Jak Feluś Miroszczak z Czerniakowa obrobił niemieckiego kapelmistrza. Warszawski kieszonkowiec na usługach Armii Krajowej

Komórki legalizacyjne Armii Krajowej potrafiły zdziałać cuda. Ich pracownicy byli w stanie sfałszować niemal każdy niemiecki dokument, blankiet czy formularz pod warunkiem, że dysponowali niezbędnym do podrobienia wzorem. Aby zaopatrzyć się w tego typu materiały polscy konspiratorzy chwytali się różnych sposobów. W Warszawie do pozyskiwania różnego rodzaju dokumentów w pierwszych miesiącach 1942 roku zaangażowani zostali stołeczni kieszonkowcy…

Zwerbowanie kieszonkowców było zasługą Henryka Fronczaka ps. "Vater", jednego z bliskich współpracowników Kazimierza Leskiego "Bradla", zaangażowanego wówczas w organizację tras przerzutowych z okupowanego kraju przez zachodnią Europę do Wielkiej Brytanii dla kurierów polskiego podziemia. Dobrze podrobione, nie budzące żadnych zastrzeżeń dokumenty były nieodzowne podczas tych niebezpiecznych eskapad. 

1. Inicjatorem akcji pozyskiwania niemieckich dokumentów był Kazimierz Leski "Bradl".

Plon akcji był nadzwyczaj obfity. Warszawscy kieszonkowcy obstawili dworce kolejowe, biorąc za cel niemieckich żołnierzy różnych stopni. W krótkim czasie uzyskano tą drogą wszelkiego rodzaju dowody osobiste, książeczki wojskowe, różne legitymacje, zaświadczenia, osobiste listy, rozkazy wyjazdu, znaczki żywnościowe itp. Słowem wszystko, z czego można było stworzyć kompletne dossier dla człowieka mającego przeistoczyć się we wzorowego członka nazistowskiej machiny wojennej. 

Jak oskubać niemieckiego kapelmistrza?

Któregoś razu do Leskiego doszła informacja, że w hotelu "Bristol" zameldował się kapelmistrz z Berlina, który podróżował po całej, okupowanej przez Niemców Europie, dyrygując koncerty dla żołnierzy Wehrmachtu. Człowiek ten musiał dysponować odpowiednimi papierami, umożliwiającymi mu swobodne poruszanie się po tak olbrzymim terytorium. Kazimierz Leski zdecydował, że polskie podziemie musi zdobyć te dokumenty. 

2. W okupowanej Warszawie niemiecki kapelmistrz zamieszkał w Hotelu Bristol. 

Znalezienie odpowiedniego "zawodowca" do wykonania tej delikatnej misji powierzył Fronczakowi. "Vater" zwrócił się wówczas do nieco szemranych "środowisk nadwiślańskich", urzędujących w tamtejszych knajpach. Wszyscy, którym wyłuszczył o co mu chodzi, zgadzali się, że to tylko Feluś Miroszczak, jako najsprawniejszy z  nich, może załatwić. Potwierdził to także Mieczysław Kałędkiewicz, przodownik granatowej policji z czerniakowskiego komisariatu oraz współpracownik polskiego podziemia i wskazał adres Mirowskiego. Henryk Fronczak wspominał:

     Mieszkał, jak pamiętam, w domu Okręta w pobliżu Przemysłowej. Do dzisiaj nie wiem czy to była taka nazwa lokalna, czy też ta odrapana czynszówka należała do właściciela o nazwisku Okręt.

     Zastałem go szczęśliwie już za pierwszym razem. Był to facet około 35 lat, prezentujący się dobrze i dostatnio. W zasadzie zgodził się, a dla omówienia szczegółów mieliśmy się spotkać za dwa dni w "Krokodylu" na Wspólnej. Tymczasem dwóm naszym obserwatorom recepcja hotelu "Bristol" przekazała wychodzącego na miasto niemieckiego kapelmistrza. Odtąd dzień w dzień był przez nas rozpracowywany. Kiedy zjawili się na umówionym spotkaniu w "Krokodylu" znali już dokładnie rozkład dnia przyszłej ofiary. Stanęła umowa z Mirowskim, że zawartość portfela stanowiąca dokumenty i jakiekolwiek papiery należy do nas, a wszystkie pieniądze do niego. Zgodził się bez zastrzeżeń: "Dobra chłopaki. Dla mnie to mięta. Kiedy chcecie?"

Popisowa akcja Felka Miroszczaka

Operacja miała się odbyć następnego dnia. Henryk Fronczak relacjonował dalej:

     I rzeczywiście o umówionej godzinie przed Bristolem Mirowski zobaczył kapelmistrza wychodzącego na miasto z niemiecką punktualnością. Szliśmy za nim w luźnym szyku niedaleko, bo zaraz na drugiej stronie Krakowskiego wszedł do Gebethnera i Wolffa. Wkrótce za nim również wszedł Mirowski i jeden z obserwatorów. Niemiec w dziale nut grzebał w partyturach. Mirowski kręcił się koło niego, wreszcie kupił jakieś nuty i wyszedł. Powiedział mi, że tym razem się nie udało. Za mało ludzi. Ale spokojna głowa. Będzie go miał.

3. Księgarnia firmy "Gebethner i Wolff" przy ulicy Krakowskie Przedmieście.

     Niebawem Niemiec wyszedł z księgarni i skierował się do pobliskiego przystanku tramwajowego. Widać było, że orientuje się już w mieście. Obserwowałem go, gdy tak czekał na tramwaj. Był wysoki ale w swej jesionce wyglądał o wiele skromniej od stojącego nieopodal Felusia w palcie z kołnierzem futrzanym, z ogarkiem cygara w zębach, krępego z bezczelną gębą folksdojcza. Widocznie już nieraz używał tej postury w swej pracy.

     Wkrótce nadjechał tramwaj i Mirowski wsiadł za szkopem przez wejście "nur für Deutsche", a my tylnym. Tłok był normalny. Nadchodziła Wielkanoc. Było zimno ale pogodnie i czuło się, że wiosna już czeka za rogatkami. Poprzez wiązanki baź nie traciłem z oczu bobrowego kołnierza naszego operatora z tupetem rozpychającego się w przedziale dla Niemców.
4. Tramwaj "nur fur Deutsche" w okupowanej Warszawie.
     
     Zaledwie ujechaliśmy dwa przystanki Miroszczak mrugnął na mnie "wysiadamy". Byłem pewien, że znowu się nie udało. Ale w bramie na Wareckiej, gdzieśmy zaraz weszli, Feluś powiedział "Gotowe" i wręczył mi gruby, wypchany portfel ze świńskiej skóry.

     - Kiedyś go pan zrobił? – spytałem nie mogąc powstrzymać podziwu – przecież ja nie spuszczałem oka z pana.

     - Szefie szanowny – odpowiedział z uśmiechem Feluś -  a cóż ja byłbym za fachowiec gdyby szef mnie przyuważył.

     Szybko wyjęliśmy paszport, legitymacje i papiery (pełno tego było), a portfel i pieniądze wręczyłem Mirowskiemu za piękną robotę. A Feluś ukłonił się i powiedział: "Chłopaki, w razie czego walcie do mnie jak w dym. Dla was zawsze gotowym do usług".

     Zadanie wykonane. Wkrótce papiery zaczęły dla nas pracować.

*** 

Źródła fotografii:

  1. Domena publiczna. 
  2. Narodowe Archiwum Cyfrowe.
  3. Narodowe Archiwum Cyfrowe.
  4. Narodowe Archiwum Cyfrowe.

Bibliografia:

  • Kazimierz Leski: Życie niewłaściwie urozmaicone. Wspomnienia oficera wywiadu i kontrwywiadu AK, Warszawa 1989.  
  • Konstanty M. Sopoćko: Fachowiec, „Stolica” 1973, nr 22.

Komentarze