Gdy sowiecki samolot szpiegowski naruszył polską granicę, nasz myśliwiec go zestrzelił. Pierwsze zwycięstwo powietrzne Witolda Urbanowicza

Sowieci na różne sposoby starali się rozpoznać lokalizację polskich fortyfikacji budowanych na Polesiu. Ich samoloty przeprowadzały loty szpiegowskie nad naszym terytorium przygranicznym. Aby ukrócić ten proceder, polskie dowództwo wysłało tam myśliwce. Jeden z lotów wywiadowczych zakończył się dla sowieckich pilotów feralnie.  

Fortyfikacje, budowane przez Polskę na Polesiu, na wschodniej granicy państwa, były odpowiedzią na wzrastający potencjał ofensywny Armii Czerwonej. Jednym z głównych elementów owej linii umocnień był odcinek "Sarny". Sowieci, chcąc rozpoznać położenie polskich bunkrów, wielokrotnie, bezczelnie wysyłali nad polskie terytorium przygraniczne swoje samoloty rozpoznawcze. Dlatego, aby osłonić te obszary przed inwigilacją z powietrza, polskie dowództwo kierowało na wschód dyżurne eskadry z 1. Pułku Lotniczego. Taki turnus trwał trzy miesiące, po którym "wartę" nad niebem Polesia obejmowała inna eskadra 1. Pułku Lotniczego. Przez ten czas samoloty oznaczone były białym napisem K.O.P. na ogonach. Podczas patroli polscy piloci dysponowali ostrą amunicją, której mogli użyć w obronie własnej.

1. Myśliwiec PZL P.11a ze 113. Eskadry Myśliwskiej. 

Od 17 sierpnia 1936 roku na lotnisku polowym w Sarnach, skąd wykonywano loty patrolowe, bazowała 111. Eskadra Myśliwska im. Tadeusza Kościuszki. Jej dowódcą był porucznik Zdzisław Krasnodębski, późniejszy pierwszy polski dowódca Dywizjonu 303, zastępcą dowódcy zaś ówczesny porucznik Witold Urbanowicz, przyszły polski as myśliwski. Eskadra uzbrojona była w myśliwce PZL P.11a. W powietrzu lotnicy sowieccy widząc polskie myśliwce zazwyczaj wycofywali się na swoją stronę. Aż któregoś dnia… Urbanowicz wspominał:  

     Pewnego razu w czasie lotu patrolowego z por. Nałęczem jeden z sowieckich samolotów nie zareagował. Podleciałem niedaleko, a on zaczął do mnie strzelać pociskami smugowymi. Nie wierzyłem. Zawróciłem momentalnie. Drugi raz podszedłem do niego, a on ponownie zaczął strzelać. Nie zastanawiając się, z dalszej odległości otworzyłem ogień. Krótkimi seriami zacząłem ostrzeliwać skrzydło i silnik. W pewnym momencie on zadymił.

2. Witold Urbanowicz w 1944 roku. Na zdjęciu z dowódcą "Latających Tygrysów" w Chinach generałem Claire Chennaultem. 

     Samolot porucznika Nałęcza był obok mnie, ale nie strzelał. On schował się w chmury, a ja wróciłem na lotnisko. Krasnodębskiemu, który był dowódcą eskadry, powiedziałem, że strzelałem, a ten mówi: "Tylko absolutnie nikomu nie mów o tym, żeś strzelał. Powiedz, żeś strzelał, tylko żeby wypróbować karabin maszynowy nad bagnami". Mechanicy nic nie wiedzieli, za to mój rusznikarz od razu się zorientował, dlatego że amunicji brakowało, i po lufie karabinu. Na drugi dzień ukazała się krótka notatka w prasie polskiej, że wczoraj rozbił się samolot w bagnach poleskich z niewiadomych przyczyn i na tym się skończyło. Rosja nie reagowała i u nas było cicho. Ja w ogóle nie przejmowałem się tym samolotem i w ogóle nikt nawet nie wiedział o tym oprócz Krasnodębskiego.

Zestrzeloną przez Urbanowicza maszyną okazał się dwupłatowy, dwumiejscowy samolot rozpoznawczy Polikarpow R-5. Na szczęście incydent nie miał dla niego negatywnych konsekwencji i porucznikowi Krasnodębskiemu udało się go zatuszować. Natomiast sowieckie samoloty szpiegowskie przestały naruszać polską granicę na tym odcinku.

3. Polikarpow R-5. 

***

Źródła fotografii: 

  1. Domena publiczna.
  2. Domena publiczna.
  3. Domena publiczna. 

Bibliografia:

  • Jerzy Pawlak: Polskie eskadry w latach 1918-1939, Warszawa 1989.
  • Zbigniew Pruski: Bastion Polesie. Polskie fortyfikacje na Polesiu w latach 1920-1939, Przasnysz 2000.
  • Mikhail A. Maslov: Polikarpow R-5/R-Z, Warszawa 2004.  
  • Witold Urbanowicz: As. Wspomnienia legendarnego dowódcy Dywizjonu 303, Kraków 2016.

Komentarze