Kreml zagroził polskim dyplomatom w Moskwie zesłaniem do łagru. Uratował ich ambasador III Rzeszy

Kiedy dwie godziny po północy, w niedzielę 17 września 1939 roku, w gmachu polskiej ambasady w Moskwie rozdzwonił się telefon, spodziewano się tam złych wiadomości. Dzwoniono z sekretariatu zastępcy ludowego komisarza spraw zagranicznych Władimira Potiomkina z prośbą o pilne przybycie do Ministerstwa Spraw Zagranicznych Związku Sowieckiego ambasadora Rzeczypospolitej Wacława Grzybowskiego. Miano mu wręczyć ważne oświadczenie rządu sowieckiego.

Sowiecka nota 

Zastępca Mołotowa odczytał polskiemu ambasadorowi uzgodnioną wcześniej z Niemcami kłamliwą w treści i pełną hipokryzji notę o "Wewnętrznym bankructwie państwa polskiego…", mającą usprawiedliwić agresję Armii Czerwonej na rozpaczliwie walczący z III Rzeszą kraj.

1. Ambasador Rzeczypospolitej Polskiej w Związku Sowieckim Wacław Grzybowski. 

Mocno zdenerwowany ambasador Wacław Grzybowski w tej tragicznej sytuacji zachował się z godnością i rozwagą, jak na wytrawnego dyplomatę przystało. Kategorycznie odmówił przyjęcia dokumentu, zarzucając mu jawną sprzeczność z faktami oraz argumentacją niezgodną z prawem stosowanym w cywilizowanym świecie. Nie zawahał się również nazwać działań podjętych przez Armię Czerwoną mianem agresji.

Groźba utraty immunitetu

Potiomkin, zaskoczony nieprzejednanym stanowiskiem polskiego dyplomaty, na różne sposoby starał się skłonić go do przyjęcia dokumentu. Pod pozorem konsultacji z przełożonym, Wiaczesławem Mołotowem, przerwał spotkanie i nakazał dostarczyć notę przez gońca za pokwitowaniem do budynku ambasady RP. Zreferował również swoją rozmowę z Grzybowskim Mołotowowi. Po wznowieniu spotkania Potiomkin uciekł się do groźby. Oznajmił polskiemu ambasadorowi, iż z racji tego, że Moskwa nie uznaje istnienia państwa polskiego, to automatycznie on sam i jego współpracownicy utracili immunitet dyplomatyczny i stanowią wyłącznie grupę osób posiadających co prawda polskie obywatelstwo, ale podlegających sowieckiemu prawodawstwu ze wszystkimi tego konsekwencjami. W odpowiedzi Wacław Grzybowski oświadczył, że złoży formalny protest na ręce dziekana korpusu dyplomatycznego i zażąda wiz, umożliwiających opuszczenie terytorium Związku Sowieckiego. Pikanterii całej tej sprawie dodawał fakt, że funkcję dziekana pełnił ambasador niemiecki Friedrich-Werner von der Schulenburg!

2. Ambasador III Rzeszy w Moskwie Friedrich-Werner von der Schulenburg. 

Potiomkin nic nie wskórał. Wacław Grzybowski opuścił jego gabinet około 4.30. Zgodził się jedynie powiadomić o fakcie sowieckiej agresji polski rząd. Po powrocie do ambasady zastał tam jednak ową nieszczęsną notę, dostarczoną przez posłańca. Polecił więc odwieźć ją z powrotem, a gdy odmówiono jej przyjęcia, naklejono znaczki i skorzystano z sowieckiej poczty! Wcześniej jednak dyskretnie rozpieczętowano przesyłkę i skopiowano treść noty. Tak na wszelki wypadek, gdyby Sowietom przyszło jednak do głowy użyć innych motywów uzasadniających agresję na Polskę. Grzybowski niezwłocznie wysłał również depeszę informującą o spodziewanej rychłej napaści Armii Czerwonej do swojego szefa ministra Józefa Becka. W kolejnej depeszy przekazano treść sowieckiej noty.   

Do wiadomości publicznej oficjalne powody wkroczenia Armii Czerwonej do Polski podano 17 września w radiowym przemówieniu Wiaczesława Mołotowa.

Polska ambasada przygotowuje się na najgorsze

Tymczasem w polskiej ambasadzie, z uwagi na spodziewane pogwałcenie jej eksterytorialności, rozpoczęło się gorączkowe niszczenie tajnych dokumentów i szyfrów.  Zgodnie z poleceniem ministra Becka ambasador Grzybowski rozpoczął również starania o ewakuację personelu polskich placówek dyplomatycznych - oprócz ambasady w Moskwie przedstawicielstwa Rzeczypospolitej w ZSRS obejmowały konsulaty w Mińsku, Kijowie i Leningradzie. Sowieci czynili mu w tym szereg przeszkód, nie przesądzając wcale o możliwości wyjazdu. Co więcej, pod adresem Polaków rzucano niedwuznaczne groźby. Jak wspominał polski attaché wojskowy pułkownik Stefan Brzeszczyński:

(…) konsulaty nasze zostały właściwie internowane w swych gmachach, odmówiono im sprzedaży biletów kolejowych do Moskwy, a naszym woźnym i służbie agenci GPU niedwuznacznie dawali do zrozumienia, że jeżeli wyjedziemy z Moskwy, to co najwyżej do "koncłagieru". (…)

19 września było już wiadome, że o natychmiastowym wyjeździe nie ma mowy oraz że jesteśmy traktowani jak zwykli cudzoziemcy i jako tacy możemy być sądzeni za czyny popełnione przeciwko Związkowi Sowieckiemu. Zawiadomiono nas ponadto, że ewakuacją naszą zajmie się specjalnie do tego wyznaczony urzędnik sowiecki. Wszelkie starania o wypuszczenie konsulatów nie odnosiły skutku. Wtedy nasz ambasador poruszył cały korpus dyplomatyczny domagając się droga pośrednią od dziekana korpusu dypl. [Schulenburga – D.K.], by wypuszczono wreszcie konsulaty i umożliwiono nam wyjazd z Sowietów z zachowaniem praw i przywilejów przysługującym członkom korpusu dyplomatycznego.  

3. Budynek, w którym w 1939 roku mieściła się w Moskwie polska ambasada.

Co się stało z konsulem Matusińskim?

Polscy dyplomaci ostatecznie opuścili Związek Sowiecki 10 października 1939 roku. Odstawiono ich koleją w zaplombowanych wagonach pod baczną eskortą czekistów do Helsinek. Stało się tak dzięki staraniom von der Schulenburga, który kilkakrotnie interweniował w ich sprawie w sowieckim MSZ i wymusił ewakuację Polaków. Poczucie zawodowej solidarności i przywiązanie do dyplomatycznych konwenansów miało widocznie dla niego większe znaczenie, niż fakt wojny miedzy obu krajami. Tym bardziej trzeba docenić jego starania, biorąc pod uwagę, że ambasadorowie państw sojuszniczych - Francji i Wielkiej Brytanii - właściwie nic nie zrobili w tym względzie.

Należy podkreślić, że nie wszystkim polskim dyplomatom udało się szczęśliwie opuścić Związku Sowieckiego. Konsul generalny RP w Kijowie Jerzy Matusiński został nocą 30 września wezwany do miejscowej placówki sowieckiego MSZ i wraz z dwoma swoimi szoferami podstępnie aresztowany przez NKWD. Przewieziono ich do Moskwy, do więzienia na Łubiance i słuch o nich zaginął. Zastępca dziekana korpusu dyplomatycznego, ambasador Włoch Augusto Giacometti Rosso, udał się w sprawie zaginionych Polaków do Mołotowa, który teatralnie wyraził zdziwienie i stwierdził, że najwyraźniej zbiegli do sąsiednich krajów, więc w związku z tym zarządzi natychmiastowe dochodzenie.

4. Jerzy Matusiński - konsul generalny RP w Kijowie.

Konsul Jerzy Matusiński przypuszczalnie został zamordowany lub zmarł w jednym z sowieckich więzień w Moskwie. Ze Związku Sowieckiego udało się jedynie wywieźć jego żonę z małą córeczką. Z obu kierowców życie uratował tylko jeden - Andrzej Orszyński, który odnalazł się w Armii Andersa. Kiedy w 1941 roku rząd Rzeczypospolitej w Londynie wznowił stosunki dyplomatyczne z Moskwą i upomniał się o zaginionego dyplomatę, Sowieci nieustannie zaprzeczali, aby ten kiedykolwiek znalazł się w ich rękach.

***

Źródła fotografii:

  1. Domena publiczna.
  2. Domena publiczna.
  3. Wikimedia Commons CC BY 2.0.
  4. Domena publiczna. 

Bibliografia:

  • Dariusz Kaliński: Czerwony najazd. Prawda o tym, jak Rosjanie wbili nam nóż w plecy we wrześniu 1939 roku, Kraków 2019
  • Sławomir M. Nowinkowski: Zakończenie działalności ambasady i konsulatów RP w Związku Sowieckim jesienią 1939 r., "Zeszyty Historyczne Kultury Paryskiej" 2008, nr 164.
  • Paweł Wieczorkiewicz: Historia polityczna Polski 1935-1945, Poznań 2014.
  • Czesław Grzelak: Sowiecki najazd 1939. Sojusznik Hitlera napada polskie Kresy – relacje świadków i uczestników, Warszawa-Kraków 2017.

Komentarze