Zaginiony polski bombowiec. Co się stało z jedynym sprawnym prototypem PZL.46 "Sum"?

"Sum" był nadzieją polskiego lotnictwa. Niestety, wybuch wojny przekreślił plany jego produkcji. Zbudowano tylko dwa latające prototypy. Jeden z nich został zniszczony podczas oblężenia Warszawy. Los drugiego jest nieznany do dziś.  

Następca „Karasia”

Samolot rozpoznawczo-bombowy PZL.46 "Sum" miał stanowić nową jakość w polskim lotnictwie wojskowym. Opracowany w 1936 roku przez zespół konstruktorów Polskich Zakładów Lotniczych pod kierownictwem inżyniera Stanisława Praussa, był następcą starzejącego się w zastraszającym tempie poczciwego "Karasia". Prace projektowe prowadzono bardzo starannie, zwracając szczególną uwagę na aerodynamikę płatowca. W odróżnieniu od poprzednika, w "Sumie" zastosowano podwójne, tylne usterzenie. Novum była także wciągana w kadłub za pomocą specjalnego hydraulicznego mechanizmu gondola dla dolnego strzelca, choć ta przysparzała sporo problemów technicznych.

1. Pierwszy latający prototyp PZL.46 "Sum" .

Samolot miał układ metalowego dolnopłata ze stałym podwoziem. Załoga składała się z trzech osób. Uzbrojenie miało stanowić sześć kaemów – cztery stałe umieszczone w skrzydłach i dwa ruchome, na stanowiskach strzelców – oraz bomby o masie 600 kilogramów. Prędkość maksymalna dochodziła do 425 km/h, pułap 7700 metrów, zasięg 1300 kilometrów. Planowano zbudować 300 egzemplarzy tych nowoczesnych maszyn, które od wiosny 1940 roku miały sukcesywnie wchodzić do jednostek lotniczych. Również Bułgaria zamówiła 12 egzemplarzy zmodyfikowanego typu PZL.46B.

Niestety, 1 września 1939 roku do lotu nadawał się tylko drugi prototyp "Suma", oblatany w marcu 1939 roku, oznaczony jako PZL.46/II. Pierwszy prototyp nie nadawał się do lotów ze względu na uszkodzenie podwozia, do którego doszło w ostatnich dniach sierpnia podczas lądowania Bolesława Orlińskiego. Został on później zniszczony podczas bombardowania Okęcia. Trzeci prototyp w chwili wybuchu wojny znajdował się jeszcze w fazie montażu. Natomiast drugi prototyp został 3 września ewakuowany przez pilota doświadczalnego Państwowych Zakładów Lotniczych podporucznika inżyniera Stanisława Riessa z Okęcia na lotnisko polowe Ogrodzienice koło Grójca, gdzie przebazowano także maszyny LOT-u, potem do Lwowa, a następnie do Wielicka koło Łucka. Tam uszkodzone zostało usterzenie PZL.46/II, ale udało je się naprawić i po agresji Sowietów maszyna odleciała do Bukaresztu.

Tajna misja do oblężonej stolicy 

W stolicy Rumunii okazało się, że potrzebny jest samolot do przelotu z misją do oblężonej Warszawy. Ze względu na duży zasięg lotu, postanowiono właśnie "Sumem" dostarczyć do obleganej przez Niemców stolicy rozkazy internowanego w Rumunii Naczelnego Wodza marszałka Edwarda Rydza-Śmigłego, w których polecał on utworzyć w okupowanej Polsce organizację konspiracyjną wzorowaną na dawnej Polskiej Organizacji Wojskowej.

2. Podporucznik inż. Stanisław Riess. 

Stanisław Riess zgłosił się na ochotnika. Problem był tylko jeden – samolot trzeba było uprowadzić. Mechanicy LOT-u, pod pretekstem przebazowania "Suma" na lotnisko wytwórni IAR w Brasov, gdzie miał być zgodnie z prośbą Polaków przechowany do końca wojny, napełnili zbiorniki paliwem. 26 września, pod pretekstem dokonania próby naziemnej, uruchomiono silnik samolotu, który ostatecznie zakończył się startem o godzinie 14.30. Rumunii nie interweniowali, jedynie jeden z będących na lotnisku oficerów symbolicznie wypalił kilka razy w powietrze z pistoletu. Oprócz podporucznika inżyniera Stanisława Riessa na pokładzie PZL.46 znaleźli się: wysłannik Naczelnego Wodza major Edmund Galinat, kapral Władysław Hackiewicz oraz strzelec pokładowy – radiotelegrafista kapral Władysław Urbanowicz. 

Lot odbywał się na pułapie 4500 m, bez widoczności ziemi, w trudnych warunkach atmosferycznych, przy kłębiastych, deszczowych chmurach. Miało to też swoją dobrą stronę, bowiem w przypadku napotkania nieprzyjacielskich samolotów, można było się w nie skryć. Dolot do Warszawy ułatwiły pilotowi dymy pożarów, ścielące się nad miastem. Riess posadził "Suma" na Polu Mokotowskim, między polskimi i niemieckimi liniami: 

Ostatnie wynurzenie się z chmury - powitała krótka seria smugowych pocisków. Krótka i niepewna, bo zaraz umilkła. Pięćdziesiąt metrów pod nami minął nas Henschel i łagodnym łukiem schodził na Okęcie, pełne niemieckich samolotów. My natomiast, na pełnych klapach, na łeb na szyję nurkowaliśmy ze Służewca w stronę Mokotowa. Mokotów pusty, spoglądał w niebo głębokimi dołami lejów. Cisza zupełna, nikt nie strzela. Wybrałem dróżkę między lejami i po chwili kołowałem w stronę ulicy Wawelskiej, Teraz dopiero lasek ożywił się i sypali się do nas żołnierze - na szczęście nasi, z porucznikiem technicznym z 1 pułku lotniczego na czole, któremu wszyscy, to znaczy cała załoga samolotu, zawdzięczaliśmy życie, on to bowiem rozpoznał "Suma", którego widział kilkakrotnie w fabryce w czasie prób i wstrzymał naszych, dobrze już wprawionych strzelców, od "spuszczenia" nas na ziemię. Niemcy z okopów po drugiej stronie pola Mokotowskiego też jednak poznali swoją omyłkę i kilkoma seriami zabawnie świecących pocisków przerwali nam powitanie, wpędzając nas do okopów.

3. W oblężonej Warszawie "Sum" wylądował na Polu Mokotowskim. Na fotografii lotnisko przed wojną - widok w kierunku Śródmieścia. 

Podczas lądowania maszyna wpadła w lej po bombie i lekko uszkodziła podwozie. Zdołano je jednak naprawić i następnego dnia o świcie samolot był gotów do lotu.

Ostatni polski samolot z Warszawy

27 września o godzinie 4.30 "Sum" wystartował z Warszawy i skierował się w stronę neutralnej Litwy. Na jego pokładzie zamiast majora Galinata, który pozostał w stolicy, znalazł się kapral pil. Ignacy Radzymiński. Od startu, aż do Jabłonny maszyna była ostrzeliwana przez niemiecką artylerię przeciwlotniczą. O godzinie 6.00 podporucznik Riess wylądował na lotnisku Freda w Kownie. Załoga "Suma" nie była zbyt pilnie strzeżona przez Litwinów. Dzięki temu udało jej się przedostać się na Zachód i wstąpić w szeregi Polskich Sił Zbrojnych.

4. PZL.46/II "Sum" - egzemplarz, który przedarł się do Warszawy, a później zaginął na Litwie. 

Samolot PZL.46/II "Sum" został zatrzymany przez władze litewskie. Litwini oznaczyli go w swoich dokumentach numerem 2. Specjalna komisja pod przewodnictwem kapitana Norbertasa Adomkevičiusa wyceniła maszynę na 90 tys. litów. Z archiwalnych dokumentów litewskich wynika, że jeszcze na początku lipca 1940 roku, czyli trzy tygodnie po wkroczeniu Armii Czerwonej na Litwę, samolot stał na lotnisku w Kownie. Potem wszelki ślad po nim zaginął.

Istnieją dwa możliwe warianty rozwiązania tej zagadki. Albo "Sum" został przejęty przez Sowietów i wywieziony w głąb kraju w celu zapoznania się z jego konstrukcją, albo samolot stał na lotnisku w Kownie do czasu zajęcia miasta przez Wehrmacht w czerwcu 1941 roku. Jeśli był uszkodzony lub zdewastowany, Niemcy mogli go po prostu zezłomować. A może spotkał go jeszcze inny los?

***

Źródła fotografii:

  1. Domena publiczna.
  2. Domena publiczna.
  3. Narodowe Archiwum Cyfrowe.
  4. Domena publiczna. 

Bibliografia:

  • Jerzy B. Cynk: Siły lotnicze Polski i Niemiec. Wrzesień 1939, Warszawa 1989. 
  • Andrzej Glass: Polskie konstrukcje lotnicze 1893-1939, Warszawa 1976.
  • Dariusz Kaliński: Twierdza Warszawa. Pierwsza wielka bitwa miejska II wojny światowej, Kraków 2022. 
  • Hubert Mordawski: Polskie Lotnictwo Wojskowe 1920-1939. Od tryumfu do tragedii, Wrocław 2011.
  • Andrzej Morgała: Polskie samoloty wojskowe 1918-1939, Warszawa 1972. 
Tekst powstał m.in. w oparciu o moją książkę pt. "Twierdza Warszawa", dotyczącą walk w obronie stolicy we Wrześniu 1939 roku. 


Komentarze