Polski fanatyk, zagraża bezpieczeństwu Rzeszy… Wspomnienia Józefa Tuska z września 1939 roku

Józef Tusk urodził się w pruskim Gdańsku jako obywatel Cesarstwa Niemieckiego, w rodzinie o korzeniach kaszubskich w 1907 roku. W międzywojniu legitymował się obywatelstwem Wolnego Miasta Gdańska i tam zamieszkiwał przy ówczesnej ulicy Rothähnchengang 25. W Gdańsku pracował na Dworcu Głównym PKP jako telegrafista, należał również do tamtejszych polskich organizacji. Po agresji III Rzeszy na Polskę został aresztowany przez niemieckie służby. Oto jego zapiski:

     Już w czerwcu 1939 r. stałem się obiektem inwigilacji policji gdańskiej. Pewnego ranka, gdy byłem jeszcze w łóżku, przyszło do naszego mieszkania dwóch policjantów w cywilu, którzy przeprowadzili w domu rewizję, poszukując broni. Naturalnie niczego nie znaleźli, gdyż broni nie posiadałem.

    W dniu 1 września naszło nasze mieszkanie trzech szturmowców w Räuberzivil, którzy bijąc mnie pałkami wyrzucili mnie z mieszkania i kazali na korytarzu poczekać. Skorzystałem z nadarzającej się okazji i uciekłem. Jednakże na rogu natknąłem się na innego szturmowca (…), który zamierzał mnie zatrzymać. Zdzieliwszy go pięścią, pobiegłem do niedalekiego mieszkania moich teściów. Nie zastałem ich w domu, więc z podwórza dostałem się do ich mieszkania. Jedna z niemieckich sąsiadek powiedziała goniącym mnie szturmowcom, że ukryłem się w pobliżu, więc od razu rozpoczęli poszukiwania. Inna Niemka udała się jednakże do kościoła i zawiadomiła o mojej sytuacji teściów.  

1. Wolne Miasto Gdańsk przed wojną.

      Powrócili natychmiast do domu. Otrzymawszy od teścia marynarkę i kapelusz wyskoczyłem kuchennym oknem, by przez wjazd pomiędzy domami wydostać się na ulicę. Tam znowu natknąłem się na jednego z poszukujących mnie szturmowców. Nie tracąc zimnej krwi zapaliłem papierosa i mijając go wyszedłem na ulicę. Hitlerowiec mnie nie rozpoznał, więc spokojnie wsiadłem do tramwaju.

     Tam spotkałem znajomego konduktora niemieckiego, który nie biorąc zapłaty wręczył mi od razu sześcioprzejazdowy bilet. Gdy minęliśmy na Neugarten gmach Polskiego Klubu Morskiego, zobaczyłem stojących przed nim umundurowanych członków jakiejś jednostki niemieckiej. Na ulicy leżała jakaś tablica lub godło. Również przed wejściem do Komisariatu Generalnego leżało na ziemi nasze godło państwowe.

     Zaraz za mostem wysiadłem z tramwaju i udałem się pieszo w stronę dworca głównego. Gdy znalazłem się przed hotelem „Eden”, zobaczyłem, jak z dworca zapędzano moich kolegów do karetki policyjnej (...). Gdy potem skręciłem w kierunku Kassubischer Markt, widziałem leżące na ulicy litery „Ruchu”, które dotychczas umieszczone były na jednym z budynków.

     Podczas mojej dalszej wędrówki po mieście miałem wrażenie, że jestem obserwowany przez kręcących się po ulicach szturmowców SA i SS. Na ulicy Pfefferstadt spotkałem kolegę Kuntza. Powiedział, że idzie na dworzec po pieniądze, jednak po moich ostrzegawczych słowach zmienił zamiar i udał się ze mną do jakiegoś lokalu na Johannisgasse, gdzie spożyliśmy śniadanie.

     Następnie poszliśmy w kierunku Poczty Polskiej, skąd dochodziły odgłosy walk. Kiedy znaleźliśmy się blisko ostrzeliwującego ten gmach niemieckiego działa, przekonałem się naocznie jak tam było „gorąco”.

2. Polscy pocztowcy po kapitulacji.
      
     Gdy około godziny 10.00 znaleźliśmy się na Hundegasse, ludzie zaczęli na ulicy przystawać, bo z głośników rozlegał się glos przemawiającego z Reichstagu Hitlera. W mieście zamarł wszelki ruch. Również i my przystanęliśmy. Odczekawszy końca przemowy udaliśmy się w dalszą drogę. Przy Ketterhagergasse zauważyłem znajomych niemieckich kolejarzy. Ukryłem się za kolegą Kuntzem i tak zdołałem uniknąć rozpoznania.

     Ponieważ kolega Kuntz postanowił jednak udać się po pieniądze, zaniepokojony o los pozostawionych w domu bez opieki pięcioro małoletnich dzieci udałem się do prezydium policji. Powiedziałem tam, że mnie wyrzucono z mieszkania i poprosiłem, by zaopiekowano się dziećmi.

     Portier skierował mnie wpierw do jakiegoś pokoju na piętrze, skąd znowu kazano mi udać się do hallu. Tam przy stole czekali na mnie już szupowcy i szturmowcy SA, a jeden z nich od razu zaprowadził mnie do pobliskiej Viktoriaschule. Po drodze powiedział: - Niech pan się ma na baczności! Gdy zawołam: „wyjść”, to niech pan szybko biegnie, by uciec SS-owcom!*

3. Polscy mieszkańcy Gdańska aresztowani przez Niemców. 

     Jakoś udało mi się u wejścia ubiec SS-owców i wbiec na podwórze. Tam w różnych miejscach stali szturmowcy i wołali: Tutaj! Tutaj!* Skoczyłem i dołączyłem do jednej z grup rodaków. Wtedy zostałem rozpoznany przez torowego PKP, szturmowca SA, Krajewskiego, który odezwał się do mnie: - No widzisz, marsz do Berlina już się zakończył! Do ściany!* – Kazał mi stanąć pod murem i dotykać ściany nosem. Usłyszałem za sobą repetowanie karabinu i przerażony oczekiwałem strzału. Jednak strzał nie padł, gdyż hitlerowiec chciał mnie tylko nastraszyć.

     Rozglądając się ostrożnie spostrzegłem na boisku bardzo wielu rodaków. W pewnej chwili zauważyłem, jak wprowadzono starego pana Ogryczaka. Nagle otrzymał od jednego z eskortujących szturmowców uderzenie kolbą w głowę, po którym nieprzytomny osunął się na ziemię. Jakiś oficer skarcił rozjuszonego szturmowca: - To jest zakazane! Za to pan poniesie odpowiedzialność!*

     Wieczorem zapędzono mnie wraz z grupą rodaków na nocleg do sali gimnastycznej. Leżeliśmy już na słomie, gdy około godziny 21.00 zaczęto nas wywoływać na przesłuchanie. Zaprowadzono mnie do głównego gmachu, a przesłuchujący hitlerowiec po sprawdzeniu personaliów zapytał:  - Od kiedy należy pan do polskiej mniejszości narodowej?* Sugerował tym pytaniem, jakbym czasowo przystąpił do polskich organizacji i dał mi do zrozumienia, że podając jakąś datę mogę liczyć na ewentualne zwolnienie. Gdy jednak usłyszał moją odpowiedź: - Zostałem tak wychowany* – nakreślił na mojej karcie czerwonym ołówkiem słowa: Pozostanie tutaj*. Hitlerowiec ten zachowywał się jednakże wobec mnie spokojnie i nie bito mnie podczas tego przesłuchania.
4. Defilada wojsk niemieckich przed Dworem Artusa w Gdańsku.

     Następnego dnia około godziny 10.00 odbyła się na dziedzińcu zbiórka. Jakiś młody oficer w skórzanym płaszczu kazał wystąpić z szeregów tym wszystkim młodym Polakom, którzy nie ukończyli trzydziestu lat. Z powodu mego młodzieńczego wyglądu dołączono mnie do nich. Następnie popędzono nas pałkami biegiem na ponowne przesłuchanie.

     Wzywano nas po dwóch do pokoju. Przy tej okazji spotkałem znanego mi rodaka, Czinczola, którego pobito, gdyż zapewne nie uległ groźbom hitlerowców. Zapytano mnie, czy należałem do Związku byłych Wojaków i Powstańców w Gdańsku i czy brałem udział w ćwiczeniach wojskowych. Zgodnie z prawdą zaprzeczyłem temu i dodałem, że wprawdzie należałem do polskich organizacji, lecz nie interesowałem się sprawami wojskowymi, gdyż z przekonania byłem pacyfistą. Po tym oświadczeniu otrzymałem uderzenie i rzucono mnie o ścianę. Zrobili to stojący wokół mnie szturmowcy, czym wywołali niezadowolenie przesłuchującego mnie hitlerowca. Miałem następnie podpisać protokół przesłuchania. Gdy jednak zamierzałem go przeczytać, zaczęto straszyć mnie biciem. Bito wtedy wielu przesłuchiwanych, którzy potem aż płakali z bólu. Byli również tacy rodacy, którzy pod wpływem szoku głośno się śmiali.

     Po południu otrzymaliśmy obiad, a pod wieczór przeleciały nad nami samoloty bojowe, które zbombardowały potem Westerplatte.

     Pod wieczór zostaliśmy przewiezieni autobusami do więzienia na Schiesstange, gdzie starszy dozorca przyjął nas słowami: - Bądźcie spokojni! Tu wam się nic nie stanie!*

     Pozostałem w więzieniu aż do około 20 września, a potem dostałem się do obozu w Nowym Porcie. Tam na korytarzach pilnowali nas wachmani. Pewnego dnia przystąpiono do segregacji przeznaczonych na roboty polne Polaków. Wraz z wieloma rodakami dostałem się wtedy ciężarówkami do dworca kolejki wąskotorowej, gdzie załadowano nas do pociągu i rozdzielono w drodze po różnych stacjach. Dostałem się wraz z około czterdziestoma rodakami do gospodarza w Gross Lesewitz, gdzie w dosyć przyzwoitych warunkach przebywałem aż do 19 marca 1940 r.

     Stamtąd dostałem się do Stutthofu, gdzie zostałem przydzielony do grupy pracującej przy zrównywaniu wałów ochronnych w Reimerswalde, niedaleko Nowego Dworu. Tam znowu spotkałem się z Czinczolem. Gdy potem wróciłem ponownie do Stutthofu przydzielono mnie po kilku dniach do pracy w stoczni Schichau’a w Elblągu.

5. Więźniowie KL Stutthof pracujący przy budowie baraków.

     W sierpniu 1941 r. zostałem nagle wezwany do Stutthofu, gdzie pokazano mi wprawdzie moje zwolnienie z obozu, ale nie wręczono. Zawieziono mnie potem karetką policyjną do prezydium policji w Gdańsku, skąd przekazano na cztery dni do Gestapo. Tam przystąpiono do badania wymiarów mej czaszki, zrobiono różne zdjęcia, a w końcu dostałem do podpisu nowy nakaz aresztowania, tzw. Schutzhaftbefehl. Mogłem go zatrzymać. Jako powód ponownego aresztowania mnie podano: Polski fanatyk, zagraża bezpieczeństwu Rzeszy.*

     Po dwudniowym pobycie w prezydium policji zawieziono mnie, wraz z czterema innymi osobami, samochodem na dworzec główny i przewieziono do obozu Neuengamme. Dopytującą się o mnie żonę poinformowano wprawdzie, że zostałem ze Stutthofu zwolniony, lecz przemilczano moje zesłanie do innego obozu.

Widocznie jednak nawet łatka „fanatycznego Polaka” nie przeszkadzała Niemcom, kiedy rozpoczęła się agonia III Rzeszy i Józef Tusk został przymusowo wcielony do Wehrmachtu. Podzielił on los wielu Kaszubów – ogółem z Pomorza Gdańskiego trafiło do niemieckiej armii około 90 tys. Polaków, a łącznie w skali całego kraju było ich nawet pól miliona. Jak wspominał jeden z powołanych Kaszubów: za odmowę groził obóz koncentracyjny Stutthof, a dla rodziny, w najlepszym przypadku, obóz przesiedleńczy w Potulicach.

Józef Tusk został wysłany na front zachodni w okolice Akwizgranu. Służył w jednostce szkolnej, co też mają potwierdzać archiwalne dokumenty niemieckie. Według nich Tusk od sierpnia do października 1944 roku był zarejestrowany w Grenadier-Ersatz-und Ausbilldungsbataillon nr 328. Jesienią trafił do niewoli lub sam przeszedł na stronę zachodnich aliantów. W dokumentach Polskich Sił Zbrojnych na Zachodzie został wykazany już w listopadzie 1944 roku. Do kraju wrócił w mundurze z napisem „Poland” na ramieniu w październiku 1945 roku.

---

*W oryginale są to zdania wypowiedziane po niemiecku z odnośnikiem do tłumaczenia. Dla uproszczenia zastosowałem od razu przekład polski.

***

Źródła fotografii:

  1. Domena publiczna
  2. Domena publiczna.
  3. Narodowe Archiwum Cyfrowe. 
  4. Domena publiczna.
  5. Domena publiczna.

Bibliografia:

  • Norman Davies: Europa walczy 1939-1945. Nie takie proste zwycięstwo, Kraków 2008.
  • Gdańsk 1939. Wspomnienia Polaków-Gdańszczan, red. Brunon Zwarra, Gdańsk 1984.
  • Łukasz Grzędzicki: Polowanie na dziadków, „Pomerania” 2005, nr 6(382).  
  • Eugeniusz Pryczkowski: Wspomnienia kaszubskich Sybiraków, Banino 2010.
  • Zbiorowe: Okupowana Polska w liczbach, Warszawa 2022.

Komentarze