Lwy Westerplatte. Pierwszy dzień wojny we wspomnieniach obrońców Wojskowej Składnicy Tranzytowej
Pierwszego dnia wojny załoga Wojskowej Składnicy Tranzytowej na Westerplatte zdziesiątkowała elitarną kompanię szturmową Kriegsmarine, doprowadzając do wściekłości nazistowskich przywódców oraz psując obraz propagandowych uroczystości z okazji przyłączenia Wolnego Miasta Gdańska do III Rzeszy, które miały przebiegać w sposób niczym niezmącony. W następnych dniach obrona Westerplatte stała się symbolem twardego i bezkompromisowego oporu żołnierza polskiego przeciwko niemieckiej inwazji.
Polska "wyspa" w niemieckim Gdańsku
Wojskowa Składnica Tranzytowa na
Westerplatte była przed wojną jedną z nielicznych polskich "wysp" na terenie
Wolnego Miasta Gdańska. Kiedy odrodzona Rzeczypospolita otrzymała niewielki
skrawek wybrzeża Bałtyku Gdańsk, przez wieki będący oknem na świat
niepodległego państwa polskiego decyzją wielkich mocarstw stał się miastem pod
zarządem Ligi Narodów. Ogromną większość jego mieszkańców stanowili wówczas
Niemcy. Mimo to Warszawa formalnie miała w Gdańsku duże uprawnienia, m.in.
prowadzenie spraw zagranicznych Wolnego Miasta, prawo do eksportu i importu
towarów przez gdański port oraz utrzymywanie własnej służby pocztowej. Jednak kontrolowane przez Niemców władze lokalne starały się sabotować polskie
poczynania w Gdańsku. W 1920 roku, gdy Polska toczyła walkę na śmierć i życie z
bolszewicką Rosją, strajk gdańskich dokerów, otwarcie popierających
bolszewików, uniemożliwił dostawy broni i sprzętu wojennego z Zachodu dla
Wojska Polskiego.
![]() |
1. Brama Wojskowej Składnicy Tranzytowej na Westerplatte. |
Polskie władze zaczęły więc naciskać
Ligę Narodów na wydzielenie części portu w Gdańsku dla tranzytu materiałów na
potrzeby armii. Decyzja o przekazaniu na ten cel półwyspu Westerplatte,
leżącego u wejścia do portu gdańskiego, zapadła w marcu 1924 roku. W październiku
następnego roku władze Wolnego Miasta Gdańska oddały półwysep Rzeczypospolitej
w bezpłatną i bezterminową dzierżawę. W grudniu zaś przyznano Polakom prawo
utrzymywania na Westerplatte stałej załogi, liczącej 88 żołnierzy. Pierwszy
pododdział wartowniczy w sile 22 ludzi wyokrętował się na Westerplatte 18
stycznia 1926 roku.
W kolejnych latach przystąpiono
do zagospodarowywania półwyspu. Na końcu cypla wybudowano Basen Amunicyjny,
dźwigi przeładunkowe, magazyny, schrony amunicyjne i doprowadzono linię
kolejową. Wzniesiono też elektrownię i zaadaptowano na koszary (tzw. stare)
istniejący budynek poletniskowy. Od terytorium Wolnego Miasta Gdańska składnicę
odgrodzono dwuipółmetrowej wysokości murem z czerwonej cegły. Ochronę placówki
uzupełniała także sieć umieszczonych tuż nad ziemią przewodów, których
przerwanie przez nieproszonych gości powodowało alarm. Zgodnie z umowami międzynarodowymi
stronie polskiej nie wolno było tam budować umocnień i fortyfikacji.
![]() |
2. Basen Amunicyjny na Westerplatte. Widoczne są nowo wybudowane magazyny. |
Ponieważ Rzeczpospolita już w
1926 roku uruchomiła port w Gdyni, wykorzystanie Wojskowej Składnicy
Tranzytowej w jej pierwotnej roli przez państwo polskie było niewielkie. Westerplatte
postrzegane było raczej w kategoriach symbolicznych, jako widomy dowód praw
Rzeczypospolitej w Wolnym Mieście Gdańsku. W przypadku poważnego konfliktu
zbrojnego z Niemcami przeładunek materiałów wojennych przez Westerplatte był w
istocie niemożliwy. Co więcej, bez pomocy z zewnątrz był to posterunek
stracony. Swoją drogę ciekawe, czy ktoś w Sztabie Głównym w Warszawie pokusił
się o sporządzenie rzetelnego bilansu zysków i strat, jakie dawał rozkaz obrony
niepotrzebnych urządzeń portowych i pustych magazynów?
Rozbudowa urządzeń obronnych na półwyspie
Służba polskich żołnierzy
przebiegała stosunkowo spokojnie do momentu, gdy do władzy w Gdańsku doszli
przedstawiciele NSDAP, głoszący hasła powrotu miasta do Niemiec. Napięcie
wzrosło w lutym 1933 roku, po objęciu władzy w Niemczech przez Adolfa Hitlera.
Władze w Warszawie, obawiając się próby puczu nazistowskich bojówek,
postanowiły wzmocnić załogę składnicy. Miała to być także demonstracja siły. W
nocy z 5 na 6 marca transportowiec Polskiej Marynarki Wojennej ORP "Wilia" wysadził na Westerplatte 120 żołnierzy Batalionu Morskiego. Po gwałtownych
protestach Senatu Wolnego Miasta Gdańska żołnierzy wycofano po 10 dniach.
![]() |
3. Wartownia numer 1 na Westerplatte. Widoczne okienka w części piwnicznej to strzelnice kabiny bojowej. |
Wkrótce przezornie przystąpiono
do umacniania polskiej placówki, aby w razie ataku mogła się bronić i czekać na
odsiecz. W newralgicznych punktach składnicy powstały cztery, na pierwszy rzut
oka dość niepozorne wartownie, oznaczone numerami 1, 2, 4 i 5. W rzeczywistości
obiekty te miały żelbetowe stropy i solidne, betonowe podpiwniczenia, gdzie
znajdowały się zamaskowane strzelnice dla dwóch-trzech ciężkich karabinów
maszynowych. Wartownia nr 3 powstała w piwnicach willi podoficerskiej. Poszczególne
wartownie mogły wzajemnie ubezpieczać się ogniem, a ostrzał prowadzony 20-30 cm
nad gruntem był w stanie razić nawet czołgających się żołnierzy. W 1936 roku
oddano też do użytku nowoczesny, dobrze urządzony, trzykondygnacyjny budynek
koszarowy, gdzie obok kwater żołnierskich mieściły się m.in. stanowisko
dowodzenia, radiostacja, magazyn broni i amunicji, agregat prądotwórczy i
studnia artezyjska, dająca załodze rezerwowe zaopatrzenie w wodę, a w
podziemiach kabina bojowa – wartownia nr 6. Koszary zbudowane były z żelbetonu
i pomyślane tak, aby mogły wytrzymać ogień artyleryjski i bombardowanie
lotnicze. Dwie górne kondygnacje budynku miały za zadanie rozładować energię
uderzenia bomby lotniczej, a usypujące się betonowe bloki i stropy oprzeć się
na stropie najważniejszej, podziemnej kondygnacji i tym sposobem wzmocnić jej strukturę.
W garnizonie byli tylko ludzie pewni
Załoga polskiej składnicy
tranzytowej na Westerplatte przed 1939 roku składała się z 2 oficerów, 20
podoficerów i 66 szeregowych. Ponadto zatrudniano około 20 pracowników
cywilnych. Służbę pełnili rotacyjnie żołnierze oddelegowani z różnych Wielkich
Jednostek Wojska Polskiego. Zmiana trwała pół roku w przypadku podoficerów i
szeregowych pochodzących z poboru. Dłużej służyli oficerowie i podoficerowie
zawodowi. Od marca 1938 roku do załogi dobierano ludzi o wysokim morale,
wyłącznie narodowości polskiej, pochodzących z województw centralnych lub
południowo-wschodnich, o wzroście powyżej 1,70 m, niekaranych, dobrze
przeszkolonych zwłaszcza w zakresie obsługi broni maszynowej. Ostatnią służbę
wartowniczą na Westerplatte pełnili żołnierze 2. Dywizji Piechoty Legionów.
![]() |
4. Żołnierze garnizonu Westerplatte w świetlicy. |
Wraz z gwałtownym pogorszeniem
się stosunków dyplomatycznych na linii Warszawa-Berlin, w okresie gdy Wehrmacht
wkroczył do Pragi, anektowana została przez Niemców litewska Kłajpeda, a Hitler
zażądał od Polski eksterytorialnej autostrady do Prus Wschodnich, załoga składnicy
została postawiona w stan pogotowia. Zwłaszcza po aneksji Kłajpedy obawiano
się, że niemiecka flota zechce złożyć w Gdańsku "niezapowiedzianą wizytę" i
przy wsparciu miejscowych sympatyków Niemcy pokuszą się o próbę zajęcia
polskiej enklawy.
Ponieważ w Gdańsku mnożyły się
antypolskie incydenty i gołym okiem było widać przygotowania wojenne,
zmodyfikowano system obrony placówki. Do końca sierpnia zbudowano siłami załogi
drewniano-ziemne umocnienia polowe, mające stanowić zewnętrzny pierścień obrony.
Te umocnienia, zwane placówkami to: "Tor kolejowy", "Przystań", "Fort", "Placówka
sierż. Deika", "Elektrownia", "Łazienki" i "Prom". Wzniesiono też zaporę
przeciwczołgową z szyn kolejowych, rzędy zasieków z drutu kolczastego, a w celu
zapewnienia lepszej widoczności i odkrycia pola ostrzału wycięto niektóre
drzewa i krzewy. By zamaskować prace przed wzrokiem niemieckich obserwatorów,
prowadzono je w nocy. Obsady placówek przebywały na swoich stanowiskach między
zmrokiem, a świtem, aby nie zdradzić się wobec przeciwnika.
![]() |
5. Placówka "Fort" stanowiła najmocniejszy punkt oporu zewnętrznego pierścienia obrony, ponieważ powstała w oparciu o dawny schron betonowy. |
Wiosną i latem 1939 roku
zwiększono po kryjomu stan załogi. 31 sierpnia 1939 roku liczyła ona, według
różnych źródeł od 205 do 225 ludzi – żołnierzy oraz pracowników kontraktowych, w
tym 6 oficerów. Komendantem Wojskowej Składnicy Tranzytowej na Westerplatte od
3 grudnia 1938 roku był major Henryk Sucharski, skryty i małomówny 41-letni
weteran poprzedniej wojny w składzie armii austriackiej oraz uczestnik walk z
Czechami o Zaolzie i wojny
polsko—bolszewickiej. Jego zastępcą oraz dowódcą oddziału wartowniczego był
służący na Westerplatte od grudnia 1937 roku energiczny, 35-letni kapitan
Franciszek Dąbrowski, syn generała brygady Romualda Dąbrowskiego. Według źródeł
obaj oficerowie niezbyt za sobą przepadali, a ich stosunki można było uznać za
służbowo poprawne. Pozostali oficerowie to: kapitan Mieczysław Słaby - lekarz, porucznik
Leon Pająk – dowódca odcinka obrony "Wschód", podporucznik Zdzisław Kręgielski –
dowódca odcinka obrony "Zachód" oraz porucznik Franciszek Grodecki, który odpowiadał za wyposażenie techniczne.
![]() |
6. Major Henryk Sucharski - ostatni komendant Wojskowej Składnicy Tranzytowej na Westerplatte. |
Siłę ognia samotnej palcówki
zapewniały przemycone po kryjomu działo polowe kaliber 75 mm wz. 02/26, tzw. "prawosławne", dwa przeciwpancerne działka Bofors wz. 36 kalibru 37 mm i cztery
moździerze Stokes Brandt kalibru 81 mm. Ponadto na uzbrojeniu załogi znajdowało
się 18 cekameów wz. 30, 17 erkaemów Browning wz. 28, 8 elkaemów Maxim wz. 08/15,
około 160 karabinków piechoty Mauser wz. 98, około 40 pistoletów ViS wz. 35 i
innych wzorów stanowiących broń boczną oficerów i podoficerów oraz około
tysiąca granatów. Zapasy żywności miały wystarczyć na miesiąc. Piętą
achillesową Składnicy był brak uzbrojenia przeciwlotniczego – być może niektóre
elkaemy posiadały trójnożne podstawy do strzelania przeciwlotniczego.
Według pierwotnych rozkazów
żołnierze Westerplatte mieli bronić się maksimum 6 godzin. Początkowo polskie
dowództwo planowało, że w tym czasie nadejdzie odsiecz w postaci tzw. Korpusu
Interwencyjnego, dowodzonego przez generała brygady Stanisława Skwarczyńskiego,
ale tylko w przypadku, gdyby aktywność przeciwnika ograniczyła się do Wolnego
Miasta Gdańska i doszło tam do proniemieckiego puczu. Plany te porzucono, gdy
zdano sobie sprawę, że dojdzie do otwartego konfliktu zbrojnego z III Rzeszą.
Kurtuazyjna wizyta "Schleswiga-Holsteina" w Gdańsku
Dwie godziny przed północą 23
sierpnia 1939 roku w stacjonującej tymczasowo w zaanektowanej Kłajpedzie 3. Marine-Stoßtrupp-Kompanie czyli doborowej
Kompanii Szturmowej Marynarki Wojennej ogłoszono alarm. Żołnierze zostali
załadowani na sześć trałowców, które wzięły kurs na zachód. Późnym wieczorem 24
sierpnia na wysokości Ustki nastąpiło spotkanie niemieckiej flotylli ze
szkolnym pancernikiem "Schleswig-Holstein", na którego pokład zaokrętowali się
żołnierze kompanii szturmowej wraz z wyposażeniem. Ukryto ich w najniżej
położonych pomieszczeniach okrętu i "Schleswig-Holstein" wziął kurs w kierunku
Wolnego Miasta Gdańska. Przybył tam przed południem 25 sierpnia i zacumował w
Nowym Porcie, dokładnie naprzeciwko Polskiej Składnicy Tranzytowej na
Westerplatte.
![]() |
7. Niemiecki pancernik szkolny "Schleswig-Holstein" w Gdańsku we wrześniu 1939 roku. |
Kiedy tuż po 17.00 na pokład
niemieckiego pancernika przybyli prezydent Senatu Wolnego Miasta Gdańska Arthur
Greiser i dowódca gdańskich sił policyjnych generał Georg Friedrich-Eberhardt, dowódca
okrętu komandor Gustaw Kleikamp poinformował ich o swoich rozkazach: następnego
dnia rano kompania szturmowa wspierana działami "Schleswiga-Holsteina" miała
uderzyć i zdobyć polską placówkę na Westerplatte. Niespodziewanie jednak w nocy
rozkaz ten odwołano.
Przez kilka kolejnych dni stary
pancernik cumował na swoim miejscu. Żołnierze kompanii jeśli pojawiali się na
pokładzie to wyłącznie w sportowych strojach, aby zanadto nie rzucać się w
oczy. W międzyczasie niemiecki okręt był wizytowany przez Komisarza Generalnego
RP w Wolnym Mieście Gdańsku Mariana Chodackiego i Wysokiego Komisarza Ligi Narodów
Carla Burckhardta. W końcu, w czwartkowy
wieczór 31 sierpnia, komandor Kleikamp otrzymał zaszyfrowany radiogram z rozkazem
do ataku następnego dnia o świcie. Pół godziny przed północą kompania szturmowa
zaczęła schodzić z pokładu pancernika na ląd. O świcie, po pierwszych salwach z
pancernika, żołnierze w mundurach feldgrau z małą kotwiczką wyhaftowaną na
lewym rękawie, mieli uderzyć na, jak mniemali, nieprzygotowaną na ich atak
załogę Wojskowej Składnicy Tranzytowej. Sukces miał być więc gwarantowany. Co
ciekawe, Niemcy posiadali mizerną wiedzę na temat przypuszczalnego systemu
obrony przeciwnika, a bujny las liściasty na Westerplatte skutecznie chronił
przed obserwacją z pokładu pancernika lub z wyższych budynków w Nowym Porcie.
Wojna!
Po południu 31 sierpnia na
Westerplatte zawitał podpułkownik Wincenty Sobociński, szef Wydziału Wojskowego
Komisariatu RP w Gdańsku i bezpośredni zwierzchnik placówki. Sobociński
przypuszczalnie ostrzegł majora Sucharskiego o możliwości ataku na Westerplatte
w ciągu najbliższych 24 godzin, polecił wytrwać 12 godzin i jednocześnie
rozwiał jakiekolwiek nadzieje na nadejście odsieczy. Sucharski te informacje
zostawił dla siebie. Pozostali oficerowie mogli się tylko domyślać powodów
wizyty Sobocińskiego i czekać na to, co przyniesie los. Na terenie polskiego
bastionu obowiązywał stan podwyższonego pogotowia. Ostatnie chwile pokoju i
pierwszy dzień wojny tak relacjonował kapitan Franciszek Dąbrowski:
31 sierpnia. O zmierzchu jak
zwykle placówki "Prom" i "Przystań" (pierwsza dowodzona przez chor. Jana
Gryczmana, druga przez ppor. Zdzisława Kręgielskiego) zajmują swe stanowiska.
Po terenie Składnicy co pewien czas chodzą patrole miedzy wartowniami.
Około godziny 24 udałem się na
ront wraz z kpt. Słabym. Reda była pusta, a port jakby zupełnie wymarł.
Po powrocie poszedłem do
majora Sucharskiego i zameldowałem o moich spostrzeżeniach. Następnie położyłem
się w mundurze na łóżku wstawionym do gabinetu komendanta. Sen mam bardzo
czujny. Nagle… Co to?... Nad ranem dwa wybuchy pocisków armatnich dużego kalibru
na naszym terenie?
Zerwałem się na równe nogi.
Tak, to niezawodnie "Schleswig" przebywający z wizytą kurtuazyjną w Gdańsku
składa nam swe „wizytówki” w niedwuznaczny sposób. Nie ma już żadnych
wątpliwości – to wojna.
![]() |
8. Porucznik Franciszek Dąbrowski. |
Następuje alarm załogi…
Major Sucharski chwyta za
telefon i daje rozkaz oficerowi służbowemu Składnicy zaalarmowania całej
załogi. Po chwili odzywają się dzwonki alarmowe na wartowniach i w koszarach.
Dzwonię na placówkę "Prom" do
chor. Gryczmana by otrzymać wyjaśnienie o sytuacji na przedpolu. Gryczman
melduje, że mur jest zniszczony. Daje mu rozkaz otwarcia ognia na wypadek
wkroczenia Niemców na Westerplatte.
Wpadam do centrali
telefonicznej, chcąc sprawdzić, czy mamy jeszcze połączenie z miastem.
Stwierdzam, że połączenie z Gdańskiem już nie działa.
Zaskoczenie nie udało się
Niemcom. Placówka "Prom", a ściślej mówiąc jej zmniejszona obsada nocna, była
już w trakcie przygotowań do odejścia do koszar. Jednak pojedynczy strzał z
broni ręcznej przed pierwszą salwą pancernika spotęgował czujność dowódcy
placówki. Obsada nie odeszła do koszar, a teraz powstrzymuje ogniem napór
wdzierających się na nasz teren Niemców.
Uzupełnienia obsad placówki i
wartowni wybiegają z koszar przez rusznikarnię na swoje stanowisko. Żegnam się
z por. Pająkiem, który wraz ze swoją grupą – uzupełnieniem odchodzi, by
wzmocnić będącego już w walce chor. Gryczmana i przejąć od niego dowództwo
placówki.
![]() |
9. Jan Gryczman na zdjęciu powojennym w stopniu majora ludowego Wojska Polskiego. |
Budynek koszar jest pod ogniem
artylerii i broni maszynowej, który jednak nie czyni na razie specjalnie
odczuwalnych dla obrony szkód ani strat w załodze.
Żołnierze i młodzi
podoficerowie z ciekawością zadzierają w górę głowy na odgłos świstu
przelatujących nad nimi pocisków karabinowych. Był to dla nich, podobnie jak
dla mnie, pierwszy chrzest bojowy.
Wracam na posterunek
dowództwa, który zainstalowano w pokoju oficera służbowego, sąsiadującego z
pomieszczeniem centrali telefonicznej sieci wewnętrznej. Co chwila przez
uchylone drzwi dochodzą dźwięki brzęczków centrali. To poszczególni dowódcy
wartowni i placówek składają meldunki o gotowości bojowej i sytuacji na swoich
odcinkach.
Dochodzi godzina siódma rano.
Korzystając z tego, że natężenie walki osłabło, schodzę do radiostacji, by
wysłuchać komunikatu rozgłośni warszawskiej. Radiotelegrafista st. sierż.
Kazimierz Rasiński nastawia odbiornik. Słyszę głos speakerki warszawskiej, która
ogłasza wobec świata napaść Niemiec hitlerowskich na Polskę.
Rasiński melduje mi też o
usłyszanym komunikacie stacji gdańskiej "Landessender Danzig", że gauleiter
Gdańska Adalbert Forster ogłosił włączenie Gdańska do Rzeszy.
Wracam na posterunek dowództwa
i składam majorowi meldunek o wysłuchanym dopiero co komunikacie radiowym z
Warszawy. Mamy więc oficjalne potwierdzenie tego, co na własne oczy widzimy.
Dla nas, osamotnionej placówki
polskiej wieść o wybuchu wojny nie jest zaskoczeniem. Z chwilą kiedy pancernik "Schleswig Holstein" przedłużał swój pobyt w Gdańsku – stało się dla nas jasne,
że w wypadku zbrojnego konfliktu polsko-niemieckiego nie ograniczy się on do
zatargu polsko-gdańskiego.
Niedługo trwa względny spokój. "Schleswig" podchodzi na wysokość Zakrętu Pięciu Gwizdków, tuż na zachód od
starej twierdzy Wisłoujście.
![]() |
10. Pancernik "Schleswig-Holstein" prowadzi ostrzał Westerplatte. |
W miejscu tym kanał jest
szerszy. Ustawiwszy się burtą do nas pancernik razi z odległości 400-600 metrów
placówkę "Prom". Melduje o tym mjr Sucharskiemu – ppor. Kręgielski, który ma
doskonałą widoczność na kanał portowy aż do twierdzy Wisłoujście.
Morderczy ogień artyleryjski
na placówkę "Prom" trwa kilkanaście minut, poczem przenosi się na koszary.
Dochodzi do nas wiadomość o ciężkim zranieniu por. Pająka.
Bój placówki „Prom”
Wspomnienia przywołanego przez kapitana Dąbrowskiego porucznika Leona
Pająka pozwalają uzmysłowić sobie, co musieli przeżywać polscy żołnierze na
stanowiskach bojowych:
Tuż przed świtem przeszywa
panującą wokół Westerplatte ciszę potężny huk dział z pancernika "Schleswig-Holstein" oraz silniejsza jeszcze eksplozja w części wschodniej; to
wysadzona została brama w murze zagradzającym drogę na Westerplatte.
Jednocześnie słychać brzęk szyb lecących w koszarach od pocisków karabinów
maszynowych i detonacji pocisków artyleryjskich.
Dosłownie w kilkanaście
sekund, chwyciwszy hełm, pistolet i maskę przeciwgazową, zbiegłem na parter.
Stąd wybiegały grupki żołnierzy na swoje stanowiska. (…) Na całej szerokości
naszego przedpola, wzdłuż wysadzonego muru, na wysokości stacji kolejowej,
widać nacierającą linię dwóch plutonów nieprzyjaciela. Nasze potykacze i
przeszkody z drutu kolczastego uniemożliwiają im swobodne skoki. Trwa walka
ogniowa z odległości 150-200 m. (…)
W pewnym momencie, nie wiem,
która to była godzina, gdyż w wirze walki nie pamiętałem o zegarku,
spostrzegłem zbliżającą się w kierunku kanału kolumnę niemiecką. Po skutecznych
seriach oddział ten idzie w rozsypkę, żołnierze chowają się do kamienic i w podwórka.
Na ulicy pozostał tylko uszkodzony samochód, z którego uciekła obsługa.
Spoza zburzonego muru z lasku
wdziera się nowa fala nacierających. Tym razem widać mundury kompanii
szturmowej marynarki i ciemnozielone piechoty. (…) To trzecie z kolei natarcie
również się załamuje.
![]() |
11. Kadr z filmu przedstawiający pożar na terenie placówki "Prom". |
Natężenie ognia słabnie.
Rozsypana tyraliera nieprzyjaciela wgryza się w ziemię. Po pewnym czasie
obserwujemy jego pojedynczy, nieznaczny ruch do tyłu.
Gdzieś z daleka, z rejonu
Gdynia-Orłowo, dochodzą nas odgłosy walki. Pocieszające myśli o spodziewanej
odsieczy cisną się do głowy. Nagle ten chwilowy spokój przerywa huk dział i
wybuchy pocisków obramowujących stanowiska placówki "Prom". Istny grad lecących
z nieba odłamków żelaza, gałęzi drzew i całych wierzchołków. W tej sytuacji
zjawia się nagle myśl, która przypomina o obowiązku meldowania dowódcy.
Jeden skok do odległego o 3
metry telefonu. Nawała ogniowa trwa. Zdążyłem powiedzieć majorowi Sucharskiemu
zaledwie parę słów o strasznym ogniu, jaki spada na placówkę "Prom", gdy
połącznie telefoniczne zostało przerwane. Robię skok powrotny na stanowisko i w
tym momencie szarpie mnie do tyłu jakaś siła. Tracę przytomność.
Porażka kompanii szturmowej Kriegsmarine
"Schleswig-Holstein" oddał
pierwszą salwę w kierunku polskiej placówki o godzinie 4.47. Jego ciężkie
pociski zniszczyły bramę kolejową oraz wybiły kilka dziur w murze okalającym
składnicę, przez które mieli się przedrzeć żołnierze kompanii szturmowej. Oni
sami rozpoczęli akcję o 4.56. W pewnej chwili jedna z salw pancernika omal nie
nakryła idących do ataku Niemców! Dowódca kompani zmuszony był wystrzelić
ostrzegawczą racę, aby ostrzec o pomyłce. Oba plutony strzeleckie szły do ataku
na skrzydłach, pomiędzy nimi posuwał się pluton saperów. Tuż za ugrupowaniem
piechoty obsługa przetaczała 20-milimetrowe działko automatyczne, mające
stanowić bezpośrednie wsparcie. Bezwartościowe okazały się kompanijne
moździerze 81 mm, bowiem w skrzynkach, w których miały być granaty do nich,
znajdowała się ćwiczebna amunicja!
![]() |
12. Niemiecka piechota na Westerplatte. |
Jak pisał kapitan Dąbrowski, Polacy
nie dali się zaskoczyć zwłaszcza, że któryś z napastników nie wytrzymał nerwowo
i przypadkowo wypalił ze swojej broni pół godziny przed pierwszą salwą
pancernika. Dyżurna obsada położonej blisko głównej bramy Składnicy placówki "Prom", dowodzona przez chorążego Jana Gryczmana, doświadczonego weterana I
wojny światowej i wojny polsko-bolszewickiej, natychmiast poinformowała o
incydencie zerwanego z łóżka majora Henryka Sucharskiego. Dowódca polskiej
składnicy nakazał zdwoić czujność, żołnierze sprawnie zajęli przypisane im
stanowiska bojowe i w atakujące szeregi niemieckich napastników bluznęły silnym
ogniem karabiny maszynowe, wycinając w nich krwawe szczerby. Jeden pluton
strzelecki oraz saperzy zalegli. Na teren Składnicy wdarł się tylko drugi
pluton, jednak i ten został przyszpilony polskimi kulami do ziemi. Na pokład "Schleswiga-Holsteina" zaczęły napływać alarmujące meldunki z prośbami o
sanitariuszy, nosze i dodatkowego lekarza!. Z powodu dużych strat, szacowanych
na około 50 ludzi, o godzinie 6.22 dowódca kompani szturmowej porucznik Wilhelm
Henningsen wycofał swoich żołnierzy.
Kolejne natarcie nieprzyjaciela
Jeszcze tego samego dnia
przygotowano drugi szturm na Westerplatte. Tym razem staranniej. "Schleswig-Holstein", w przeciwieństwie do poprzedniego razu, położył dwukrotnie,
z kilkunastominutową przerwą, prawdziwą nawałę ogniową, wystrzeliwując 90
pocisków kalibru 280 mm i 407 pocisków
150 mm. Ciężkie chwile przeżywała zwłaszcza placówka „Prom”, na której skupił
się niemiecki ogień. Uszkodzona została także jedyna armata polowa obrońców,
która w pierwszym natarciu dała się we znaki niemieckim stanowiskom broni
maszynowej, umiejscowionym w budynkach po drugiej stronie kanału portowego.
Atak lądowy ruszył o 8.55. Tym
razem przetrzebioną kompanię Kriegsmarine wspierał pluton esesmanów z miejscowego
pułku SS-Heimwehr Danzing. Idący w centrum 1. Pluton Kompanii Szturmowej
ugrzązł w lejach po ciężkich pociskach pancernika i plątaninie pociętych
pociskami krzewów i drzew. Esesmani skompromitowali się, utraciwszy kontakt z
sąsiednimi oddziałami i wycofali pod wzmagającym się z każdą chwilą ogniem
Polaków. Piechurzy morscy, którzy choć mozolnie, ale powoli posuwali się do
przodu i zmusili w pewnym momencie do wycofania się obsady placówki "Prom", dostali
się w krzyżowy ostrzał z aż trzech wartowni. Wkrótce odezwały się także polskie
moździerze, dowodzone przez plutonowego Józefa Bieniasza, powodując popłoch w
szeregach wroga. W obliczu wzmagającego się ognia obrońców, odwrotu esesmanów
oraz obawy przed oskrzydleniem, także i żołnierze kompanii szturmowej wycofali
się około godz. 12.35. W międzyczasie, próbując poderwać swoich ludzi do walki,
został śmiertelnie ranny porucznik Wilhelm Henningsen. Natarcie niemieckie
ponownie się więc załamało. Po godzinie 14.00 na Westerplatte zapadła cisza.
Pierwszy dzień walk nie przyniósł
więc Niemcom spodziewanego, łatwego sukcesu, co więcej zamienił się dla nich w
krwawą jatkę i prawdziwy blamaż. Sama tylko elitarna kompania szturmowa
utraciła 15 poległych oraz 96 ciężej i lżej rannych, co stanowiło połowę stanu
etatowego tej jednostki. Łącznie zabitych z wszystkich niemieckich formacji i
na pancerniku miało być tego dnia kilkudziesięciu i 120 rannych. Tak wysokie straty
zdeprymowani Niemcy tłumaczyli obecnością "polskich strzelców na drzewach", a
niemożność zdobycia Składnicy usprawiedliwiano rzekomym istnieniem tam
potężnych betonowych bunkrów, połączonych podziemnymi tunelami. Adolf Hitler
wpadł w furię, gdy poinformowano go o fiasku podjętych działań. Dyktatorowi
zależało na jak najszybszym zdobyciu Westerplatte, aby nie psuć uroczystości z
okazji włączenia Gdańska do III Rzeszy. Powody do wściekłości miał również
prezydent Senatu Wolnego Miasta Gdańska Arthur Greiser, który przybył w
mundurze paradnym SS z zamiarem sfotografowania się na tle zdobytych polskich
pozycji. Polska załoga miała więc wszelkie powody do zadowolenia, atmosfera wśród
żołnierzy była dobra, morale wysokie, choć również poniesiono straty: 4
poległych i około 10 rannych, którymi troskliwie zajął się kapitan Słaby. Niemniej
agresorzy nie zamierzali rezygnować ze zdobycia Wojskowej Składnicy Tranzytowej.
Następnego dnia miało uderzyć Luftwaffe…
***
Źródła fotografii:
- Domena publiczna.
- Narodowe Archiwum Cyfrowe.
- Wikimedia Commons CC BY 3.0.
- Narodowe Archiwum Cyfrowe.
- Wikimedia Commons CC BY-SA 4.0.
- Domena publiczna.
- Domena publiczna.
- Domena publiczna.
- Domena publiczna.
- Domena publiczna.
- Narodowe Archiwum Cyfrowe.
- Domena publiczna.
- Wikimedia Commons CC BY-SA 3.0.
Bibliografia:
- Andrzej S. Bartelski: Straty osobowe Kriegsmarine i jednostek podległych na Wybrzeżu w czasie Wojny Polskiej 1939 roku, "Morze, Statki i Okręty" 2014, nr 4.
- Mariusz Borowiak: Westerplatte. W obronie prawdy, Gdańsk 2001.
- Franciszek Dąbrowski: Żołnierze z Westerplatte, "Morze" 1957, nr 9.
- Piotr Derdej: Westerplatte – Oksywie – Hel 1939, Warszawa 2009.
- Marcin Dudek: Fortyfikacje Wojskowej Składnicy Tranzytowej na Westerplatte, Warszawa 2015.
- Andrzej Drzycimski, Stanisława Górnikiewicz: Wojna zaczęła się na Westerplatte, Gdańsk 1989.
- Zbigniew Flisowski: Czwarta czterdzieści pięć, Warszawa 1967.
- Zbigniew Flisowski: Westerplatte, Warszawa 1984.
- Piotr Laskowski: Kompania szturmowa Kriegsmarine w walkach na Westerplatte w 1939 r., "Przegląd Morski" 2008, nr 9.
- Rolf Michaelis: SS – Heimwehr Danzig, Warszawa 2003.
- Robert Michulec: Westerplatte – bohaterstwo ze skazą?, "Poligon" 2014, nr 1.
- Piotr Mickiewicz: Westerplatte: fakty, mity, legenda, "Wiedza obronna" 2009, nr 3.
Komentarze
Prześlij komentarz