Jedwabne. Czy komuś jeszcze zależy na rzetelnym wyjaśnieniu zbrodni na Żydach?

Od rana 10 lipca 1941 roku Polacy z Jedwabnego i sąsiednich miejscowości zaczęli wyciągać miejscowych Żydów z domów i spędzać ich na rynek, gdzie mieli sprzątać plac, byli bici, a kilku zostało zamordowanych. Kilkudziesięciu Żydom Polacy kazali rozbić pomnik Lenina postawiony przez Sowietów w czasie gdy okupowali miasteczko, a potem zmusili ich do zaniesienia elementów pomnika za miasto. Tam zostali zabici i wrzuceni do dołu. Po południu około 300 innych Żydów – kobiet, mężczyzn i dzieci – motłoch zapędził do drewnianej stodoły za miastem, gdzie ofiary zostały zamknięte i spalone żywcem.

Zazwyczaj taka jest przedstawiana wersja tragicznych wydarzeń, do których doszło wówczas w Jedwabnem. Fakt dokonania zbrodni na żydowskiej ludności miasteczka jest bezsporny. Kontrowersję budzi natomiast faktyczna rola miejscowych Polaków. Według ustaleń śledztwa Instytutu Pamięci Narodowej zbrodniarzy mieli inspirować Niemcy, natomiast Jan Tomasz Gross dowodził, że przywódcami tłumu było czterech Polaków, byłych współpracowników NKWD, którzy teraz próbowali się uwiarygodnić przed nowym okupantem, a sam mord przypisywał "wrodzonemu antysemityzmowi Polaków" i ich zachłanności. Czy polscy cywile rzeczywiście stanowili istotną część sprawców, uczestniczących w tym dniu w popełnieniu zbrodni w Jedwabnem? Jeśli tak, to czy działali oni pod przymusem, który powodowałby bezpośrednie zagrożenie ich własnego życia, czy też uczynili to z własnej woli? Czy wreszcie wszystko w tej historii zostało przedstawione w sposób wystarczająco obiektywny i uczciwy? I dlaczego zostało przerwane śledztwo, mogące przybliżyć szczegółowe wyjaśnienie wszystkich aspektów mordu, którego wynik nie pozwoliłby na pozostawianie pola do ewentualnych nadużyć w tej sprawie? 

1. Pomnik w Jedwabnem, upamiętniający pomordowanych Żydów. 

Za pierwszego Sowieta 

O Jedwabnym, polskim miasteczku w województwie podlaskim, jako miejscu masowego mordu popełnionego na Żydach 10 maja 1941 roku, stało się głośne w świecie po opublikowaniu przez polsko-amerykańskiego socjologa pochodzenia żydowskiego Jana Tomasza Grossa książki pt. "Sąsiedzi. Historia zagłady żydowskiego miasteczka", której tłumaczenie ukazało się w dużych nakładach na Zachodzie, m.in. we Francji, w Niemczech, USA i Izraelu. Książka szybko stała się podstawą przebogatej publicystyki, oskarżającej Polaków o współudział w holocauście.

Po agresji niemiecko-sowieckiej 1939 roku tereny te przypadły Sowietom. Wszyscy mieszkańcy ziem wcielonych do ZSRR zostali uznani za obywateli sowieckich, zaś ludność polską poddano szczególnym represjom. Z zachowanych przekazów wynika, że część ludności żydowskiej zachowywała się skrajnie nieprzyjaźnie wobec Polaków. Armia Czerwona została uroczyście powitana przez miejscowych Żydów i pozostałych przedstawicieli mniejszości narodowych: stawianie bram tryumfalnych i całowanie pancerzy sowieckich czołgów, ataki na żołnierzy Wojska Polskiego, wyszydzanie klęski państwa polskiego, denuncjowanie Polaków oraz zasilanie administracji i aparatu przemocy okupanta było postawą powszechną. W domach Polaków rozpoczęły się brutalne rewizje, podczas których pozbawiano ich co wartościowszych rzeczy. 

Z Jedwabnego i okolic, w ramach masowych deportacji, wywieziono na Syberię kilkaset osób, w tym urzędników, policjantów, nauczycieli, działaczy politycznych, zamożniejszych chłopów. Rekrutująca się z Żydów czerwona milicja asystowała przy wywózce Polaków, naprowadzając enkawudzistów na poszczególne adresy. Ta spolegliwość i służalczość w stosunku do sowieckich okupantów, ocierająca się właściwe o zdradę stanu, będzie Żydom zapamiętana. Jednak niektórzy historycy i publicyści zrzucą to, co za chwilę się stanie w Jedwabnem, na karb dużych wpływów Narodowej Demokracji w tym rejonie.

2. Czerwonoarmiści w odległym o 40 km od Jedwabnego Knyszynie rozdają propagandowe gazety. Miejscowa ludność żydowska, białoruska i ukraińska we wschodniej Polsce często stawiała agresorom bramy powitalne.  

Po wybuchu wojny niemiecko-sowieckiej 22 czerwca 1941 roku i wkroczeniu następnego dnia do Jedwabnego armii niemieckiej, miały miejsce liczne samosądy na szczególnie gorliwych współpracownikach władzy sowieckiej. Jednak mimo zachęt Niemców nie doszło do szczególnie drastycznych wystąpień przeciwko ludności żydowskiej, spośród której najbardziej zaangażowani kolaboranci władzy sowieckiej zbiegli na wschód razem z Armią Czerwoną.

Świadek Szmul Wasersztajn

Dopiero 10 lipca, według wersji zawartej w pisemnych relacjach żydowskich, ludność polska, zachęcona przez Niemców, samodzielnie wymordowała, poprzez spalenie żywcem w stodole, 1600 mieszkańców miasta pochodzenia żydowskiego, Niemcy w tej zbrodni mieli nie brać udziału, a ich rola miała ograniczać się wyłącznie do fotografowania i filmowania jej przebiegu. Podstawą wszelkich ocen i rekonstrukcji wydarzeń stała się relacja Szmula Wasersztajna, mieszkańca Jedwabnego, który w omawianym okresie miał 18 lat. Dodajmy, że relacja znana jest jedynie z polskiego odpisu (oryginału w jidysz nie odnaleziono nigdy), datowana na 5 kwietnia 1945 roku, złożona w Żydowskiej Komisji Historycznej w Białymstoku.

Świadek twierdzi w niej, że był naocznym świadkiem opisywanych wydarzeń, a jego drastyczna opowieść jest bardzo bogata w szczegóły:

    W Jedwabnie do wybuchu wojny żyło 1600 Żydów, z których uratowało się tylko 7, przechowanych przez Polkę Wyrzykowską, zamieszkałą niedaleko miasteczka. W poniedziałek wieczorem, 23-go czerwca 1941 roku Niemcy wkroczyli do miasteczka. Już 25-go przystąpili swojscy bandyci, z polskiej ludności, do pogromu Żydow. 2-ch z tych bandytów (...), chodząc razem z innymi bandytami po żydowskich mieszkaniach, grali na harmonii i klarnecie, aby zagłuszyć krzyki żydowskich kobiet i dzieci. (...) W międzyczasie rozpowszechniono pogłoskę, że Niemcy wkrótce wydadzą rozkaz zniszczenia wszystkich Żydów. Taki rozkaz został wydany przez Niemców 10 VII 1941.

    Mimo, że taki rozkaz wydali Niemcy, ale polscy chuligani podjęli go i przeprowadzili najstraszniejszymi sposobami - po różnych znęcaniach i torturach, spalili wszystkich Żydów w stodole. (...) 10 VII 1941 r. rano przybyło do miasteczka 8 gestapowców, którzy odbyli naradę z przedstawicielami władz miasteczka. Na pytanie gestapowców jakie mają zamiary w stosunku do Żydów, to wszyscy jednomyślnie odpowiedzieli, że trzeba wszystkich zgładzić. Na propozycje Niemców, ażeby z każdego zawodu zostawić przy życiu jedną rodzinę żydowską, obecny miejscowy stolarz Szleziński Br. odpowiedział: mamy dosyć swoich fachowców, musimy wszystkich Żydów zgładzić, nikt z nich nie może zostać żywym. Burmistrz Karolak i wszyscy pozostali zgodzili się z jego słowami. Postanowiono wszystkich Żydów zebrać w jedno miejsce i spalić. Do tego celu oddał Szleziński swoją własną stodołę znajdującą się niedaleko miasteczka.

3. Polscy i żydowscy uczniowie szkoły w Jedwabnem, 1933 rok. 

    Po tym zebraniu rozpoczęła się rzeź. Miejscowi chuligani wszyscy uzbrojeni w siekiery, w specjalne kije - w których były nabite gwoździe - i inne narzędzia zniszczenia i tortur, wypędzili wszystkich Żydów na ulice. Jako pierwsza ofiara, swoich diabelskich instynktów, wybrali 75 najmłodszych i najzdrowszych Żydów, którym kazali podnieść z miejsca i zanieść wielki pomnik Lenina (...). Było to niemożliwe ciężkie, ale pod gradem straszliwych uderzeń musieli jednak Żydzi to zrobić. Niosąc pomnik musieli jeszcze do tego śpiewać, aż przynieśli go na wskazane miejsce. Tam zmuszono ich do wykopania dołu i wrzucenia pomnika. Po tym ci sami Żydzi zostali zakatowani na śmierć i wrzuceni do tego samego dołu.

    Drugim znęcaniem się było: mordercy zmusili każdego Żyda do wykopania grobu i pogrzebania poprzednio zabitych Żydów, później ci z kolei zostali zamordowani i pochowani przez innych. Trudno jest do odzwierciedlenia wszystkich okrucieństw chuliganów i trudno jest znaleźć w historii naszych cierpień coś podobnego. Spalano brody starych Żydów, zabijano niemowlęta u piersi matek, bito morderczo i zmuszano do śpiewów, tańców itp.

    Pod koniec przystąpiono do głównej akcji - do pożogi. Całe miasteczko zostało otoczone przez straż, tak, że nikt nie mógł uciec, później ustawiono wszystkich Żydów po 4 w szeregu, a Rabina powyżej 90-ciu lat Żyda, i rzezaka postawili na czele, dano im czerwony sztandar do rąk i pędzono ich śpiewając do stodoły. Po drodze chuligani bili ich bestialsko. Obok bramy stało kilka chuliganów, którzy grając na rożnych instrumentach, starali się zagłuszyć krzyki nieszczęśliwych ofiar. Niektórzy z nich próbowali się bronić, ale byli bezbronni. Pokrwawieni, skaleczeni zostali wszyscy wepchnięci do stodoły. Potem stodoła została oblana benzyną i podpalona, po czym poszli bandyci po żydowskich mieszkaniach szukając pozostałych chorych i dzieci. Znalezionych chorych zanieśli sami do stodoły, a dzieci wiązali po kilka za nóżki i przytaszczali na plecach, kładli na widły i rzucali na żarzące się węgle. Po pożarze z jeszcze nierozpadłych ciał wybijali siekierami złote zęby z ust i na różne sposoby zbezczeszczali ciała świętych męczenników.

Jaka była rzeczywista liczba ofiar?

Ustalenia polskich historyków, analizujących relację Wasersztajna wskazują, że zawiera ona wiele informacji nieprawdziwych i sprzecznych. W całym rejonie jedwabieńskim podczas okupacji sowieckiej mieszkało około 1400 Żydów, w samym miasteczku 562. Ponadto część z nich uciekła w czerwcu 1941 do Łomży i innych miasteczek lub dalej na wschód z Armią Czerwoną. Wielu młodych mężczyzn powołano jeszcze przed wybuchem wojny do Armii Czerwonej. Pewne jest również, że do listopada  1942 mieszkało nadal w tej Jedwabnem ok. 100-200 miejscowych Żydów. Zatem sama liczba ofiar jest fałszywa, w rzeczywistości była bowiem kilka razy niższa.

Mało prawdopodobną jest też opowieść Wasersztajna o "naradzie" gestapowców z "władzami miasteczka", albowiem takich wówczas nie było. Przedstawiciele polskich, przedwojennych miejscowych władz zostali aresztowani przez NKWD i ślad po nich zaginął. Sowieckie władze okupacyjne uciekły, natomiast ów "burmistrz" Marian Karolak (w rzeczywistości szwagier przedwojennego burmistrza) i jego współpracownicy byli tymczasowymi nominatami nowych okupantów. Ponadto wątpliwe jest, aby odbyła się jakakolwiek "konsultacja" Niemców z przedstawicielami lokalnych społeczności, którzy przecież mogli kategorycznie sprzeciwić się sposobowi ich postępowania z Żydami. Takie opowieści są zdecydowanie niezgodne z ówczesnymi realiami. Jeśli już miało miejsce jakieś spotkanie, to lokalni "włodarze" otrzymali co najwyżej zarządzenia i rozkazy władz niemieckich. Ich wykonanie nie podlegało żadnej dyskusji.

4. Tablica pamiątkowa w Jedwabnem, poświęcona deportowanej przez Sowietów miejscowej ludności. 

Dodatkowe sprzeczności wychodzą na jaw w konfrontacji tej relacji z inną, tym razem niedatowaną relacją tego samego Szmula Wasersztajna, także znaną wyłącznie z odpisu. Według niej Żydów było już "tylko" 1200, natomiast ich palenie trwało także następnego dnia i miało to nastąpić w "szopach" i mieli nosić nie pomnik, a obraz Lenina.

Co wykazała ekshumacja?

Z ustaleń śledztwa IPN wiadomo jednak, że nic takiego nie miało miejsca. Wyniki częściowej ekshumacji, dokonanej na miejscu zbrodni w maju 2001 roku, stanowią całkowite zaprzeczenie wersji zawartej w relacjach Wasersztajna oraz innych "naocznych" świadków. Okazało się bowiem, że ofiar było kilkakrotnie mniej (300-400 osób), na miejscu znaleziono liczne łuski karabinowe, chodź wg badań balistycznych stwierdzono jednak później, że nie pochodzą one z tego okresu. Ponadto, co ważne - ofiary nie były obrabowane, znaleziono bowiem pieniądze (w tym złote pięcio- i dziesięciorublówki), zegarki, obrączki i inną złotą biżuterię, klucze, przedmioty codziennego użytku.

Świadczy to o tym, że ofiary miały czas zabranie ze sobą cennych rzeczy osobistych i przedmiotów użytkowych, co sugeruje, że mogły spodziewać się wyjazdu jakimś transportem poza miejsce zamieszkania. Więc wbrew temu, co twierdził Wasersztajn, zwłoki nie były bezczeszczone w celu dokonania rabunku. Skoro bowiem wybijano ofiarom złote zęby, to dlaczego zaniechano ich przeszukania i pozostawiono inne wartościowe rzeczy?

5. Pomnik w Jedwabnem znajduje się w miejscu gdzie stała feralna stodoła.

Ponadto biorąc pod uwagę obszerniejszą relację i przyjąć, iż Szmul Wasersztajn był naocznym świadkiem wszystkich opisywanych zdarzeń, musiałby on w dniu 10 lipca 1941 roku pojawić się kolejno w wielu miejscach w Jedwabnem. Założenie takie jest mało prawdopodobne, albowiem musiał się ukrywać, aby samemu uniknąć śmierci. Największe rozbieżności w stosunku do obu wcześniejszych relacji istnieją w wydanej w 2000 roku autobiografii Wasersztajna, która także w wielu wątkach dotyczących zbrodni zupełnie nie pokrywa się z danymi zweryfikowanymi przez śledczych IPN. Powyższe ustalenia nakazują zatem traktować wszelkie naoczne "zeznania" i "relacje" - złożone w sprawie wydarzeń w Jedwabnem - z najwyższą ostrożnością.

Dodatkowym, niezwykle ważnym ustaleniem częściowej ekshumacji jest zanegowanie wszelkich relacji i zeznań o mordzie popełnionym na grupie kilkudziesięciu Żydów na kirkucie żydowskim i znajdującej się tam ich mogile, do której wrzucono jakoby także pomnik Lenina. Ich grób znaleziono w obrębie spalonej stodoły, a wszelkie szczegóły świadczą, że zamordowano ich wcześniej w tym miejscu i pochowano jeszcze przed spaleniem stodoły.

W Jedwabnem wyodrębniono dwa groby - w jednym, wewnątrz stodoły, są pochowani sprawni, młodzi mężczyźni, którzy mogliby stawić oprawcom rozpaczliwy opór, a w drugim, położonym wzdłuż stodoły, osoby słabsze fizycznie, jak kobiety, dzieci i starcy, którzy zginęli w pożarze. Fakt ten wskazuje na metodę dokonania zbrodni i jest dowodem, że została ona zaplanowana. Ponadto mordercy musieli dysponować dużą ilością środków zapalnych, prawdopodobnie naftą lub benzyną.

Pierwsze powojenne śledztwo 

Pierwsze działania w sprawie wyjaśnienia zagłady Żydów w Jedwabnem podjęto jeszcze w 1948 roku. Prowadził je Urząd Bezpieczeństwa z Łomży. Podstawą wszczęcia śledztwa był list napisany 29 grudnia 1947 roku przez niejakiego Całkę Migdała z Montevideo, którego tłumaczenie zostało przesłane przez Żydowski Instytut Historyczny do Ministerstwa Sprawiedliwości:

    Jestem z miasteczka Jedwabne, pow. Łomża, woj. Białystockie. Już 10 lat jak opuściłem miasteczko, pozostawiając matkę, siostrę, szwagra i dwu siostrzeńców. Mamy wiadomości, że oni zginęli nie z rąk Niemców, a z rąk Polaków. Wiemy również, że Polacy nie zostali jeszcze postawieni przed sąd. Oni żyją i mieszkają w naszym miasteczku. Nazwiska organizatorów są: Gieniek Kozłowski, Słuszeński i t. Jeden z naszego miasteczka, który dziś znajduje się w Palestynie, napisał nam o tym. Całe miasteczko zginęło przez spalenie w stodole. 

Notabene, we wspomnianej książce Grossa Migdał figuruje jako kobieta, która „uciekła podczas mordowania żydów w mieście Jedwabnem i wszystko widziała kto brał udział w mordowaniu Żydów w 1941 r. w m. Jedwabnem”. Tymczasem mężczyzna ten wyemigrował do Urugwaju w 1937 roku.

Zeznania Grądowskiego i Boruszczaka 

W toku śledztwa przesłuchanych zostało kilkadziesiąt osób, zarzuty postawiono 22. Większość podejrzanych przyznała się do udziału w dniu 10 lipca 1941 roku w Jedwabnem w działaniach skierowanych przeciwko osobom narodowości żydowskiej. Przesłuchiwani obciążyli również inne osoby. Najobszerniejsze zeznania, najbardziej obciążające miejscowych Polaków, złożyli Eljasz Grądowski i Abram Boruszczak, którzy wystąpili jako naoczni świadkowie zbrodni. Grądowski 19 stycznia  1949 roku zeznał m.in.:

    W 1941 r. kiedy wkroczyły wojska okupanta niemieckiego na teren Jedwabnego ludność polska przystąpiła do mordowania ob.[ywateli] narodowości żydowskiej, gdzie wymordowali około półtora tysiąca osób przez spalenie w stodole i zabijanie na cmentarzu (...). Po zagnaniu wszystkich żydków na rynek dali im nosić pomnik Lenina i kazali śpiewać piosenkę jeśli zawtra wojna później wybrali zdrowszych mężczyzn i zaprowadzili na cmentarz, wykopali rów i tam ich pozabijali jak kto czym, kto nożem, kto kijem, kto bagnetem, a resztę zaprowadzili do stodoły Śleszyńskiego i spalili.  

Grądowski obciążył w swych zeznaniach 25 osób, twierdząc m.in., że „Niemcy udziału w mordowaniu żydów w m. jedwabne nie brali, a nawet jeszcze kilku schowali, żeby ich Polacy nie zamordowali, stali obok i to wszystko fotografowali, jak Polacy znęcali się nad żydami”. Ponadto świadek ten zeznał, że „widział to jeszcze Boruszczak Abram”.

6. Mapka przedstawiająca hipotetyczny przebieg wydarzeń w Jedwabnym.

Następnego dnia zeznawał świadek Abram Boruszczak:

    W 1941 r. (...) ludność miejscowa m. Jedwabnego przystąpiła do mordowania ob.[ywateli] narodowości żydowskiej, gdzie wymordowali około półtora tysiąca przez zabijanie i spalenie w stodole Śleszyńskiego, odbywało się to w następujący sposób. Początkowo wszystkich zagnali na rynek bijąc kijami, po zagnaniu wszystkich żydków na rynek dali im nosić pomnik Lenina i kazali śpiewać piosenkę jeśli zawtra wojna, później wybrali zdrowszych mężczyzn i zagnali na cmentarz i kazali im wykopać rów, po wykopaniu rowu przez żydków wzięli ich pozabijali bili ich kto czym kto żelazem, kto nożem, kto kijem, po wymordowaniu wspomnianych żydów na cmentarzu, to resztę starszych i dzieci zagnali do stodoły i spalili, zaznaczam, że niemcy udziału w mordowaniu żydow nie brali, a mordowali sami polacy, niemcy stali z boku i fotografowali jak polacy mordują żydow.

Oczywiście już na pierwszy rzut oka widać, że obydwa zeznania są praktycznie jednakowe w treści. Obaj świadkowie bowiem znali się wcześniej i prawdopodobnie uzgodnili relacjonowaną przez siebie wersję wydarzeń, niespecjalnie starając się to jakoś zatuszować. Mimo to w raz z „relacjami” Szmula Wasersztajna stały się  podstawą rekonstrukcji wydarzeń przyjętej przez Sąd Okręgowy w Łomży.  Są także podstawą wszelkich "analiz" dokonanych przez Jana Tomasza Grossa oraz jego naśladowców.

I tu robi się naprawdę interesująco. Otóż podczas rozprawy w Sądzie Okręgowym w Łomży w maju 1949 wyszło na jaw, że obaj ci mężczyźni jednak nie byli świadkami wydarzeń, a na pewno jeden z nich. Eljasz Grądowski w 1940 został przez Sowietów deportowany na Syberię za kradzież, natomiast Boruszczak nigdy nie mieszkał w Jedwabnem. Poza tym Grądowski zeznał, że sprawcami zbrodni mieli być Niemcy, a nie Polacy.

Odwołane zeznania

Inni  świadkowie, zeznający w tej sprawie, byli przemocą fizyczną zmuszani przez UB do składania fałszywych zeznań, aby obciążyć współwinnych i podczas rozprawy sądowej odwoływali oni zeznania złożone przed  śledczymi bezpieki. Na przykład Bronisława Kalinowska, która najpierw oznajmiła, że miejscowa ludność zabijała Żydów, przed sądem oświadczyła, że mówiła nieprawdę, bowiem "ten pan, co badał, kazał mi tak mówić, krzyknął na mnie, beknął, aż się zlękłam, a co napisali, to ja nie wiem." Kalinowska dodała, że jest analfabetką, więc protokołujący napisał, co chciał. Zapewniła, że na rozprawie mówi prawdę.

Niektórzy podejrzani twierdzili również, że w miasteczku pojawili się jacyś przyjezdni Niemcy, którzy mieli przybyć w jednej lub kilku "taksówkach", co sugeruje samochody osobowe. Twierdzono, że Niemcy ci towarzyszyli przy spędzaniu pokrzywdzonych na rynek, podobnie jak miejscowi żandarmi. Przykładowo podejrzany Władysław Miciura podczas przesłuchania w dniu 10 stycznia 1949 roku stwierdził:  "przyjechało kilka taksówek z gestapo (...) przyszedł żandarm i kazał mi iść na rynek pilnować Żydów, by nie uciekali…"

7. Jan Tomasz Gross - autor książki "Sąsiedzi. Historia zagłady żydowskiego miasteczka. 

Julia Sokołowska, która pracowała jako kucharka na posterunku miejscowej żandarmerii, najpierw przesłuchiwana przez UB stwierdziła, że Niemcy nie brali czynnego udziału w dokonaniu zbrodni, a jedynie fotografowali jej przebieg. Kiedy została powtórnie przesłuchana przez prokuratora tuż przed zakończeniem postępowania przygotowawczego, powtórzyła w skróconej wersji swoje poprzednie zeznania, ograniczając nieco liczbę rozpoznanych sprawców. Natomiast dwa miesiące później, w trakcie rozprawy sądowej Sokołowska złożyła diametralnie odmienne zeznania. Oznajmiła, że w dniu zbrodni nie widziała żadnego z oskarżonych, a jednego z nich, którego w poprzednich zeznaniach wskazywała pomiędzy innymi sprawcami, w ogóle nie znała. Według jej słów w dniu 10 lipca 1941 roku w Jedwabnem znajdowało się 68 gestapowców, dla których przygotowała obiad oraz bardzo dużo przyjezdnych żandarmów.

Zbrodnia i kara

Wspomniane 22 osoby oskarżono: "o to, że (...) idąc na rękę władzy państwa niemieckiego brali udział w ujęciu około 1200 osób narodowości żydowskiej, które to osoby przez Niemców zostały masowo spalone w stodole Bronisława Śleszyńskiego". Spośród nich 10 osób zostało uniewinnionych, resztę skazano na kary długoletniego więzienia. W stosunku do oskarżonego Karola Bardona, który był niemieckim żandarmem i podpisał volkslistę, orzeczono karę śmierci[*]. Sąd przyjął, iż skazani (poza Karolem Bardonem) działali na rozkaz niemiecki.

Podczas procesu wyszły na jaw także inne niezwykle interesujące wątki, których jednak sąd nie wziął w ogóle pod uwagę. Mianowicie świadek Jozef (Izrael) Grądowski, który przed wojną był prezesem gminy żydowskie w Jedwabnem, zeznał, że "Eljasz Grądowski chciał pieniędzy od oskarżonych, oni nie dali mu to on ich tak oskarżył a ci ludzi są niewinni."

Oświadczenie to było związane z procederem masowego przejmowania majątków po Żydach zamordowanych podczas II wojny światowej. W afery tego typu byli zamieszani również funkcjonariusze UB pochodzenia żydowskiego, w tym Eljasz Trokenheim, szef wydziału śledczego PUBP w Łomży, który został skazany w roku 1949 na dwa lata więzienia. Wyrok ten został później zmniejszony przez Najwyższy Sąd Wojskowy jako "zbyt surowy". W samym Jedwabnem działała grupa osób, która zajmowała się zgłaszaniem fikcyjnych praw do nieruchomości pożydowskich i w ten sposób przejęła co najmniej kilka domów. Proceder uzyskiwania opuszczonych nieruchomości polegał na zgłaszaniu się do sądu rzekomych "krewnych" nieżyjących właścicieli. Następnie fałszywi świadkowie potwierdzali nieistniejące prawa wnioskodawców. Po otrzymaniu prawa własności, nieruchomości były sprzedawane, a pieniądze dzielone pomiędzy zainteresowanych.

Dlaczego przerwano ekshumację?

Samo śledztwo IPN w sprawie mordu w Jedwabnym zostało umorzone w czerwcu 2003 roku wobec niewykrycia sprawców czynu. W postanowieniu wykazano wiele niejasności oraz sprzeczności pojawiających się w aktach z przesłuchań przez śledczych UB i postępowania sądowego, a także podkreślono uchybienia i zaniedbania dokonane zarówno przez śledczych jak i sąd. Z kolei postepowania prowadzone w późniejszym czasie w okresie PRL, czy to przez prokuraturę, czy to przez Komisję Badań Zbrodni Hitlerowskich, dotyczyły wyłącznie udziału Niemców w rzeczonej zbrodni. Natomiast zeznania zebrane ówcześnie podczas śledztwa, po niemal 60 latach od zbrodni, naznaczone są wpływem wielu czynników, które powodują, że są pełne sprzeczności i mniej wiarygodne. W konkluzji, na podstawie zebranego wówczas materiału dowodowego uznano, że: zbrodni w Jedwabnym dokonała grupa kilkudziesięciu Polaków działających z niemieckiej inspiracji w poczuciu przyzwolenia ze strony Niemców i pełnej bezkarności. Na wiele postawionych pytań nie znaleziono jednak odpowiedzi.   

Niestety ekshumacja z 2001, której przeprowadzenie mogło najwięcej wyjaśnić, mimo krytyki wielu polskich środowisk została przerwana już w fazie początkowej na skutek sprzeciwu części żydowskich rabinów. W ten sposób zaprzepaszczono szansę ustalenia stanu faktycznego - ile naprawdę było ofiar, czy rzeczywiście do nich strzelano, jakie były przyczyny zgonów itp.  

8. Ekspozycja dotycząca zbrodni w Jedwabnem w Muzeum Żydów Polskich w Warszawie. 

W państwie określającym się jako „suwerenne” jest niedopuszczalne, aby jakikolwiek duchowny, czy to katolicki, żydowski bądź muzułmański, nie mówiąc już o ingerencji z zagranicy, mógł wstrzymać badania sądowo-lekarskie i uniemożliwić przeprowadzenie kompletnych oględzin wszystkich dowodów rzeczowych dokonanej zbrodni, koniecznych dla ustalenia jej szczegółów. Tym bardziej, że podnoszony przez środowiska żydowskie argument o wyjątkowości ofiar i zakazie ekshumacji jest nieprawdziwy, albowiem wielokrotnie w podobnych przypadkach prowadzono tego typu prace na wniosek strony żydowskiej. Tylko rzetelne, w pełni zakończone śledztwo pozwoli w końcu uciąć wszelkie spekulacje i sprawi, że albo Polacy zdejmą z siebie odium głównego sprawcy mordu, albo będą zmuszeni pogodzić się z niełatwą do przyjęcia rzeczywistością.

***

Źródła fotografii:

  1. Wikimedia Commons CC BY-SA 3.0 pl.
  2. Domena publiczna. 
  3. Domena publiczna. 
  4. Wikimedia Commons CC BY-SA 3.0 pl. 
  5. Wikimedia Commons CC BY-SA 3.0. 
  6. Domena publiczna.
  7. Wikimedia Commons CC BY-SA 4.0.
  8. Wikimedia Commons CC BY-SA 3.0 pl.

Bibliografia:

  • Norman Davies: Europa walczy 1939-1945. Nie takie proste zwycięstwo, Kraków 2008.
  • Jan Tomasz Gross: Sąsiedzi. Historia zagłady żydowskiego miasteczka, Sejny 2000.
  • Bogdan Musiał: Tezy dotyczące pogromu w Jedwabnem: uwagi krytyczne do książki „Sąsiedzi” autorstwa Jana Tomasza Grossa, „Dzieje Najnowsze” 2001, nr 33/3.
  • Jerzy Robert Nowak: 100 kłamstw J.T. Grossa o żydowskich sąsiadach i Jedwabnem, Warszawa 2001.
  • Mirosław Tryczyk: Miasta śmierci. Sąsiedzkie pogromy Żydów, Warszawa 2015.    
  • Postanowienie o umorzeniu śledztwa z dnia 30 czerwca 2003 roku, prowadzonego przez Instytut Pamięci Narodowej, Oddziałowa Komisja ścigania Zbrodni przeciwko Narodowi Polskiemu w Białymstoku, Akta śledztwa S 1/00/Zn., ipn.gov.pl.    


[*] Notabene Bolesław Bierut decyzją z dnia 16 stycznia 1950 roku skorzystał z prawa łaski wobec Karola Bardona, zamieniając orzeczoną wobec skazanego karę śmierci na karę 15 lat więzienia. Wielu polskich patriotów tego nie doczekało i zostało zamordowanych przez komunistycznych oprawców z wyroków stalinowskich sądów.




Komentarze