć ją ode mnie, a wtedy ten bolszewik wykręcił pistolet, strzelił i trafił mamusię w pierś. Kula przeszła jej przez pierś i utkwiła w kości przedramienia. Dostała ją, bo mnie zasłoniła. Mamusia upadła. Mnie uderzyli kolba karabinu w głowę tak, że straciłem przytomność.

     Leżeliśmy tam wszyscy. Tak wyglądało wyzwolenie Polski.

     Do dziś śni mi się to wszystko nocami. Od lat po nocach spać nie mogę.

     Ja (…) do dziś nie wiem, dlaczego oni wtedy do nas przyszli. Trzech ich tam wtedy było – dwóch Rosjan i ten sąsiad – ubowiec, który mieszkał niedaleko nas. Myślę, że to on ich do nas sprowadził, choć do dzisiejszego dnia nie wiem dlaczego. Kiedy oni byli jeszcze w mieszkaniu, sąsiedzi pobiegli i zawiadomili wojskową komendę miasta. Natychmiast zjawił się u nas młody oficer w stopniu porucznika, Polak. Podszedł do nich z pistoletem w ręce, ale oni pokazali mu legitymacje, że są z NKWD. I nic im nie mógł zrobić.   
4. Nieistniejący obecnie pomnik wdzięczności "Bohaterom Wielkiej Wojny, Niezwyciężonej Armii Czerwonej Oswobodzicielce Przemyśla spod niemiecko-faszystowskiej okupacji". Monument odsłonięto 1 września 1945 roku przy Placu na Bramie, przemianowanym na Plac Karola Marksa.   

Ubecy nie dawali im spokoju

Józef i Klementyna Sikorowie przeżyli najście sowieckich „oswobodzicieli”. Niestety, mężczyzna przez następne 25 lat – czyli do końca swego życia – na skutek obrażeń po postrzale i pobiciu był sparaliżowany i niewidomy, wymagał ciągłej opieki. Juliusz Sikora był w następnych latach inwigilowany przez Urząd Bezpieczeństwa, wielokrotnie aresztowany i pobity podczas przesłuchań. W ramach odbycia zasadniczej służby wojskowej został wcielony do jednostki górniczej i skierowany do przymusowych, katorżniczych prac w kopalni węgla kamiennego „Brzeszcze”. Przepracował tam w skrajnie trudnych warunkach 9 miesięcy. Po wypadku pod ziemią uznany został za niezdolnego do pełnienia dalszej "służby" na rzecz socjalistycznej ojczyzny. Później na przełomie lat 1953/54 przez siedem miesięcy przebywał w więzieniu na zamku w Rzeszowie. Po tzw. odwilży 1956 roku zamieszkał w Olsztynie i zajął się zegarmistrzostwem. 

*** 

Źródła fotografii:  

  1. Domena publiczna.
  2. Domena publiczna.
  3. Domena publiczna.
  4. Zbiory własne. 

Bibliografia:

  • Władimir Bieszanow: Rok 1944. Dziesięć uderzeń Stalina, Warszawa 2011.
  • Bolesław Dolata: Wyzwolenie Polski 1944-1945,  Warszawa 1974.
  • Juliusz Sikora: Zatrzymana pamięć, Płońsk 2015.

Komentarze