Niezapomniany sukces bojowy ORP "Orzeł". Zatopienie niemieckiego transportowca "Rio de Janeiro"
Był to jedyny sukces bojowy ORP "Orzeł". Nasz najsłynniejszy okręt podwodny storpedował niemiecki transportowiec przy zachowaniu wszelkich norm międzynarodowego prawa morskiego, co świadczyło o wielkim kunszcie polskich marynarzy. Choć "Orzeł" wkrótce zaginął, jego legenda jest żywa do dziś…
Piąty patrol ORP "Orzeł"
Pod koniec marca 1940 roku rząd brytyjski wyraził zgodę na postawienie
min morskich na norweskich wodach terytorialnych. Operację oznaczono
kryptonimem "Wilfred". Jednocześnie, licząc się z możliwością reakcji sił
niemieckich, przygotowano plan "R4". Zgodnie z jego wytycznymi norweskie porty:
Stavanger, Bergen, Trondheim i Narvik miały zostać zajęte przez wojska alianckie.
Jednostki mające uczestniczyć w operacji minowej wyszły w morze 5 kwietnia,
natomiast oddziały desantowe weszły na pokłady okrętów transportowych dwa dni
później.
Jednocześnie brytyjska Admiralicja wysłała na szlaki żeglugowe wiodące z Niemiec do Norwegii silny patrol złożony z 16 okrętów podwodnych. Wśród nich znajdował się polski ORP "Orzeł". Tymczasem w morzu były już jednostki niemieckiej Kriegsmarine, wiozące wojska mające dokonać inwazji na Norwegię. Dwie wrogie sobie floty, nic o sobie nie wiedząc, parły w kierunku norweskich wybrzeży.
ORP "Orzeł", dowodzony przez kapitana Jana Grudzińskiego, wyszedł w morze z brytyjskiego portu Rosyth 3 kwietnia 1940 roku, rozpoczynając tym samym swój piąty patrol bojowy. Rejon patrolowania okrętu znajdował się w okolicach Skagerraku. Zadaniem polskiej jednostki było zatrzymywanie i przeszukiwanie statków, zarówno neutralnych jak i niemieckich, żeglujących w tej strefie. Statki niemieckie, zgodnie z rozkazem Admiralicji, można było torpedować dopiero po ich uprzednim ostrzeżeniu.
![]() |
1. ORP "Orzeł" podczas działań z baz brytyjskich. |
Podejrzany statek na horyzoncie
Na wyznaczonej pozycji "Orzeł" znalazł się 7 kwietnia. Następnego dnia około godziny 10.00, w pobliżu wejścia do fiordu Oslo, oficer wachtowy zauważył najpierw dym na horyzoncie, a godzinę później podejrzanie wyglądający statek, płynący bez bandery i znaków armatorskich na kominie. Zgodnie z wytycznymi Admiralicji należało skontrolować napotkaną jednostkę. Kapitan Grudziński ogłosił alarm bojowy nawodny i jednocześnie do akcji zaczął sposobić się zespół abordażowy. Dowódca polskiego okrętu przez peryskop usiłował ustalić przynależność statku. Odczytał jego nazwę: "Rio de Janeiro", oraz zauważył nieudolnie zamalowaną nazwę portu macierzystego: Hamburg! Wszelkie wątpliwości co do przynależności państwowej tajemniczej jednostki zostały rozwiane w jednej chwili.
![]() |
2. "Rio de Janeiro" w latach 20-tych. |
"Rio de Janeiro", leciwy, zbudowany w 1914 roku parowiec, do wybuchu wojny pływał z Niemiec do Ameryki Południowej. Na początku marca 1940 roku został zarekwirowany przez Kriegsmarine, w składzie której miał wziąć udział w inwazji na Norwegię. 7 kwietnia wyszedł z portu w Szczecinie - wówczas Stettin - transportując 200 żołnierzy niemieckiej 69. Dywizji Piechoty, około 100 osób personelu Luftwaffe, 10 armat przeciwlotniczych, 71 pojazdów mechanicznych, 73 konie oraz 292 tony zaopatrzenia i amunicji. Statek wchodził w skład 3. Grupy dowodzonej przez kontradmirała Huberta Schmundta, której głównym celem było zajęcie portu Bergen.
Niemcy grają na zwłokę
ORP "Orzeł" wynurzył się
około
Szybko okazało się jednak, że była to raczej gra na zwłokę. Niemiecka szalupa, mimo widocznych wysiłków czynionych przez wioślarza, w żaden sposób nie chciała się zbliżyć do polskiej jednostki. W międzyczasie zameldowano kapitanowi Grudzińskiemu, że od strony norweskiego wybrzeża pojawiło się kilka małych jednostek, a radiotelegrafista niemieckiego statku wzywa na pomoc Luftwaffe! Sytuacja szybko mogła więc przybrać niekorzystny obrót dla polskiego okrętu. Kapitan Grudziński stracił w końcu cierpliwość i nakazał wywiesić kolejny sygnał: "Opuścić natychmiast statek. Torpedujemy w ciągu 5 minut". Sytuacja jednak w dalszym ciągu nie zmieniła się: Niemcy potwierdzili chorągiewkami, że zrozumieli sygnał i nadal udawali, że wiosłują w kierunku "Orła", natomiast na pokładzie statku nie zauważono jakichkolwiek oznak ewakuacji.
Wystarczyły dwie torpedy
"Orzeł" z odległości około tysiąca metrów odpalił torpedę. Przez lata utrzymywano, że pierwszy strzał był niecelny, co jednak mija się z prawdą. Półtorej minuty później torpeda eksplodowała na wysokości śródokręcia "Rio de Janeiro". Jerzy Pertek w swojej kultowej książce "Dzieje ORP Orzeł", przytacza relację podchorążego Eryka Sopoćki, który wówczas odbywał staż na okręcie i tak opisywał agonię niemieckiego transportowca:
Bukiet ognia, pary i dymu wystrzelił ze środka nieprzyjacielskiego statku.
- Trafiony! – ryknąłem, zapominając o dyscyplinie. Na szczęście jednak nie zwrócono na to uwagi.
Gęsty kłąb dymu rósł wciąż, a huk wybuchu dopiero teraz wstrząsnął powietrzem. Spojrzałem przelotnie na zegarek. Godzina 12.05. A więc wtedy to, dnia 8 kwietnia 1940 roku, pierwsza z polskiego okrętu wysłana torpeda trafiła nieprzyjaciela.
- A skąd ci się tam wzięli? – nie spuszczając szkieł od oczu mruknął dowódca.
- Kto taki? – szturchnąłem w bok sygnalistę.
- Niech pan zobaczy, panie podchorąży – odezwał się zapytany, podając uprzejmie lornetkę. Chwyciłem ją pośpiesznie, tylko tyle, że dziękuję, zdaje mi się, zdążyłem powiedzieć, bo to, co teraz widzę, przykuło moją uwagę do ostatecznych granic. Tak na rufie, jak i na dziobie storpedowanej ofiary całe pokłady pokrywają ludzkie postacie, w szarozielonych mundurach, biegając bezradnie, rzucając jakieś belki i sami skacząc do wody za nimi. Panika, i to jednym słowem taka, jaką tylko możemy sobie wyobrazić.
Statek niemiecki przechyla się na burtę, w naszą stronę. Pośrodku, tuż pod nadbudówką i kominem, czarny, dymiący wciąż otwór. To ślad naszej torpedy. Ponad nimi słup dymu, coraz wyższy, rozprzestrzenia się w miarę wysokości i wreszcie - napotkawszy gdzieś w dalszych warstwach atmosfery na silniejszy wiatr - tworzyć zaczyna, wyraźnie, kąt prosty.
Około pięć minut po wystrzeleniu torpedy kapitana Grudzińskiego poinformowano o samolocie nadlatującym od strony norweskiego lądu. Jednocześnie podpłynął norweski trawler, który przystąpił do ratowania rozbitków. "Rio de Janeiro" stał mocno przechylony, jednak nie tonął, a niektórzy żołnierze próbowali z powrotem wdrapać się na jego pokład. Kapitan Grudziński rozkazał zanurzyć "Orła". Potrzebna była jeszcze jedna torpeda, która dobiłaby niemiecki statek, bowiem z uwagi na bliskość wybrzeża ciągle istniała możliwość jego odholowania.
Polski okręt w zanurzeniu przeszedł po okręgu na drugą stronę uszkodzonego parowca i odpalił kolejną torpedę, która trafiła w burtę z drugiej strony na wysokości wcześniejszego uszkodzenia, powodując wtórną eksplozję kotłów lub przewożonej amunicji. Dla przebitego na wylot "Rio de Janeiro" nie było już ratunku. O godz. 13.15 niemiecki transportowiec przełamał się na pół i zatonął. ORP "Orzeł" przezornie oddalił się z miejsca zatopienia, a gdy po kilku godzinach powrócił, polscy podwodnicy zaobserwowali dużą liczbę pływających ciał żołnierzy ubranych w kamizelki ratunkowe i zielone mundury, pozbawione jednakże wojskowych odznak. Według oficjalnych danych w wyniku zatopienia "Rio de Janeiro" zginęło 19 ludzi załogi i 164 żołnierzy niemieckich, dalsze 172 osoby uratowały jednostki norweskie.
![]() |
3. Kapitan mar. Jan Grudziński - dowódca ORP "Orzeł". |
Ostatni patrol ORP „Orzeł”
Po tym jak "Rio de Janeiro" zatonął, strona norweska wydała radiowy komunikat, informujący o zatopieniu niemieckiego statku przez aliancki okręt podwodny. Jego utrata była jedną z najcięższych strat niemieckiej floty inwazyjnej w początkowej fazie agresji na Norwegię.
ORP "Orzeł" przebywał na patrolu do 18 kwietnia. W tym czasie był kilkakrotnie atakowany przez nieprzyjacielskie okręty i lotnictwo oraz sam miał okazję do zaatakowania kolejnych jednostek niemieckich - tym razem bez sukcesu. 28 kwietnia wyszedł na swój kolejny patrol bojowy w rejon norweskich wybrzeży, który trwał do 11 maja. Prawie dwa tygodnie później, 23 maja 1940 roku o godz. 23.00 ten bohaterski okręt podwodny wyszedł w swój ostatni rejs. Do dziś nie wiadomo, co się z nim stało. Wrak statku "Rio de Janeiro" został w czerwcu 2015 roku odnaleziony przez norweskich nurków w pobliżu Lillesand na głębokości 135 metrów po 6-letnich poszukiwaniach.
Źródła fotografii:
- Domena publiczna.
- Domena publiczna.
- Domena publiczna.
|
- Hubert Jando: Patrole bojowe ORP Orzeł, „Morze, Statki i Okręty” 2010, nr 6.
- Rafał Mariusz Kaczmarek: Polska wojna podwodna, „Morze, Statki i Okręty” 2004, nr 4.
- Tadeusz Kasperski: Tajemnica piątego patrolu ORP Orzeł, „Historia, Wojsko i Technika” 2020, nr spec. 2.
- Edmund Kosiarz: Flota Białego Orła, Gdańsk 1984.
- Samuel W. Mitcham jr: Niemieckie siły zbrojne 1939-1945. Wojska lądowe, Warszawa 2009.
- Jerzy Pertek: Dzieje ORP Orzeł, Kraków 2022.
- Bolesław Romanowski: Torpeda w celu, Warszawa 1978.
- Eryk Sopoćko: Patrole „Orła”, Gdańsk 2019.
Tekst powstał m.in. na podstawie kultowej książki Jerzego Pertka "Dzieje ORP Orzeł", której najnowsze wydanie ukazało się w ubiegłym roku nakładem Wydawnictwa Znak Horyzont. Jest to kompleksowa monografia naszego najsłynniejszego okrętu podwodnego, uzupełniona pod względem merytorycznym, wzbogacona o materiał dotyczący poszukiwań miejsca ostatniego spoczynku "Orła" i jego załogi oraz zawierająca dodatek z planu filmowego obrazu "Orzeł. Ostatni patrol" w reżyserii Jacka Bławuta. (foto własne) |
Komentarze
Prześlij komentarz