Komandos, kawalerzysta i dżentelmen. Rotmistrz Stanisław Wołoszowski
Był nadzieją polskiego jeździectwa, ale pięknie zapowiadającą się karierę Stanisława Wołoszowskiego zniweczył wybuch wojny. Po przegranej wojnie obronnej, oficer ten przedarł się na Zachód i wstąpił do polskiego oddziału Commando. Niestety, został zabity przez Niemców, gdy podczas pierwszej bitwy o Monte Cassino udzielał pomocy medycznej rannemu koledze.
Stanisław Wołoszowski pochodził z
Janikowa w powiecie płońskim, gdzie przyszedł na świat w 1913 roku. Zawodowy oficer kawalerii, służył przed wojną w
1. Pułku Strzelców Konnych oraz jako instruktor w słynnym Centrum Wyszkolenia
Kawalerii w Grudziądzu. Był także członkiem reprezentacji Polski w jeździectwie
sportowym i błyszczał podczas wielu europejskich zawodów hippicznych. Wróżono
mu wielką przyszłość w tej dyscyplinie.
Utrwaliły się we wspomnieniach o
Stanisławie Wołoszowskim zwłaszcza międzynarodowe zawody o Puchar Bałtyku w
Gdyni w 1937 roku. Wówczas to na
miejskim stadionie rozpoczęła się rywalizacja ponad setki zawodników. Jednym z
najtrudniejszych i najbardziej emocjonujących konkursów był konkurs szybkości,
który polegał na pokonaniu na czas kilkunastu przeszkód o wysokości 1,4 do 1,7
metra. Wydawało się wówczas, że zatriumfuje oficer SS Gunther Theme, dosiadający
ogiera o imieniu Norland, który uzyskał czas przejazdu 1 minuta i 24 sekundy.
Dopóki nie nastała kolej porucznika Wołoszowskiego. Adam Zakrzewski, dowódca 1.
Pułku Strzelców Konnych, na kartach swoich wspomnień pisał:
Uśmiechnięty, lecz bardzo blady Wołoszowski poprawił czapkę i drobnym kłusikiem ruszył na start, a gdy minął bramę stadionu i ukazał się publiczności, szmer rozmów na trybunach od razu umilkł i zapanowała cisza… Z półwolty Wołoszowski przeszedł w galop, przerwał nić sekundomierzy i jak wicher runął na trasę parcours… Dużo w swoim życiu obserwowałem doskonałych i szybkich jeźdźców oraz znakomite konie, ale coś podobnego do jazdy Wołoszowskiego ani przedtem, ani potem nie widziałem nigdy.
Było szaro, toteż chwilami zdawało się, że jeździec jakby wisiał nad
przeszkodami, w tak wariackim tempie jechał. Na stadionie panowała martwa
cisza. Ostatni skok, znowu przerwana sekundomierzy, i Wołoszowski blady i tak
samo uśmiechnięty przeszedł w kłus, a potem stępem zniknął w bramie stadionu.
Megafon podał czas – 1 minuta 21 sekund. Szał ogarnął publiczność, a jak to
wyglądało, tego opisać się nie da. Polska flaga na miejsce hitlerowskiej powoli
pięła się ku górze masztu, a rozszalały tłum zaczął śpiewać hymn narodowy. Niemcy
w milczeniu opuszczali stadion… .
W 1938 roku Wołoszowski został powołany
do polskiej drużyny narodowej na igrzyska olimpijskie w Helsinkach w 1940 roku,
gdzie miał być jednym z czołowych kandydatów do medali. W ostatnim przed
wybuchem wojny, międzynarodowym Konkursie Konia Wierzchowego, który odbył się w
trzeciej dekadzie czerwca 1939 roku w Turynie i był przygotowaniem do igrzysk,
porucznik Stanisław Wołoszowski, startując na ogierze Arlekin III, zajął
trzecie miejsce w konkurencji indywidualnej.
Jako oficer był szalenie
koleżeński, słynął z ciętego dowcipu i wielkiego powodzenia u kobiet. Był
dżentelmenem w każdym calu i miał: zawsze miękkie serce dla blondynek –
jak sam opowiadał. Po upadku Polski w 1939 roku przedarł się z okupowanego
kraju przez Węgry, Jugosławię i Włochy do Francji, na tyle jednak późno, że nie
otrzymał przydziału do żadnej jednostki liniowej. W Wielkiej Brytanii, czując
nieodpartą potrzebę włączenia się do czynnej walki, ukończył kurs
spadochronowy, sapersko-minerski i jeszcze kilka innych. Na ochotnika wstąpił
do 1. Samodzielnej Kompanii Commando,
pierwszej w historii Wojska Polskiego elitarnej jednostki specjalnej.
Początkowo był tam oficerem odpowiedzialnym za wyszkolenie fizyczne i
strzeleckie komandosów. W kompanii Commando Wołoszowski - "Stach" - jak go zwali przyjaciele, zyskał sobie
przezwisko "Kondycja”, które to słowo nieustannie powtarzał, gdy podczas
ćwiczeń wyciskał z żołnierzy siódme poty. Wkrótce został awansowany do stopnia
rotmistrza i został zastępcą dowódcy kompanii kapitana Władysława Smrokowskiego.
![]() |
2. Odznaka Operacji Połączonych, którą komandosi nosili na rękawach swoich mundurów. |
Na początku grudnia 1943 roku 1.
Samodzielna Kompania Commando wylądowała we Włoszech, stając się tym samym
pierwszym, zwartym, oddziałem Wojska Polskiego, który wylądował na kontynencie
europejskim od upadku Francji w 1940 roku. 13 grudnia komandosi zostali
skierowani na front w rejonie górskiej miejscowości Capracotta, jednego z
najwyżej położonych miasteczek w Apeninie Abruzyjskim. Do 10 stycznia 1944 roku
komandosi prowadzili tam misje patrolowe, akcje wypadowe oraz organizowali
zasadzki na niemieckich żołnierzy. Niejednokrotnie dowódcą wydzielonych
oddziałów w tego typu akcjach był rotmistrz Wołoszowski. Służba w górskich,
zimowych warunkach była bardzo ciężka. Przez kilka dni, na skutek potężnej
śnieżycy, polska kompania została zupełnie odcięta od świata – zaopatrywały ją
z powietrza amerykańskie samoloty transportowe.
W połowie stycznia 1944 roku, po
kilkudniowym odpoczynku i uzupełnieniu, polska 1. Samodzielna Kompania Commando
została przesunięta w rejon Sessa Aurunca, gdzie miała współpracować z
brytyjską 56. Dywizją Piechoty podczas forsowania rzeki Garigliano. Zadaniem
komandosów było opanowanie jednego z kluczowych wzgórz, górujących nad rzeką
oraz dokonanie dalekiej dywersji na niemieckich tyłach. Tym sposobem polska
jednostka wzięła udział w ofensywie, która do historii przeszło jako pierwsza
bitwa o Monte Cassino. Dzień natarcia wyznaczono na poniedziałkowy poranek 17
stycznia 1944 roku.
Rotmistrz Stanisław Wołoszowski
odznaczył się w tej akcji, dowodząc m.in. patrolem, który miał za zadanie
spenetrować teren, leżący w głąb niemieckich pozycji po drugiej stronie
Garigliano. Niestety, 18 stycznia został zabity przez niemieckiego snajpera,
gdy próbował nieść pomoc rannemu koledze, starszemu strzelcowi Henrykowi
Klajberowi. Porucznik Maciej Zajączkowski, towarzysz broni z kompanii Commando,
tak wspominał ostatnie chwile życia rotmistrza Wołoszowskiego:
Strzelanina ucichła. Rotmistrz
oddał rkm i wysunął się do rannego Heńka – widać było jak na dłoni, jak
rozcinał mu mundur i wyjmował bandaż opatrunku osobistego. Pochylony nad
ciałem, opatrywał ranę. Wtem padł strzał – cichy, pojedynczy – tak niewinny, zdawało
się, po tym całym huraganie ognia, jaki był tutaj przed chwilą. Rotmistrz
zwinął się w nagłym skurczu i upadł obok rannego.
Niestety, w chwile później celny strzał bezlitosnego wroga zakończył również życie pochodzącego z Łodzi rannego Henryka Klajbera. Była to wyjątkowo ohydne morderstwo dokonane na rannym żołnierzu bez poszanowania jakichkolwiek reguł wojny.
![]() |
3. Grób Stanisława Wołoszowskiego na polskim Cmentarzu Wojennym na Monte Cassino. |
Stanisław Wołoszowski był drugim,
po starszym strzelcu Stefanie Słowińskim, polskim żołnierzem który poległ w pierwszej bitwie pod Monte
Cassino. Ten doskonały kawalerzysta i komandos został pośmiertnie awansowany do
stopnia majora oraz odznaczony Krzyżem Srebrnym Orderu Virtuti Militari. Jego
grób znajduje się na polskim Cmentarzu Wojennym na Monte Casino, wśród setek
rodaków, którzy kilka miesięcy później oddali swoje życie podczas czwartego,
tym razem uwieńczonego sukcesem, natarcia na górską fortecę.
***
Źródła fotografii:
- Domena publiczna.
- Domena publiczna.
- http://cmpi.fondazionemm2c.org/pl/
Bibliografia: tekst powstał na podstawie materiałów zebranych podczas pracy nad moją najnowszą książką pt. "Awanturnicy i bohaterowie".
Ten komentarz został usunięty przez administratora bloga.
OdpowiedzUsuń