O świcie 17 września... Pierwsze godziny agresji Sowietów na Polskę

Rankiem 17 września 1939 roku, wypełniając postanowienia Paktu Ribbentrop – Mołotow i łamiąc polsko-sowiecki pakt o nieagresji, Armia Czerwona bez formalnego wypowiedzenia wojny uderzyła na Polskę. Opór agresorom na granicy liczącej ponad 1400 km długości próbowały stawiać nieliczne formacje Korpusu Ochrony Pogranicza.

Przygotowania do agresji

Koncentracja jednostek Armii Czerwonej do agresji na Polskę zaczęła się 24 sierpnia 1939 roku, nieomal od razu po podpisaniu paktu z Niemcami. 3 września ludowy komisarz obrony Kliment Woroszyłow wydał dyrektywy dla oddziałów Leningradzkiego, Kalinińskiego, Białoruskiego, Kijowskiego, Moskiewskiego i Charkowskiego Okręgów Wojskowych rozkazujące podwyższenie gotowości bojowej, a także wstrzymujące na miesiąc zwolnienia żołnierzy przeznaczonych do rezerwy i przerywające urlopy dowódców jednostek. Trzy dni później ogłoszona została powszechna mobilizacja. Służby logistyczne rozpoczęły żmudny proces zaopatrzenia jednostek w żywność i paszę. Podjęta została również decyzja o rekwizycji z instytucji cywilnych samochodów oraz koni i furmanek. 

1. Kolumna sowieckiej piechoty maszerująca w kierunku polskiej granicy. 

Mimo ogromnych perturbacji związanych z organizacją mobilizacji, oddziały Armii Czerwonej, choć wiele nie do końca ukompletowanych, od 8 września zaczęły ruszać nad granicę z Polską. Pięć dni później prawie wszystkie znalazły się w przeznaczonych dla nich rejonach przygranicznych. Na bazie sztabów Kijowskiego i Białoruskiego Okręgów Wojskowych utworzone zostały dowództwa przewidzianych do inwazji frontów: Ukraińskiego i Białoruskiego. Dowodzili nimi – odpowiednio – komandarm 1. rangi Siemion Timoszenko i komandarm 2. rangi Michaił Kowalow.  W skład każdego z frontów wchodziły po trzy armie, obejmujące łącznie 9 korpusów strzeleckich, 1 dywizję strzelecką, 4-5 korpusów kawalerii, 1 dywizję kawalerii, 2 korpusy pancerne i 12 brygad pancernych. Ogółem w pierwszym rzucie do ataku na Polskę wystawiono potężne siły lądowe liczące 620 tys. żołnierzy uzbrojonych w prawie 5 tys. dział i moździerzy oraz ponad 4700 czołgów, wspierane przez prawie 3300 samolotów. Ponadto już od 1 września 1939 roku w stan alarmu postawiono jednostki sowieckiej Floty Bałtyckiej liczące 160 jednostek pływających i 400 samolotów lotnictwa morskiego.

Oprócz wojska do swoich zadań w Polsce przygotowywały się także służby bezpieczeństwa w postaci grup specjalnych NKWD. Formacje te liczyły po 40-70 ludzi i podzielone były na mniejsze podgrupy po 7-12 czekistów. Każdej z nich przydzielono odpowiedni rejon działania na terytorium Polski. Ich przeznaczenie było w dużym stopniu tożsame z zadaniami wykonywanymi w Polsce przez niesławne niemieckie formacje Einsatzgruppen. Enkawudziści z grup specjalnych mieli przede wszystkim zająć najważniejsze polskie obiekty wojskowe i cywilne, zabezpieczyć wszelkie kosztowności i archiwa oraz wyłuskać i unieszkodliwić potencjalnych "wrogów ludu" i "kontrrewolucjonistów". Podobnie jak ich niemieccy sojusznicy, czekiści dysponowali listami proskrypcyjnymi tych osób, przygotowanymi jeszcze przed wojną. Jeden tylko z dokumentów zawierał nazwiska i dokładne dane 4643 obywateli polskich. Takich list było kilka. Do wsparcia dowódców grup operacyjnych przeznaczono również po 300-osobowym batalionie wojska.

Dywersja i propaganda 

Sowieci zorganizowali również grupy dywersyjno-sabotażowe i rozpoznawcze, które miały siać zamęt na polskim zapleczu. Za ich przygotowanie odpowiedzialni byli oficerowie wywiadu i jednostki powietrzno-desantowe. Niektóre z nich utworzono jeszcze w okresie międzywojennym na terytorium Polski. Rekrutowano do nich członków organizacji komunistycznych oraz przedstawicieli kresowych mniejszości narodowych: Żydów, Białorusinów i Ukraińców. Celem sowieckich dywersantów i bojówkarzy byli żołnierze Wojska Polskiego, Korpusu Ochrony Pogranicza, funkcjonariusze Policji Państwowej oraz newralgiczne elementy infrastruktury terenowej i obronnej na polskich Kresach.

2. Replika polskiego słupa granicznego stojącego na wschodniej granicy państwa. 

W celu odpowiedniego przygotowania własnego społeczeństwa do wojny kierownictwo na Kremlu zadbało także o zapewnieniu odpowiedniej otoczki propagandowej. Już 2 września 1939 roku zainicjowana została pełna oszczerstw kampania propagandowa przeciwko zmagającej się z niemieckim najazdem Polsce.

Polskie siły na Kresach

Przed wybuchem wojny w garnizonach rozmieszczonych na terenie polskich Kresów Wschodnich -  Wileńszczyźnie, Polesiu, Podolu i Wołyniu - stacjonowało jedenaście dywizji piechoty i cztery brygady kawalerii. Poważną siłę stanowiła również operująca na Prypeci i jej dopływach Flotylla Pińska. Posiadała ona w swoim składzie 40 jednostek bojowych i 68 pomocniczych jednostek pływających. Jej głównym zadaniem było wsparcie ogniowe jednostek lądowych oraz dokonywanie samodzielnych rajdów przeciwko siłom nieprzyjaciela. Na Kresach zmobilizowano również cztery rezerwowe dywizje piechoty, jedną brygadę kawalerii oraz osiemnaście batalionów obrony narodowej.   

Wraz ze skierowanie wszystkich możliwych sił na front niemiecki oraz planowaną koncentracją wojsk na tzw. przedmościu rumuńskim przeciwko czerwonej nawałnicy ze wschodu mogło się przeciwstawić około 395 – 425 tys. żołnierzy. Niestety najlepsze jednostki Wojska Polskiego walczyły na zachodzie Polski. Na wschodzie znajdowały się głównie jednostki tyłowe, oddziały słabo przeszkolonych rezerwistów czy żołnierze z rozbitych jednostek. Ci ostatni, często po dramatycznych przeżyciach wojennych, byli w kiepskiej kondycji, tak psychicznej jak i fizycznej. Około połowy z polskich żołnierzy nie posiadało broni, zarówno osobistej jak i ciężkiej, jako że wielkie jej ilości również odesłano na zachód w związku z zagrożeniem niemieckim. Duża część posiadanego na Kresach uzbrojenia była mocno wyeksploatowana, z niewielką ilością amunicji.

3. Monitory Flotylli Pińskiej.  

Podobnie zła sytuacja była w jednostkach Korpusu Ochrony Pogranicza, w którym znaczny odsetek stanowili rezerwiści powołani na miejsce oddziałów, które odeszły na zachód. Nie dość że obniżył się stan liczebny KOP-u, to został on jeszcze pozbawiony praktycznie całej swojej artylerii. W sumie całej, liczącej 1442 km granicy ze Związkiem Sowieckim strzegło około 10 tys. Kopistów, zgrupowanych w 18 batalionach i zorganizowanych w jedna brygadę i siedem pułków. Część tych żołnierzy stanowiła załogi 190 strażnic usytuowanych w bezpośredniej bliskości linii granicznej. Etatowo załoga strażnicy liczyła 11 żołnierzy, którzy ochraniali 8-10 km granicy.

Dwa bataliony forteczne – "Sarny" i "Małyńsk" – obsadzały linię przeszło 200 betonowych schronów bojowych wybudowanych na Polesiu. Fortyfikowanie wschodniej granicy Rzeczypospolitej rozpoczęto na początku lat 30-tych. Jednak z uwagi na mizerię finansową nie udało się w całości ukończyć zaplanowanego systemu obronnego. Powstało łącznie ponad 500 nowych obiektów fortecznych, w rejonie Sarn oraz na odcinku Baranowickiego Rejonu Umocnionego na pograniczu Polesia i Nowogródczyzny.       

Na kresowych lotniskach znajdowały się resztki ocalałego z walk z Luftwaffe Polskiego Lotnictwa Wojskowego. Dywizjony Brygady Pościgowej, liczące 46 myśliwców PZL P.11 oraz 8 PZL P.7, rozmieszczone były na lotniskach Denysow, Petlikowice i Liliatyńce. Około 20 bombowców PZL P.37 "Łoś" z Brygady Bombowej bazowały na lotniskach w Gwoździcu Starym i Buczaczu. 

Zaatakowali z myślą o "Stalinie i Ojczyźnie"…

Strażnice Korpusu Ochrony Pogranicza jako pierwsze przyjęły na siebie impet sowieckiego ataku. Do ich likwidacji wyznaczono specjalne grupy sowieckich pograniczników, liczące 2-3 plutony piechoty, uzbrojone w 2-3 karabiny maszynowe. Żołnierze ci mieli niepostrzeżenie podejść z kilku stron pod polskie obiekty graniczne i obrzucając je granatami, błyskawicznie opanować. W przypadku stawiania przez żołnierzy KOP-u silniejszego oporu, wsparciem sowieckich pograniczników miały być oddziały Armii Czerwonej.

4. Sowiecki plakat propagandowy z września 1939 roku - Armia Czerwona wyzwala chłopów z "pańskiego" jarzma.  

Większość polskich strażnic granicznych została niespodziewanie zaatakowana przed świtem 17 września 1939 roku. Działaniom tym towarzyszyła odpowiednia propagandowa otoczka. Kronikarz jednej z sowieckich dywizji piechoty pisał:

     Dokładnie o 4.00 dywizja ześrodkowała się pod przykryciem nocy na pozycjach wyjściowych, do przejścia granicy państwowej. Żołnierze bez szmeru podeszli do zapór z drutu kolczastego, oddzielającego świetlany świat socjalistyczny od świata nędzy  i kapitalistycznego wyzysku, i z myślą o Stalinie i Ojczyźnie o 4.30 zaczęli ciąć druty. Bez wystrzału, bez sygnału, dokładnie o 5.00 (…) poszły nasze oddziały przez wycięte w drutach przejście, przez granicę.

Bolszewików były setki…

Strażnice "Czuryłowo", "Leonpol" oraz "Słoboda", usytuowane na styku granicy polsko-sowiecko-łotewskiej, znalazły się w pasie natarcia sowieckiej 3. Armii komkora Wasilija Kuzniecowa ze składu Frontu Białoruskiego. Polskie placówki obsadzone były przez siły 3. Kompanii z  Batalionu KOP "Łużki" Pułku "Głębokie" dowodzonej przez por. Witolda Połońskiego. Strażnica "Czuryłowo" została zaatakowana przez około 50 sowieckich pograniczników wspartych bronią maszynową. Po odcięciu linii telefonicznych z sąsiednimi placówkami i zabiciu strażnika, budynek został obrzucony granatami i stanął w płomieniach. Łącznie poległo 5 Kopistów, a 7 dostało się do niewoli.

5. Żołnierze batalionu KOP "Łużki" podczas uroczystości z okazji odzyskania przez Polskę niepodległości 11 listopada 1934 roku.   

Strażnica i sztab kompanii w Leonpolu nie dały się zaskoczyć i Polacy przywitali napastników ogniem.  Jednak ich placówka atakowana była aż przez trzy kompanie piechoty wspierane przez pociąg pancerny. Oto co o walce pisze naoczny świadek tych wydarzeń Julian Białowąs:

     Bolszewików były setki, a z naszej strony kilka dwuosobowych patroli oraz słaby odwód kompanii i nieliczna załoga strażnicy. (…) Chłopcy po nierównej walce wycofali się do lasu na południe od Leonpola. Straty po naszej stronie wyniosły 3 zabitych. Zginął ranny w obie nogi erkaemista, który zacisnąwszy je paskiem spodni, bronił się do wyczerpania amunicji. Młody porucznik [Witold Połoński - DK] tylko w koszuli biegł z kwatery prywatnej do budynku kompanii. Prawie u celu został osaczony przez napastników. Zabił trzech, ale sam został zakłuty bagnetami. Bolszewicy twierdzili, że zabił ich komandira. Zginął tez krawiec kompanijny. W czasie strzelaniny przed budynkiem wyskoczył przez okno wprost pod lufę czerwonoarmisty.

Równie zacięta musiała być walka w obronie strażnicy "Słoboda", gdzie z polskiej strony zginęło 16 żołnierzy, a 7 trafiło do niewoli. Sowieci stracili 9 ludzi, którzy utonęli w granicznej Dźwinie, zaś 4 było rannych.

Obraz nędzy, brudu i chamstwa…

3. Kompania graniczna KOP "Bakszty Małe", dowodzona przez kpt. Stanisława Rawę, obsadzała strażnice: "Budźki", "Bakszty Małe" i "Radoszkowice". Załoga strażnicy "Budźki" broniła się prawie godzinę, a jej opór złamano o 4.25. Do niewoli dostało się 6 żołnierzy, bolszewicy mieli jednego zabitego i jednego rannego. Przez dwie i pół godziny, do 5.35 walczyła, z przeważającymi siłami bolszewickimi załoga strażnicy "Bakszty Małe". Po stronie polskiej miało zginąć 2 oficerów, zaś pięciu odnieść ciężkie rany. Sowieci wzięli do niewoli 25 żołnierzy, w tym dowódcę. Ich straty wyniosły 2 ciężko i jeden lekko ranny. Tak wspominała świt 17 września córka kpt. Rawy - Jadwiga, wówczas kilkuletnia dziewczynka:  

     Około 4. rano usłyszeliśmy komendę i krzyki. Ojciec ubrał się pospiesznie i pobiegł do żołnierzy, a ja , moja Matka i siostra zostałyśmy w mieszkaniu. Widziałyśmy przez okno (budynek parterowy), jak Ojciec wydaje rozkazy żołnierzom, a nam pokazywał ręką, że mamy się kłaść na ziemię, ponieważ w tym czasie trwała już regularna bitwa i kule również wpadały przez okna do mieszkania. Po pewnym czasie żołnierze sowieccy wpadli do sieni naszego domu i zaczęli nawoływać do poddania się. Moja Matka wyszła z pokoju i powiedziała: "Panowie, proszę nie strzelać, tu są tylko kobieta i dzieci" (Ja miałam 4, a siostra 14 lat).

     W odpowiedzi któryś z żołnierzy wystrzelił i zranił moją Matkę w rękę. Następnie wyprowadzono nas z domu i kazano stać wszystkim trzem z podniesionymi rękami, również Matce, której krew spływała po rękawie. Dopiero moja siostra powiedziała, że to nieludzkie i pozwolono Jej opuścić ręce. Opatrunek zrobił Jej jakiś felczer wojskowy, ale jego ręce i wszystko było tak brudne, że to cud Boski, że Matka przeżyła. W tym czasie kompania żołnierzy polskich oraz podoficerowie zrobili już rozbrojenie przed domem, pod karabinami Rosjan. Ojca z nami nie było. Te wojska radzieckie, które wiedziałam 17 września to był obraz nędzy, brudu i chamstwa.

6. Napisana ordynarną polszczyzną ulotka adresowana do żołnierzy Wojska Polskiego.  

Rosjanie zaatakowali najpierw kuchnię…


Dość niecodzienna sytuacja, która świadczy o marnym przygotowaniu kwatermistrzowskim Armii Czerwonej do ataku na Polskę, miała miejsce na Wołyniu. Sowieckie oddziały po przełamaniu granicy, około 3.00 podeszły pod miejscowość Sapożyn, gdzie stacjonowało dowództwo kompanii granicznej KOP o tej samej nazwie. Wspomina st. szer. Edmund Pluciński, pełniący feralnej nocy służbę przy telefonie w budynku koszarowym kompanii:

     Szli rozmaitymi formacjami, strzelając raz po raz w stronę koszar, wołali Ruki w wierch! Nasz budynek  stał przy drodze. Chwyciłem mój karabin i wypadłem na balkon, lecz por. Klaczyński, który po jakiejś kontuzji miał rękę na temblaku, krzyknął: Pluciński padnij, nie strzelaj! W tym momencie Rosjanie wdarli się do naszego budynku i nas ogarnęli. Byliśmy już bezbronni. Rosjanie natomiast "zaatakowali" najpierw naszą kuchnię i przygotowany dla nas wojskowy gulasz jedli łapczywie czym się dało, brudnymi rękami, chochlami i bagnetami wyławiali kawałki mięsa. Byli brudni, w długich nieobrębionych szynelach, z bronią na sznurkach.

7. Strażnica KOP w Korcu na Wołyniu. Tego typu obiektów wzdłuż całej polsko-sowieckiej granicy wzniesiono 190. 

Podobny przebieg, jak wyżej przedstawione, miał atak na strażnice KOP-u wzdłuż całej granicy polsko-sowieckiej. Załogi niektórych placówek opuściły je bez walki i wycofały się do macierzystych oddziałów. Zdarzyły się również miejsca zupełnie nieatakowane, gdzie obsady pełniły jeszcze służbę nawet ponad dobę. Tam natomiast, gdzie Polacy stawili silniejszy opór Sowieci podciągali artylerię i czołgi.

Straty są nieznane

Nieznane są dokładne straty, jakie ponieśli obrońcy i napastnicy w tych pierwszych godzinach agresji. Czesław Grzelak w swym nieocenionym opracowaniu "Kresy w czerwieni", opierając się na sowieckich archiwach, podaje dane dotyczące pasa działań Frontu Białoruskiego. Miało tam polec 153 żołnierzy KOP i 7 cywili. Do niewoli, według tego samego źródła, poszło 460 Polaków, z których 49 było rannych. Jeśli wierzyć tym liczbom, to stanowiło to łącznie około 10% polskich sił osłaniających tę część granicy. W stosunku do zaangażowanych sił i środków sowieckich straty były więc stosunkowo niskie. Świadczy to o znakomitym wyszkoleniu żołnierzy KOP-u, nawet tych powołanych w ostatniej chwili do służby rezerwistów. Straty sowieckie są nieznane.

8. Wspólna defilada wojsk sowieckich i niemieckich w Brześciu nad Bugiem 22 września 1939 roku.  

Warto zauważyć, że odnotowano tu również ofiary cywilne. Być może pierwszym cywilem, który poniósł śmierć na Kresach w wyniku sowieckiej inwazji był Marian Pawlicki, mieszkaniec położonej około 1,5 kilometra od granicy osady wojskowej Weteranówka w powiecie krzemienieckim na Wołyniu. Pełnił on tej nocy wartę straży obywatelskiej i został zastrzelony przez sowiecki patrol około godziny 4.45.  

Na dzień przed agresją Sowieci rozpoczęli także przerzut na polska stronę grup dywersyjno-sabotażowych. Większość z nich przeniknęła  granicę lądem, jednakże komkor Wasilij Kuzniecow, dowódca 3. Armii Frontu Białoruskiego zadecydował o zrzucie dwóch grup z powietrza. Miały one lądować na spadochronach nocą 16/17 września w rejonie Wilna i Postaw. Doprowadziło to do kuriozum, bowiem okazało się, że piloci nie byli przeszkoleni do lotów nocnych a dywersanci nigdy nie skakali na spadochronach! W efekcie grupa "wileńska" nie doleciała do celu i zawróciła a jeden samolot rozbił się przy lądowaniu. Z dwóch "gierojów", którzy mieli lądować w rejonie Postaw, jeden wyskoczył, natomiast drugi ukrył się w zakamarkach samolotu i wrócił na lotnisko!    

***

Źródła fotografii:

  1. Domena publiczna. 
  2. Wikimedia Commons CC BY-SA 4.0. 
  3. Domena publiczna. 
  4. Domena publiczna.
  5. Domena publiczna.
  6. Domena publiczna.
  7. Domena publiczna.
  8. Wikimedia Commons CC BY-SA 3.0 de. 

Bibliografia:

  • Powyższy tekst stanowi przeredagowany na potrzeby tego artykułu fragment mojej książki pt. "Czerwony najazd", Kraków 2019. 

Komentarze